include ("gora.php");?>
WITAMY SERDECZNIE
NA INTERNETOWEJ STRONIE
OLESKIEGO MUZEUM REGIONALNEGO
Nowa wystawa w muzeum W związku z podwójnym jubileuszem Cechu Rzemiosł Różnych i Małej Przedsiębiorczości w Oleśnie Oleskie Muzeum Regionalne przygotowało wystawę „Dzieje oleskiego rzemiosła”. Oleski Cech obchodzi w tym roku rocznicę 430-lecia cechu wspólnego i 50-lecia Domu Rzemiosła. Wystawa prezentuje zbiory Cechu i Muzeum, a także zbiory prywatne: wieloletniego Starszego Cechu Feliksa Kniejskiego oraz mistrza fryzjerstwa i kolekcjonera Jana Piecha. Ukazuje historię rodzimego rzemiosła od średniowiecza po teraźniejszość, zdjęcia dokumentów i pieczęci cechowych, których oryginały znajdują się w archiwach państwowych, przedwojenne dyplomy czeladnicze i mistrzowskie, zdjęcia archiwalne Cechu, dyplomy, albumy ze zdjęciami, odznaczenia - w tym Szablę Kilińskiego, najwyższe wyróżnienie polskiego rzemiosła przyznane Feliksowi Kniejskiemu. Wystawę można zwiedzać do 27 listopada. ZAPRASZAMY Zdjęcia na muzealnym facebooku
XXV Spotkanie Muzealne „Dzieje oleskiego rzemiosła”
W dniu 11 października 2014 r. Cech Rzemiosł Różnych i Małej Przedsiębiorczości w Oleśnie obchodził podwójny jubileusz - 430-lecia cechu wspólnego i 50-lecia Domu Rzemiosła. W ramach tej uroczystości została zaprezentowana historia oleskiego rzemiosła przez Dyrektora Oleskiego Muzeum Regionalnego Ewę Cichoń. Prezentacja ta była XXV Spotkaniem Muzealnym przygotowanym dla licznego grona przedstawicieli cechów i gości z całego województwa opolskiego oraz lokalnych rzemieślników. Początki rzemiosła na ziemiach polskich sięgają okresu wczesnopiastowskiego. Cechy zrzeszające rzemieślników pojawiły się na naszych ziemiach w XIII w. Podobnie było w Oleśnie, wykształconym na skrzyżowaniu szlaków handlowych (bursztynowego i królewskiego). Związany z tym spory ruch handlowy, funkcjonująca komora celna wymieniona w najstarszym dokumencie o Oleśnie z 1226 r., a zwłaszcza lokacja miasta na prawie niemieckim w 1275 r. niewątpliwie przyczyniły się do rozwoju rodzimego rzemiosła. Po lokacji Olesno zostało objęte organizacją cechową, która była nową formą organizacji rzemiosła przywiezioną z Zachodu. Rozwój osadnictwa, wykształcenie się rynku lokalnego wskazuje na rozwój rękodzieła rzemieślniczego w średniowieczu. Wzdłuż czworobocznego Rynku ustawione były jatki mięsne, chlebowe i szewskie, nazywane także ławami targowymi, na których rzemieślnicy wystawiali swoje produkty na sprzedaż. Były one własnością pana feudalnego. Wyroby miejscowych rzemieślników wolno było sprzedawać na straganach, których liczba była ściśle określona, zazwyczaj w dokumencie lokacyjnym miasta. Pan pobierał od dzierżawców ław stały czynsz. Ławy w imieniu księcia przydzielał użytkownikom wójt miejski . Największą popularnością cieszyły się ławy ustawione wzdłuż zachodniej pierzei Rynku, ponieważ po tej stronie usytuowany był kościół parafialny, z którego, po nabożeństwach, przychodziło wielu oleśnian na targ. Niezrzeszony w cechu majster nie mógł dzierżawić żadnej ławy. Cechy były wtedy przymusowym związkiem skupiającym rzemieślników danej branży. Tworzyły one samorząd rękodzielników, pod kierownictwem własnego cechmistrza. Cech miał rygorystyczne przepisy zawarte w statutach organizacyjnych, które określały także ilość majstrów. Tępiły tzw. partaczy, czyli rzemieślników niezrzeszonych. Szkolenie odbywało się wg trójstopniowej organizacji zawodowej: począwszy od ucznia przez czeladnika do uzyskania tytułu majstra, czyli mistrza w swojej kategorii zawodowej. Uczniów egzaminował starszy cechmistrz w obecności innych majstrów. Składaniu egzaminu czeladniczego towarzyszyły uroczyste ceremoniały. W celu udoskonalenia się w swoim rzemiośle czeladnik musiał odbyć kilkuletnią wędrówkę czeladniczą do miasta. Po złożeniu egzaminu mistrzowskiego następowało uroczyste wprowadzenie go do zrzeszenia, już jako samodzielnego majstra. Adept zobowiązany był wystawić na własny koszt sutą ucztę dla braci cechowych. Oprócz monopolu na produkcję i zbyt towarów, cechy rzemieślników kontrolowały jakość i cenę produktów, rozdzielały surowce, dbały o sieroty i wdowy członków korporacji. Im powierzano także obronę miasta. Pierwsze ślady w źródłach pisanych o oleskim rzemiośle pochodzą dopiero z pocz. XV w., niewątpliwie jednak miasto lokowane w 1275 r. posiadało własne organizacje cechowe pod koniec XIII i w XIV w. Brak źródeł archiwalnych dotyczących oleskiego rzemiosła nie pozwala odtworzyć jego dziejów od XIII do XIV w. W opracowaniu F. A. Zimmermanna znajduje się informacja o najstarszych cechach w Oleśnie, mianowicie o cechu sukienników z 1406 r. i cechu rzeźników z 1411 r. Księga pamiątkowa rzemiosła podaje, że w Oleśnie istniał w XV w. cech kowalsko-ślusarski, zwany potocznie cechem metalowców . Zenon Kurzeja, a za nim Barbara Leszczyńska podają, że w Oleśnie w XV w. na pewno były także cechy szewców, krawców, garncarzy, kołodziejów i piekarzy . Właściciel oleskich jatek, książę strzelecko-niemodliński Bernard, w dokumencie z 5 czerwca 1450 r. nadał rycerzowi Henrykowi z Budzowa jedną z jatek mięsnych, a w 1451 r. przekazał jedną taką jatkę cechowi rzeźników w Oleśnie . W 1452 r. książę ten zostawił prawa do jatek mięsnych miastu za cenę 20 grzywien . Toteż w połowie XV w. większość ław mięsnych stała się własnością miasta. O wzrastającej roli rzemiosła świadczy fakt, że w II poł. XV w. rajcami miejskimi byli wyłącznie rzemieślnicy. W dokumencie z 7 stycznia 1478 r. figurują nazwiska oleskich rzemieślników. Występują tam wójt Wawrzyniec Laszuk (Laschuck), szewc z zawodu, oraz szewc Stanisław i kołodziej Andrzej, obaj piastujący urząd rajców miejskich . Dokument z dnia 2 lipca 1486 r. poświadczyli burmistrz Stanek, rajca Szymon Mruk, kołodziej Andrzej i szewc sprawujący urząd wójta Wawrzyniec Laszuk (Laschuck). Skoro piastującym urząd wójta był szewc, świadczyć to może o wpływowej roli cechu szewców. Od XV w. Olesno stało się centralnym ośrodkiem życia gospodarczego całej okolicy. Wywożono do innych miast wiele miejscowych wyrobów, takich jak płótno, kapelusze, wyroby tkackie, kowalskie oraz karpie z oleskich stawów. Sprowadzano zaś śledzie, ołów, łój, wosk, miód, skóry, konie i wełnę. Sporo mieszczan oleskich znajdowało się wśród rzemieślników Krakowa, wielu osiedliło się tam. W księgach miejskich Krakowa spotykamy imiona oleskich mieszczan: szewca Adama z Olesna (1396), szewca Stanisława (1410), Wojciecha Goldschmidta (1487), Mikołaja Weinricha (1440), Marcina Velgenera (1444), Stanisława Lischa (1470), Piotra z Olesna (1484), Michała Beyera (1484), złotnika Jana (1439), Stanisława Bujaka (1486), złotnika Albrechta (1484) . Wymienieni złotnicy to rzemieślnicy o wysokich kwalifikacjach, a do Krakowa przybyli z pewnością w ramach obowiązkowych wędrówek czeladniczych. Gospodarcze powiązania Olesna z Krakowem zaowocowały kontaktami na płaszczyźnie kulturalnej. Synowie mieszczan z Olesna (Wilhelm Johannes, Andrzej Gregory z Olesszna i inni) studiowali w Akademii Krakowskiej . W latach 1400-1512 było ich aż dziesięciu. Oleśnianie utrzymywali kontakty handlowe także z Czechami, Morawami, Wrocławiem. Niegdyś w archiwum miejskim znajdowały się dokumenty związane z oleskim rzemiosłem. Wiele spłonęło wraz z całym archiwum w nocy z 22/23 stycznia 1945 r., gdy żołnierze radzieccy podpalili ratusz i centrum miasta. Jednym z takich pergaminów były akta cechu piekarzy z Olesna z 1521 r. Badacz oleskiego rzemiosła Damian Tomczyk podaje, że prywatny właściciel Olesna Jan von Beess wydał przywilej piernikarski oleskiemu piernikarzowi Janowi Schmidtowi w 1522 r. Podany rok 1522 jest błędny, wynika to zapewnie z nieczytelnego zapisu tej daty w rękopisie. W 1522 r. nie było jeszcze na świecie Jana von Beessa, ówczesnego właściciela Olesna, który nadał ww przywilej . Z pewnością dokument ten został sporządzony w 1582 bądź w 1592 r., ponieważ Jan von Beess w 1581 r. otrzymał od cesarza Rudolfa II dobra komory w Oleśnie, po czym do 1594 r. był właścicielem naszego miasta. A rok 1522 r., ze względu na nieczytelność pisma, został źle odczytany i błędnie podany w opracowaniu Krausego , którym posiłkował się D. Tomczyk. Treść dokumentu umieścił Paweł Spojda w pierwszym wydaniu „Głosu Olesna” w 1966 r. W imię świętej nierozdzielnej Trójcy Amen. Ja, Jan Bess von Wirchless, dziedzic majętności oleskiej, zeznaję, gdziekolwiek tego zajdzie potrzeba, że szanowany, wierny i kochany Jan Schmidt, obywatel miasta i piernikarz miejski, przedstawił mi jego utrzymaną we wszelakiej skromności prośbę o zatwierdzenie straganu piernikarskiego, przydzielonego mu ze strony rady miejskiej i przez niego dotąd użytkowanego. Prośbę wyżej wymienionego Schmidta uznałem za słuszną, a widząc jego wierną służbę, łaskawie przekazuję jemu oraz jego spadkobiercom ową ławę piernikarską i udzielam zezwolenia w takiej mierze, że wymieniony Jan Schmidt, jego spadkobiercy i potomni, mogą stragan ten użytkować, mogą zajmować się wypiekiem pierników wszelakiego rodzaju, również pierników grubych, jak to czynią inni piernikarze, mogą ławę tę zamienić i takową dać w zastaw, lub też sprzedać, wszystko to ku jego dobru i na lepsze swych spadkobierców. Do miasta Olesna nie wolno wprowadzić innego piernikarza, posiadaczowi stoiska zaś zakazane jest sprowadzanie skądinąd pierników i ich sprzedaż oprócz targów rocznych i wielkich, a jeśli wystawcy targowi z Olesna zechcą uprawiać handel piernikami, wolno im zaopatrywać się w nie jedynie u posiadacza stoiska, w żadnym wypadku u kogokolwiek innego. Poza tym zobowiązuje się wymienionego wyżej Jana Schmidta oraz jego potomnych, by zaopatrywał się w dobre narzędzia warsztatowe i przerabiał zdatne ciasto, przestrzegając wszelako przepisów i wskazań cechu piernikarskiego. Za używanie tego stoiska wymieniony będzie zobowiązany do płacenia mnie oraz moim spadkobiercom w Oleśnie co roku czynszu w ilości 4 talarów, i to w dniu św. Michała. Dla lepszej wiary w dokument oraz w dowód zatwierdzenia niniejszego aktu przywiesiłem doń moją pieczęć rodzinną. Przy sporządzeniu listu obecni byli szanowni, wierni i kochani obywatele olescy Jan Boehm, Michał Grytter oraz Maciej Groszek, którym akt niniejszy został zalecony. Dan w Oleśnie, 15 kwietnia po narodzeniu Chrystusa w roku 1522 . Wypiekający wyśmienite pierniki i ciasta oleski piernikarz Jan Schmidt, którego ojciec osiedlił się przed 60 laty w Oleśnie, uzyskał od właściciela miasta Jana von Beessa przywilej piernikarski w dniu 15 kwietnia 1582 r. (1592 r.). Dokument spisany w j. staroczeskim i poświadczony przez oleskich mieszczan: Jana Böhma, Michała Gryttera i Macieja Groszka donosi, że piernikarz Jan Schmidt i jego spadkobiercy otrzymali prawo prowadzenia straganu piernikarskiego. Tylko on miał prawo wypiekać wszelkiego rodzaju pierniki i ciasta, w tym także tzw. pierniki grube -„hrube Kuchy”. Stragan mógł dać w zastaw lub sprzedać. Do Olesna nie wolno było sprowadzać innego piernikarza. W ten sposób Jan Schmidt uzyskał monopol na swoje wyroby w naszym mieście. Każdy kramarz, zamierzający sprzedawać pierniki w Oleśnie, był zobowiązany nabyć je u Jana Schmidta. Za taki przywilej oleski piernikarz musiał zapłacić właścicielowi i jego prawowitym następcom w dniu św. Michała (29 września) podatek od użytkowania ławy piernikarskiej w wysokości 4 talarów rocznie. Jedynie w okresie rocznych jarmarków inni piernikarze mogli wystawiać swoje towary. Od XVI w. w Oleśnie odbywały się takie jarmarki trzy razy w roku – w dzień Zielonych Świąt, w dniu ścięcia św. Jana Chrzciciela (29 sierpnia) oraz 11 listopada w dniu św. Marcina. W 1560 r. olescy piekarze otrzymali od cesarza Ferdynanda I specjalne przywileje, dotyczące jatek piekarskich . W tamtych czasach (XVI w.) utworzenie samodzielnego cechu rzemieślniczego uwarunkowane było członkostwem co najmniej 12 mistrzów określonej profesji. W związku z napływem do Olesna rękodzielników reprezentujących zawody słabo rozpowszechnione w naszym mieście, których status rzemieślniczy nie był wystarczająco uregulowany, utworzono w Oleśnie cech wspólny - zbiorowy. Przyczyniła się do tego łaskawość pana miasta Jana von Beessa. Cech wspólny zwany był także niemieckim, ponieważ większość jego członków wywodziła się z terenu południowych Niemiec. W przedwojennym archiwum miejskim Olesna znajdował się dokument wydany 1 listopada 1584 r. przez Jana von Beessa, dotyczący zatwierdzenia praw cechu wspólnego (zbiorowego), skupiającego rzemieślników posiadających swoje warsztaty w Oleśnie. W Imię Boże. Amen. Ja, Hans (Jan) Beess z Wirchlesu, Pan dziedziczny Olesna oznajmiam i podaję do wiadomości, że do mnie zwrócili się czcigodni, wierni i mili Marcin Foit, Krzysztof Burmann, Maciej Merckel, Fabian Herfurt, Adam Klabicz, Henryk Riemer, Mikołaj König, Michał Filix, Błażej Parchwicz, Grzegorz Heinrich, Jan Winther, Mikołaj Herthwig i Marcin Göller (Sëller), mieszkańcy Olesna, którzy dali mi list opieczętowany pieczęcią miejską z prośbą o utworzenie ich cechu: żebym Ja im ich stare i dobre zwyczaje i ich rzemieślniczy porządek, jak oni w tym piśmie utrzymują, jako ich dziedziczny Pan zatwierdził i nie mogę im odmówić. Dlatego przyznaję i zatwierdzam, że ww rzemieślnicy, którzy w tym czasie byli w Oleśnie i nabytego rzemiosła się wyuczyli i każdy według swego rodzaju rzemiosło uprawiał, że nikt nie powinien im zarzucać braku kwalifikacji, bądź też przeszkodzić w wykonywaniu rękodzieła. Każdy kto wykonuje zawód samowolnie i bez należytego wyuczenia, pracując partacko oraz bez przynależności do oleskiego cechu wspólnego, czyni szkodę miastu, dlatego też przeciwko takiemu nielegalnemu rzemieślnikowi należy złożyć doniesienie, jego towar lub produkty skonfiskować, zaprowadzić go do więzienia i tam wymierzyć mu karę w wysokości kopy (60) groszy, której połowę zapłacić należy właścicielowi miasta, a drugą połowę skarbnikowi cechu wspólnego. Każdy z dotychczasowych rzemieślników oraz ci, którzy w przyszłości pragną nimi zostać, powinien przekazywać obecnemu właścicielowi miasta lub jego prawowitym następcom 12 groszy z rocznego utargu, a suma ta płatna jest na święto św. Michała, czyli 29 września. Natomiast wszyscy obecni i późniejsi członkowie cechu powinni zapłacić skarbnikowi cechu 1 ciężką markę wartą 48 śląskich groszy. Każdy nowo przyjęty powinien postawić dotychczasowym braciom cechowym Achtel oleskiego piwa. Poczęstunek w postaci posiłku nie jest wymagany. Oprócz tego każdy nowo przyjęty do cechu zobowiązany jest do prowadzenia swoich dokumentów w ten sposób, by w ciągu trzech miesięcy zebrać dokumentację wystarczającą na potwierdzenie swojego pochodzenia oraz zezwolenie uprawniające do należytego wykonywania wyuczonego rzemiosła. Dokumenty te powinny zostać przedłożone cechowi wspólnemu. Jeżeli mistrz przyjmie do pracy ucznia, tenże uczeń powinien co trzy miesiące wpłacać do Lady cechu 6 halerzy . Jeżeliby któryś z mistrzów, czeladników lub uczniów nieprzyzwoicie się zachował, powinien zostać ukarany. Kto dłuższy czas nie pojawia się w cechu ani w mieście nie przebywa, ten ma 1 grosz wpłacić na rzecz miasta. Jeżeliby któryś z nich przed mistrzami, czeladnikami albo uczniami przeciwko cechowi słowami albo czynem niestosownie zachowywał się albo przekleństwem trącił, ten sam ma, po rozpoznaniu przez Starszych cechu, ukarany zostać. Gdyby ktoś w świętą niedzielę albo w inny świąteczny dzień nie przyszedł do kościoła, ma być od Starszych cechu więzieniem ukarany i karę 1 grosza do Lady cechowej ma wpłacić. Także tu zostało wyjaśnione, jacy rzemieślnicy do tego cechu przynależą, ponieważ mistrzów jest za mało do danego rzemiosła, aby utworzyć osobny cech tego rzemiosła. Dlatego rymarze, siodlarze, kaletnicy, kapelusznicy, farbiarze, miecznicy, białoskórnicy, powroźnicy, introligatorzy, stolarze, bednarze, wębornicy , stelmachowie , kołodzieje, tokarze i szklarze, wszystkie te zawody w jednym cechu zrzeszone zostały. Gdyby któreś z tych rzemiosł wykonywało w Oleśnie 12 mistrzów i w związku z tym odłączyło się od tego cechu, to muszą oni przestrzegać praw i obowiązków zawartych w tym piśmie. Do cechu może być przyjęty każdy rzemieślnik mający zapewnione środki utrzymania i nie należący do innego cechu. Obcy rzemieślnicy nie mogą sprzedawać swoich wyrobów na cotygodniowych targach, tylko mogą to uczynić na jarmarkach rocznych. Dlatego polecam burmistrzowi, radzie miejskiej i wszystkim mieszkańcom Olesna przestrzegać powierzonych im praw i obowiązków i zastrzegam, aby nie zezwolili na złamanie przez kogokolwiek powyższych postanowień. Ten dokument i jego postanowienia zatwierdziłem własnoręcznym podpisem i odciśniętą moją pieczęcią. Dan w Oleśnie w dniu Wszystkich Świętych, po narodzinach naszego kochanego Pana Chrystusa w roku 1584. Hans (Jan ) Beess . Jan von Beess zobowiązał się na piśmie do zagwarantowania przez niego i jego następców zakazu wprowadzania jakichkolwiek zmian w statucie zrzeszającego 16 profesji cechu wspólnego. Ewentualne zmiany mogą być dokonane tylko za zgodą wszystkich członków tej korporacji. Kolejny przywilej zatwierdził Jan von Beess 27 grudnia 1585 r. dla cechu solarskiego (prapolskiego) w Oleśnie . Solarze otrzymali od właściciela Olesna prawo nieograniczonego nabywania soli i rozwożenia jej. W każdą sobotę sprzedawano ją na Rynku Solnym, przy którym stały magazyny soli. Rynek Solny mieścił się w obrębie murów miejskich, obejmując teren obecnej ulicy, przy której znajduje się zakład optyczny i sklep odzieżowy (przedłużenie ul. Wolności i Kościelnej). Solarzy zaliczano w poczet rzemieślników . Również cech oleskich płócienników otrzymał przywilej od Jana von Beessa w dniu 25 stycznia 1589 r. Od II poł. XIV w. w Oleśnie pracowało wielu płócienników nazywanych także tkaczami lnu. Byli najliczniejszą i najsilniejszą organizacją cechową. Zwolnieni byli oni od służby wojskowej i wartowniczej oraz uzyskali zapewnienie o wyłączności produkcji i prawie zbytu swoich towarów w Oleśnie. Pan miasta Jan von Beess był bardzo dobrze wspominany przez mieszczan. Za jego władania zakończył się okres zastawu Olesna. Obdarzył on tutejszych rzemieślników licznymi przywilejami, co przyczyniło się do ożywienia gospodarki. Cech rzeźników uzyskał w 1573 r. zatwierdzenie, co najmniej drugiego z kolei, statutu, na co wskazuje data na pieczęci tej korporacji . Pierwszy statut uległ prawdopodobnie zniszczeniu podczas licznych pożarów miasta. Właściciel Olesna, baron Melchior Ferdynand von Gaschin, potwierdził w dniu 11 stycznia 1747 r. następny (prawdopodobnie trzeci) statut cechu rzeźniczego . Oto treść tego dokumentu: W imię Boże, Amen. Na wieczną pamiątkę. Ja, Melchior Ferdynand baron von Gaschin, dziedziczny pan Olesna i Wojciechowa, tajny radca Jego Królewskiej Mości Ferdynanda III, króla węgierskiego i czeskiego, kanclerz krajowy księstw opolskiego i raciborskiego, oświadczam tymże dokumentem przed każdym, że stawili się przede mną zacni, mili i wierni cechmistrze oraz starsi i młodsi zacnego cechu rzeźniczego i prosili mnie posłusznie jako moi poddani, abym im zechciał wystawić przywilej i postanowienia cechowe, do których oni i ich potomkowie po wsze czasy mają się stosować. Przychylając się do ich wiernopoddańczej prośby oraz uwzględniając ich gorliwe służby, które dla mnie zawsze pełnili i nadal chcą pełnić, zachowuję i potwierdzam temu cechowi jego przywileje. Po pierwsze: kiedy nieżonaty obcy bądź miejscowy chce się wkupić i wprosić do cechu rzeźniczego, to taki powinien nabyć ławę i wziąć za małżonkę dziecko zacnych rodziców. Ponadto ma wpłacić cechmistrzowi 6 gr, pisarzowi cechowemu 3 gr, bractwu do lady 4 talary oraz postawić achtel piwa oraz przygotować odpowiedni posiłek według uznania starszych i młodszych mistrzów. Gdyby majstersztyk nie wypadł jak należy, a on nie zachował się właściwie, wówczas według uznania starszych braci cechowych ma być skarcony i ukarany obowiązkiem złożenia do lady cechowej kary pieniężnej albo powinien z nimi się ugodzić. Jednakże nikogo nie wolno przyjąć do cechu zanim nie odbył dwuletniej wędrówki czeladniczej, bądź rocznej – w przypadku syna mistrza. Gdy ówże już jest rzeczywistym bratem cechowym, a nie ożenił się w ciągu roku, ma dać zwierzchności dukata i do lady cechowej kamień wosku i tak samo w latach następnych – dopóki się nie ożeni. Po drugie: kto chce być przyjęty do cechu, musi okazać metrykę urodzenia i list wyzwalający, o ile był poddanym, następnie przedstawić 2 świadków, którzy by za niego poręczyli, postawić 2 achtele piwa, syn mistrza zaś tylko achtel piwa oraz wyprawić ucztę, gdy już został przyjęty. Wówczas cechmistrz oraz starsi i młodzi mistrzowie powinni wyznaczyć mu czas wykonania majstersztyku. Ma on zaszlachtować odpowiedniego wieprza wartości 8 talarów, natomiast syn mistrza tylko dobre i wypasione cielę. Majstersztyk ma być wykonany przed starszymi i młodszymi mistrzami, stosownie do uznania starszych mistrzów. Następnie musi stanąć przed całym cechem i oznajmić cechowi oraz mistrzowi, przy którym życzy sobie pozostać, że ma się wyzwolić i przed nim dać porękę, że jeżeli nie przepracuje u swego mistrza oznaczony czas, to będzie musiał dać sztukę wosku do lady cechowej, swemu zaś mistrzowi 4 talary. Natomiast gdy on swój czas przepracuje, powinien dać do lady cechowej 2 talary i 2 funty wosku, starszym cechu i mistrzom zaś achtel piwa oraz wyprawić ucztę. Syn mistrza jest zwolniony od tych wszystkich należności, z tym jednak, że zamiast pieniędzy ma dać ¼ beczki piwa i funt wosku. Po trzecie: brat cechowy, który by nie dotrzymał postanowień cechu i nie był posłuszny lub wszczynał kłótnie wśród ław, powinien być ukarany według uznania braci cechowej. Po czwarte: żaden członek cechu nie powinien sprzedawać mieszczanom i mieszkańcom całych części zwierzęcia z wyjątkiem połci słoniny i całości sadła, pod karą kopy groszy dla zwierzchności i 30 gr dla cechu. Sprzedawać mogą tylko sami rzeźnicy w swoich ławach według słusznej ceny, żeby nie było skarg ludzi ubogich, pod groźbą ukarania przez zwierzchność. Również wspomniani rzeźnicy winni zaopatrywać miasto w rozmaite mięso, tak jak w innych miastach. Po piąte: w okresie wolnego uboju, który odbywa się od piątego dnia po św. Bartłomieju aż do kresu Wielkiego Postu, co sobotę mają sprowadzać do miasta żywe i odpowiednie bydło i zgodnie z dawnym zwyczajem sprzedawać je. Gdyby ktoś próbował czynić to pokątnie, a nie w wolnych ławach sprzedawać mięso, to takiemu mięso będzie odebrane i oddane do szpitala (przytułku). Tak samo będzie karany ten, kto będzie to czynił we własnym domu. Nie wolno nikomu, ani na rynku, ani na targu bydlęcym sprzedawać pieczonych lub parzonych gęsi, z wyjątkiem rzeźników. Nie wolno też żadnego mięsa w domach mieszczańskich ani sprzedawać, ani odważać, a to pod wspomnianą wyżej karą. Gdyby ktoś nie mógł zapłacić kary, powinien być ukarany aresztem miejskim. Po szóste: funt każdego mięsa ma być sprzedawany zwierzchności o 2 halerze taniej aniżeli innym osobom. Po siódme: nie ma być więcej jak 16 ław rzeźniczych i tyluż mistrzów tego rzemiosła po wieczne czasy, oprócz jednej uprzywilejowanej, którą obecnie prowadzi Maciej Kamsor. Jednakże zarówno dzisiejszy posiadacz tej wolnej ławy jak i jego następcy, powinni zachowywać wszystkie postanowienia cechu i stare zwyczaje, jak podano wyżej. Od wymienionych ław płaci się panu miasta czynsz w wysokości 4 sztuk topionego łoju w dniu św. Marcina, co czyni 64 sztuki od 16 ław rzeźniczych, tudzież dobre, oczyszczone cielę bez skóry na Boże Narodzenie, drugie zaś na Wielkanoc. Obowiązani są również dawać co tydzień ozór wołowy zwierzchności po wieczne czasy, gdy zaś zwierzchność nie chce przyjąć, w zamian mają oni dać kopę groszy. Gdyby którykolwiek rzeźnik nie zapłacił rocznego czynszu w wyznaczonym czasie, straci swoją ławę na rzecz cechu, który może swobodnie nią dysponować po uprzednim zapłaceniu zwierzchności należnego czynszu. Po ósme: każde mięso ma być oszacowane bez szkody dla rzeźników. Po dziewiąte: rzeźnicy obowiązani są wykonywać ubój każdego bydła dla zwierzchności, a następnie przygotowywać, a także zgłaszać się do takiego uboju. Będę przestrzegał tego wszystkiego, co było wyżej wyszczególnione oraz w imieniu własnym i swoich spadkobierców zatwierdzam im i ich potomkom postanowienia tego listu. Cechmistrzowie oraz starsi i młodsi bracia tego cechu mają się rządzić według własnego uznania z tym jednak, że należne zwierzchności czynsze i służby winny wpływać bez szkody dla niej. Dla większej wiarygodności zawieszam na tym liście swoją pieczęć i własnoręcznie podpisuję. Dano w Oleśnie, we wtorek po św. Marcinie w roku 1629 . Mistrza cechowego nazywano Panem Bratem. Każdy adept do oleskiego cechu rzeźniczego musiał się wykazać prawym i uczciwym pochodzeniem oraz listem wyzwalającym, jeżeli był poddanym. Warunkiem było także odbycie wędrówki czeladniczej i wykonanie majstersztyku. Majstersztyk to dzieło mistrzowskie, będące końcowym etapem usamodzielnienia się młodego rzemieślnika. Był to sprawdzian opanowania rzemiosła i jego technik. Ten dowód sprawności rękodzieła był skrupulatnie kontrolowany, badany i oceniany przez starszych cechu i wszystkich mistrzów uczestniczących na specjalnie w tym celu odbywanych zebraniach. Majstersztyk był swojego rodzaju pracą dyplomową. Rzeźnik musiał zaszlachtować odpowiedniego wieprza wartości 8 talarów, syn zaś mistrza tylko dobre i wypasione cielę. Ponadto ubiegający musiał uiścić opłaty na rzecz cechu oraz wyprawić członom korporacji ucztę mistrzowską po pomyślnym wykonaniu majstersztyku. Nowo przyjęty do cechu mistrz rzemiosła miał obowiązek w ciągu roku ożenić się z córką zacnych rodziców, w przeciwnym razie płacił karę. Synowie mistrzów korzystali z daleko idących ulg. W okresie wolnego uboju, od piątego dnia po św. Bartłomieju aż do kresu Wielkiego Postu, rzemieślnicy mogli trudnić się handlem bydła. W ławach sprzedawali mięso, połcie słoniny i sadło. Zajmowali się także ubojem i sprzedażą gęsi pieczonych lub parzonych. Feudalnemu panu miasta płacili należności i ponosili ciężary: czynsze od użytkowania ław rzeźniczych, sprzedaż mięsa dla pana w niższych cenach. Oleski cech rzeźniczy był korporacją zamkniętą, nie mógł liczyć więcej niż 16 mistrzów i tyleż ław. Było zapotrzebowanie na wyroby rzeźnicze, np. w 1782 r. mieszkańcy Olesna skonsumowali: 50 wołów, 140 cieląt, 347 wieprzy i 395 baranów .
Wielu rzemieślników dorabiało sobie innymi dorywczymi zajęciami, np. Kasper Lebioda, rzeźnik oleski pracował w charakterze pomocnika murarza przy remoncie kościoła parafialnego pw. św. Michała. Zginął 4 sierpnia 1657 r. na skutek zawalenia się sklepienia kościoła podczas prac remontowych. Sklepienie zwaliło się na innych oleskich rzemieślników pracujących przy wspomnianym remoncie, na bednarza o nazwisku Gladzich i dwóch sukienników Benedykta Wichra i Mikołaja Ciosska . Nie każdego rzemieślnika, który wykonał majstersztyk, określano mianem brata. Uboższych, których nie było stać na wyprawienie uczty dla cechu, nazywano „półbratkami”. Takim „półbratkiem” był wymieniony rzeźnik Kacper Lebioda. Rzemieślnicy olescy także poszukiwali zajęć w innych miastach. Dwaj mistrzowie piekarscy z Olesna, Baltazar Mahsky (Morsky?) i Baltazar Schrieber przybyli do cechu piekarzy w Oleśnicy, przedkładając dokument wystawiony przez cech piekarzy w Oleśnie , z prośbą, aby piekarze z Olesna mogli sprzedawać swoje wyroby w Oleśnicy. 12 marca 1593 r. cech piekarski z Oleśnicy wyraził zgodę, aby olescy piekarze mogli sprzedawać swoje wyroby na jarmarkach w Oleśnicy – trzy razy w roku: na Zielone Święta, w dniu ścięcia św. Jana i w dniu św. Marcina . 5 marca 1608 r. Jan Beess sporządził dokument, w którym poręczył za swojego sługę Daniela Koppischa, ubiegającego się o przyjęcie do cechu piekarzy w Oleśnie . W XVII w. w Oleśnie szczególnie rozwijało się sukiennictwo wełniane i szewstwo. Świadczy o tym import wełny i skóry z Krakowa, np. w 1600 r. przywieziono do Olesna 18 cetnarów wełny garbarskiej, a w 1609 r. 38 skór wołowych . Wełna była potrzebna miejscowym sukiennikom. Tkactwo wełniane było do wojny trzydziestoletniej najbardziej rozwijającym się rzemiosłem w Oleśnie. Wyroby skórzane, płóciennicze i sukiennicze wywożono z Olesna na targi do Ostrowa Wielkopolskiego i Opola. Niewątpliwie przyczyną regresu oleskiego rzemiosła stała się wojna trzydziestoletnia (1618-1648). Olesno nie było terenem bezpośrednich walk, ale obszarem przemarszu wojsk walczących stron - protestanckiej Unii i katolickiej Ligi, którym towarzyszyły epidemie, pożary i klęski żywiołowe. Od 1648 r., mimo burzliwych czasów i zniszczeń, do miasta napływali osadnicy z innych rejonów Śląska, z Niemiec i z Polski. Powstawały nowe cechy. W 1669 r. właściciel Olesna, Jerzy Adam Franciszek hrabia von Gaschin, zatwierdził przywileje odrębnego cechu płócienników, a w 1674 r. nadał prawa cechowi garncarskiemu . Olescy sukiennicy w 1780 r. otrzymali po wieczne czasy od kolejnego pana Olesna, Antoniego hrabiego von Gaschin, młyn sukienniczy zwany foluszem (młyn foluszniczy) do użytkowania, wybudowany na stawie Rosocha w Wojciechowie. Hrabia zobowiązał się do utrzymania tego młyna w dobrym stanie oraz do dostarczania drewna opałowego potrzebnego do jego ogrzewania. W zamian sukiennicy mieli obowiązek odprowadzać do kasy pańskiej po 3 grosze srebrne za każdy postaw sukna lub flaneli, przynoszonych do folowania . Własną organizację cechową utworzyli kapelusznicy w 1669 r., ponieważ liczba mistrzów kapeluszniczych wzrosła do 12 , a więc byli grupą zawodową zdolną do utworzenia własnego, odrębnego cechu. Przywileje cechowe kapeluszników ówczesny hrabia von Gaschin zatwierdził w 1676 r. Przechowywane w Archiwum Państwowym w Opolu dokumenty dotyczące oleskiego cechu kapeluszników są źródłem informacji o tym bardzo prężnym w XVIII stuleciu zrzeszeniu. W 1750 r. na jego czele stał Józef Kościołek, starszymi byli Antoni Gistel i Joachim Gołąbek, a jednym z mistrzów Jan Meisner. W latach 1744-74 funkcję cechmistrza sprawował Jakub Foit, starszymi byli Maciej Istel, Michał Foit, Jerzy Tlustek, spośród mistrzów wymieniony jest Jan Gołąbek. Ok. 1776 r. na czele cechu kapeluszników stanął Michał Foit, starszymi cechu byli Jan Gołąbek i Jerzy Tlustek. Ten ostatni w 1780 r. został cechmistrzem. W 1796 r. źródło wymienia Karola Klebera jako cechmistrza i Grzegorza Syluskiego jako starszego cechu. W latach 1750-1796 rzemiosła kapeluszniczego wyuczyli się w Oleśnie następujący czeladnicy: Maciej Gołąbek, Józef Schwarz, Andrzej Menda, Mikołaj Istel, Ignacy Gołąbek, Daniel Menda, Jerzy Tlustek, Rudolf Skowronek, Filip Wirtel, Antoni Łakomy i Marcin Ritter .
Wśród oleskich rzemieślników był również piwowar. W 1639 r. produkowano 58 warów piwa, w 1660 r. - 87 warów. Wielu oleskich rzemieślników pobierało naukę rzemiosła w Opolu. Wyzwoleni czeladnicy olescy wykonywali tam swoje próby mistrzowskie zwane majstersztykami. W opolskiej księdze kuśnierzy (1615-1849) zapisano: W dniu 16 września 1702 r. wyzwolony został na mistrza Fryderyk Fischer z Olesna , o czym świadczy zapis: Lata Pana 1702 dnia 1 Septembri - Balczer Wicher z miasta Olesna jest – mistrzem został. Majsterstuk i swoją należność odłożył, jakoż to przypowiedniego na roczny czas do lady dał 30 czeskich, a pół achtela piwa Bratom. Przypowiedniego do cechu na mistrza do lady dwa talary i pół achtela piwa Bratom, 8 czeskich obsyłki, specjalik z trunkiem dla starszych. Przy majsterstuku robieniu, jak długo robił i jak długo go nauczali, na każdy dzień chleb, ser, masło i trunek. Po wykonaniu majsterstuku wielki obiad, 7 garncy wina, starego, i achtel piwa, 3 czeskie na płachtę, 30 czeskich tym mistrzom, którzy go przyuczali, pisarzowi 2 czeskie jest oddał . Jak wynika z dokumentu wymagania stawiane kandydatom na mistrza cechowego były niezwykle kosztowne. Ze świadectw wyzwolenia czeladników dowiadujemy się, że w dniu 5 marca 1705 r. na czeladnika został wyzwolony Jerzy Janikowski, który rzemiosła wyuczył się u miejscowego mistrza Tomasza Rudka . W latach 1735-1736 cechmistrzem szewskim w Oleśnie był Wacław Witek, starszym cechu – Jan Wysocki, a mistrzami m.in. Wacław Karkoska i Jan Szcędzina . W Archiwum Państwowym w Opolu przechowywane są pieczęcie cechowe, m.in. pieczęć opłatkowa cechu zbiorowego: kapeluszników, farbiarzy, bednarzy, stolarzy, powroźników, mieczników, nożowników i tkaczy oleskich z XVII w. oraz pieczęć lakowa cechu kapeluszników oleskich z ostatniej ćwierci XVIII w. Pieczęć cechu zbiorowego z XVII w. o średnicy 33 mm ma w polu emblematy rzemiosła: pośrodku wysoki kapelusz, dookoła skrzyżowany cyrkiel i kątownicę, narzędzia powroźnicze zakończone haczykowato u góry, u dołu korbą z fragmentem powroza, zgrzebło, 3 miecze wetknięte w koronę, cyrkiel bednarski, dwa skrzyżowane pobijaki bednarskie, dwa skrzyżowane narzędzia przypominające wyglądem noże. Cech ten zrzeszał 8 rzemiosł ukazanych w polu pieczęci. W otoku napis: + S.HVTMACHER.FERB.BITN:TISCHL…ERI:CZ:R. Litera R oznacza Rosenberg czyli Olesno. Pieczęć cechu kapeluszniczego z XVIII w. jest owalna, o wymiarach 35 x 31mm. W kartuszu o rokokowej stylizacji ukazano narzędzia do spilśniania i rozetę, a jedno narzędzie jest nierozpoznane. Nad nimi dwie skrzyżowane gałązki palmowe oraz kapelusz o szerokim rondzie. Dookoła napis: AVS.DER.CHVDMACHER.ROSEMBERK.CEC – H.
W Muzeum Narodowym we Wrocławiu znajdują się pieczęcie cechowe: oleskich płócienników z I poł. XVII w. (napis: DES HANDWERKS DER LEINWEBER ZU - RVSENBERI) i pieczęć oleskich płócienników z 1666 r. o średnicy 32 mm. W polu tej pieczęci umieszczono 3 czółenka tkackie w układzie trójkątnym z wystającymi nitkami, pośrodku sześciolistna rozeta. Przy górnej krawędzi widnieją cyfry: 1666. W girlandowym otoku jest napis DES HANDWERKS DER LEINWEBER IN ROSEN. W polu dokończenie napisu: BERG. We wspomnianym archiwum zachowała się także pieczęć rzeźników z Olesna z końca XVI w. o średnicy 36 mm. W polu ukazano stylizowaną tarczę o głębokich wycięciach w górnej części, a w niej kozioł w lewo zwrócony (heraldycznie), nad jego tułowiem dwa skrzyżowane noże rzeźnickie, zaś u dołu cyfry 15-73. W otoku napis: SIGILVM LANIORVM CIVITATIS ROSENBERGENSIS. Zachowała się także pieczęć garncarzy oleskich z XVII w. z napisem: SIGIL : : D TOPER IN ROSENBERG . Pieczęć garncarzy o średnicy 35 mm w polu ma dzban stojący na kole garncarskim z wetkniętym drzewkiem, a po bokach stoją postaci Adama i Ewy, każda z jabłkiem w ręku. W czasach fryderycjańskich, w II poł. XVIII w. rzemieślnicy mogli się osiedlać także na wsiach, aby przyśpieszyć rozwój gospodarczy zakładanych nowych kolonii. Rzemieślnik, który osiedlił się w nowo tworzonej kolonii, otrzymywał zagrodę chałupniczą. W ten sposób w 1775 r. powstała nieopodal Olesna kolonia Walspeck, która liczyła 10 zagród. W 1776 r. założono kolonię Rosenheim z 12 zagrodami . Toteż w XVIII stuleciu pojawiła się konkurencja dla oleskiego rzemiosła w postaci rzemiosła wiejskiego. W 1787 r. we wsiach powiatu oleskiego było 361 rzemieślników: 148 szewców i łataczy obuwia, 50 kowali, 27 płócienników, 27 piwowarów, 22 krawców, 15 kołodziejów i stelmachów, 13 piekarzy, 9 murarzy, 8 stolarzy, 6 cieśli, 6 bednarzy, 6 gorzelników, 5 kuśnierzy, 5 szklarzy, 3 rzeźników, 3 powroźników, 1 wytwórca pluszu, 1 garncarz, 1 ślusarz, 1 siodlarz, 1 rymarz, 1 kapelusznik, 1 rękawicznik, 1 balwierz .
W 1783 r. było w Oleśnie 167 rzemieślników: 35 szewców, którzy sami wyprawiali skóry, 19 kuśnierzy, 14 krawców, 13 płócienników, 12 sukienników, 12 kowali, 10 kapeluszników, 7 rzeźników, 6 bednarzy, 4 piekarzy, 4 ślusarzy, 3 garncarzy, 3 stolarzy, 2 balwierzy , 2 młynarzy, 2 mydlarzy, 2 stelmachów , 2 szklarzy, 1 czerwonoskórnik , 1 łaziebnik , 1 mosiężnik, 1 murarz, 1 wyciskacz oleju (olejarz), 1 piwowar, 1 powroźnik, 1 rymarz, 1 siodlarz, 1 strycharz (ceglarz), 1 tkacz adamaszku . W tabelach statystycznych Śląska z 1787 r. zanotowano, że w Oleśnie było 11 cechów. Rzemiosłem trudniło się 47 szewców, 23 płócienników, w tym 18 mistrzów i 5 czeladników, 23 pracujących przy krosnach, 17 kuśnierzy, 17 sukienników (13 mistrzów i 4 czeladników), pracujących przy warsztatach 10 sukienników, 14 krawców, 11 kapeluszników (9 mistrzów i 2 czeladników), 10 kowali, 7 rzeźników, 5 piekarzy, 5 bednarzy, 4 piernikarzy, 4 stolarzy, 4 ślusarzy, 3 garncarzy, 2 szklarzy, 1 cieśla, 1 kamieniarz, 1 kotlarz, 1 ludwisarz, 1 murarz, 1 olejarz, 1 piwowar, 1 powroźnik, 1 rymarz, 1 siodlarz, 1 strycharz (ceglarz) . Ogółem rzemiosłem zajmowało się 193 mieszczan. W II poł. XVIII w. Olesno było znaczącym ośrodkiem przemysłu metalowego, skupiającym 12 kowali, 4 ślusarzy, 1 mosiężnika, 1 kotlarza i jednego ludwisarza. Zachowały się także lapidarne wzmianki o oleskim rzemiośle artystycznym z XVI – XVIII w. Jakub Götz (1561-1626) - ludwisarz oleski pracował w ludwisarni we Wrocławiu. Odlał trzy dzwony kościelne: dwa dla kościoła w Łomnicy i jeden dla kościoła w Uszycach (1600). Szewc z zawodu Jakub Śliwa był zręcznym snycerzem, wykonał ołtarz 14 Świętych Wspomożycieli w kościele św. Anny w Oleśnie. Jan Krystian Nerger był ludwisarzem w Oleśnie w latach 1750-1775 i odlał dzwony dla kościoła św. Michała, a w 1774 r. zreperował dzwon kościoła w Jamach. Wywodzący się z Olesna malarz Laber malował w 1780 r. ołtarz w kościele pw. śś. Piotra i Pawła w Turawie . Początek XIX w. to czas wojen napoleońskich, które w Prusach przyniosły recesję rodzimego rzemiosła. Był to okres przejściowy od feudalizmu do kapitalizmu, okres, w którym nastąpił upadek dominującej dotychczas formy produkcji drobnotowarowej - rzemiosła nas rzecz konkurencji nowych, kapitalistycznych stosunków produkcji. W parze z tym zjawiskiem szedł wzrost zaludnienia. W XIX w. zniesiono przymus cechowy oraz przywileje z tym związane. W 1810 r. w Prusach wprowadzono podatek przemysłowy i podatek od wolności wykonywania zawodu. Każdy opłacający taki podatek, nawet bez przygotowania zawodowego, mógł wykonywać rzemiosło bez obowiązku należenia do cechu. Do likwidacji cechów jako korporacji doszło na mocy ustawy z 1811 r., która wprowadziła nadzór policyjny nad cechami i zniosła ich przywileje. Magistraty udzielały zezwoleń na prowadzenie działalności przemysłowej i handlowej w miastach. Kontrolowały także kasy publiczne. Sprawowały więc funkcje policyjne. Reformy Steina z lat 1809-1810 przyczyniły się do osłabienia przestarzałego ustroju cechowego w dobie rozpoczynającej się rewolucji przemysłowej. Cechy z organizacji zawodowych rzemieślników miejskich, troszczących się o interesy swych członków i broniących ich przed sprzeczną z prawem konkurencją rzemiosła pozacechowego, zeszły do roli dobrowolnych stowarzyszeń rzemieślników, nie mających większego wpływu na organizację rzemiosła. Rozporządzenie z 9 lutego 1849 r. przywróciło cechom nadzór nad kształceniem uczniów i czeladników. Cechy jednak nie odzyskały swojej pozycji gospodarczej, jaką posiadały w poprzednich stuleciach. Kolejna ustawa z 27 lipca 1896 r. przyniosła rozdział w rzemiośle poprzez tworzenie cechów przymusowych i cechów wolnych. Do cechu przymusowego musiał być przyjęty ten, kto wykonywał rzemiosło na terenie działalności cechu. Do cechu wolnego przyjmowano jedynie po uprzednim złożeniu egzaminów rzemieślniczych. Mimo tych zmian cechy zachowały swoją tradycyjną organizację wewnętrzną z zarządem złożonym ze starszyzny cechowej, na czele z cechmistrzem. Olesno było jednym z tych miasteczek, gdzie jeszcze w poł. XIX w. rzemiosło miało charakter feudalny. W Oleśnie powstał cech cechmistrzów, który był ekskluzywną organizacją zrzeszającą starszych cechu wszystkich cechów działających na terenie miasta. Zachowała się w opolskim archiwum Księga cechu cechmistrzów oleskich z lat 1809-1912 . Zapisy w księdze są dziełem wielu osób (zmieniający się charakter pisma), często dokonane nieporadnym stylem, bez zachowania zasad ortografii. Na jej 217 niepaginowanych kartach zapisano lakoniczne, niechronologiczne i chaotycznie notatki, zawierające: datę wstąpienia do cechu nowego cechmistrza, jego imię i nazwisko, przynależność cechową i wysokość tzw. wkupnego. Rejestrowano także wpływy i wydatki związane z wypożyczaniem i reperacją ubrań oraz nakryć pogrzebowych, stanowiących własność tego cechu: Register płascy carnych sukiennych, których jest 12, capek jest 10, płachta na trunę mansiastrowa - 1, które p. Fus odebrał od Felixa Rendschmidta, tak mu się mianuje, kto takowe płascy albo płachty na pogrzeb bendzie potrzebował, to powinien zapłacić: Tu z miasta - od jednego płasca musi dać 2 tal., od jednej capki 1 tal., od płachty mansiastrowej 3 tal. 9 gr. Na landt (wieś) - od jednego płasca 5 tal., od jednej capki 2 tal., od płachty mansiastrowej 1 tal . Cech posiadał 12 płaszczy, 10 czapek dla karawaniarzy i jedną płachtę mansardową na trumnę. Od 1814 r. był w posiadaniu dwóch płacht, w tym jednej czarnej i jednej czerwonej oraz płaszczy i czapek dla kilkunastu karawaniarzy. Cech cechmistrzów był swoistym klubem arystokracji rzemieślniczej Olesna, dla której przynależność do niego była nobilitacją. Nie zajmował się on działalnością gospodarczą, jedynie wypożyczał wspomniane akcesoria pogrzebowe. Każdy przełożony cechu - czyli cechmistrz - mógł zostać jego członkiem. Cech ten liczył przeciętnie 14 członków, nie posiadał żadnej organizacji wewnętrznej. Wybierano spośród siebie dożywotnio cechmistrza, który pełnił raczej funkcję rachmistrza prowadzącego kasę cechu, za którą otrzymywał symbolicznie 1 talara wynagrodzenia na rok. Na kwartałach - zebraniach cechowych odbywających się dwa razy w roku - przyjmowano nowych cechmistrzów. Pierwszy kwartał odbywał się w pierwszą niedzielę po Bożym Ciele. Kwartały miały charakter biesiad odbywających się w karczmie. Biesiady były finansowane przez ubiegających się o przyjęcie do cechu nowych cechmistrzów w ramach wkupnego. Wysokość wkupnego ustalili członkowie cechu na 2 kwarty wódki i jedną beczkę piwa. Mniej zamożni cechmistrze mogli rozłożyć wkupne na dwie raty. Biesiady te trwały nierzadko nawet dwa dni. W księdze cechu cechmistrzów oleskich napisano: Na wkupne midzy Cechmistrzow oddał Leopold Roszenski 2 qwarty Wodki dnia 28 Juni 1810. faska Piwa dał Rosenski. Albert Lupp odal 2 Qurt Wotki 1820. 1821 Symon Labor oddał 2 Qurty Wotky na Wkupne miedzy Cehmistrow d 29 Juni. Dnia tego oddał Alber Luppa qurtem. Joseph Ber oddał 2 qurti Wotky 1824 .poniewaz wcas Zmar, tak i Piwo umarło, które by pewno był dał, gdy by przi Życziu został. Pan Cechmistrz Johan Krupa odewdał dnia 25.4.32. 18 Flassek Piwa i Quartę dobrei Wotki itak oddał wszystko. Za Cechmistrza Sukienizkiego obrany iest na Mieisczu przesłego Cechmistrza Daniela Czioska Pan Johan Cziosek za Cechmistrza Sukienickiego i odewdał przi dziszieisem Quarthal dnia 22.6.43. 2 Quarty dobrei Wotki i faskę Piwa, i tak wszystko odewdał. Pan Paul Wicher odewdał przi dziseisem Quartallu dobrowolnie na drugi dzień 4. flaski Piwa i iedną Quartę saniten Heinrich iak dobry Brat Panow Cechmostrzow.23.6.1843 . Na zebraniu kwartalnym w dniu 18 czerwca 1846 r. dokonano zmian w wysokości i rodzaju wkupnego: Na wkupne było postanowione na Wino, Piwo albo Przekryskem w Sumie na każdego nowego Cechmistrza 1. Twardy 5. Ceskich. Pan Słowik dał na wkupne panom Cechmistrzom dnia 15 XI 46. Roku Gęś pieczoną dotego Krautsallat i dwa wielkie Kołacze, i tak swoie wkupne naraz przednio odbył . Zamiast 2 kwart wódki i beczki piwa każdy wstępujący do oleskiego cechu cechmistrzów musiał poczęstować swoich braci cechowych trunkami i zakąską wartości 1 talara i 5 srebrnych groszy . W poł. XIX w. w związku z upadkiem rzemiosła i ubożeniem rzemieślników ustalił się zwyczaj rozkładania wkupnego na kilka rat. W 1884 r. nastąpiła zmiana w opłacie wkupnego, którego wysokość ustalono na 3 marki. Nie rozkładano tej opłaty na raty. Ostatnia notatka w Księdze cechu oleskich cechmistrzów pochodzi z dnia 24 lipca 1912 r. Cech działał nadal, tylko prawdopodobnie zmieniono księgę, która nie zachowała się do naszych czasów. Z zapisów księgi wynika, że cech cechmistrzów nie płacił żadnego podatku na rzecz miasta z tytułu prowadzonej działalności gospodarczej. Dochody jego, zresztą niewielkie, w granicach 10 talarów, były przeznaczane na libacje podczas zebrań kwartalnych. Oleski cech cechmistrzów był oryginalnym zrzeszeniem niemającym odpowiednika na Opolszczyźnie. Był klubem towarzyskim starszyzny cechowej miasta Olesna. W 1809 r. w Oleśnie było: 33 sukienników (20 mistrzów i 13 czeladników), 26 kapeluszników (17 mistrzów i 9 czeladników) . Wzrost zapotrzebowania na wyroby płóciennicze doprowadził do rozwoju cechu płócienniczego, który w 1815 r. zrzeszał 38 członków i 65 warsztatów tkackich. Produkcja była znaczna, skoro wywożono wyroby płóciennicze z Olesna i powiatu za 4 miliony talarów . W 1820 r. w oleskim cechu sukienniczym zatrudnionych było 30 mistrzów pracujących na 40 krosnach, a w mieście było aż 18 kuśnierzy. Dla porównania - w większym od Olesna Kluczborku było ich tylko 11 . Do 1861 r. było w Oleśnie 13 cechów, nie licząc cechu cechmistrzowskiego. Były to cechy: garncarski, kapeluszniczy, kowalski, krawiecki, kuśnierski, piekarski, poszewniczy, rzeźniczy, stolarski, sukienniczy, szewski, tkacki i cech niemiecki . W latach 1862-1912 zmalała ilość cechów w Oleśnie do 10. Były to cechy: kapeluszniczy, 2 kowalskie, krawiecki, piernikarski, płócienniczy, rzeźniczy, siodlarski oraz szewski. W 1928 r. w skład cechu stolarzy w Oleśnie wchodzili: Gommert (starszy cechu), Gräser, Cichos, Prudlo, Czaja, Kinder, Katschinsky, Nowak, Schwitalla, Gnot, Sowada, Jonczyk, Schnalke, Jurowski. W 1937 r. na terenie Oleskiego liczba zarejestrowanych warsztatów rzemieślniczych wynosiła 781, stanowiąc 3,17% ogółu w rejencji opolskiej. W 1938 r. było 749 warsztatów, a w 1939 r. liczba warsztatów zmalała do 705 (3,29%) . Na terenie powiatu oleskiego w 1939 r. było 200 zakładów przemysłowych i 505 rzemieślniczych - 53 kuźnie, 14 tartaków, 64 stolarzy, 28 kołodziejów, 37 piekarni, 88 masarni, 62 szewców . W okresie międzywojennym przy Rynku sklepy mieli: rzeźnik Karpe (obecnie sklep odzieżowy p. Kuc), fryzjer Götz, zegarmistrz i jubiler Krause (zachodnia pierzeja Rynku), zegarmistrz i złotnik Zieliński, krawiec Wollny (dom nr 5 w zachodniej stronie Rynku), krawiec Zielonka . Przy Wielkim Przedmieściu/Grosse Vorstadt swoje warsztaty mieli: kowal Prochotta, kołodziej Böbel, ślusarz Glauer, w okolicy sierocińca Boromeuszek (Szkoła Muzyczna) bednarz Feist, krawiec Wieczorek. W okolicy szpitala na Wielkim Przedmieściu znajdował się tartak Knappa, piekarnia Mehlicha i warsztat ciesielski Mestlika. Na rogu Wielkiego Przedmieścia/Grosse Vorstadt i ul. Armii Krajowej/Oppelnerstr. była piekarnia Klosika - pradziadka autorki opracowania. Przy Armii Krajowej/Oppelnerstr. był rzeźnik Kolloch, fryzjer Goretzki, Piech, Schirml, piekarz Kussmann . Przy ul. Wolności/ Salzringstr. mieściła się piekarnia Pacha, potem Barowskiego, potem Gomolloki (od 1915 r.), od 1920 r. piekarnię nabyli Lach i Istel. Na tej ulicy były rzeźnie Nowaka, Sorowki i Dembińskiego, piekarnia Cziumplika. Przy ul. Lompy/Schulstr. była rzeźnia Albiga, Maciejczyka, warsztat zegarmistrza Latusska (w kierunku Solnego Rynku). Przy Małym Przedmieściu/Kleine Vorstadt mieściły się warsztaty rzemieślnicze: stolarza Gnotha, krawca Gajka, piekarza Chyllego, piekarza Sklarzika, potem Gomollki , stolarza Jonczyka, krawca Reicherta, kołodzieja Sklorza, szewca Wystrychowskiego, siodlarza Polloka. Przy drodze w kierunku dzisiejszej ul. Słowackiego był tartak Pluschke & Barzatny, którego biuro mieściło się przy dzisiejszej ul. Krasickiego. Przy ul. Gustawa Łysika/Lindenweg mieściła się szklarnia Slowiga i stolarnia Jurowskiego. Przy ul. Kościuszki/Schönwalderstr. była rzeźnia Luppy z barem śniadaniowym. Przy ul. Jaronia/Gerichtstr., w miejscu gdzie dzisiaj znajduje się Oleskie Muzeum Regionalne, była piekarnia Handschura (budynek nr 3). Obok swój warsztat miał blacharz Krauser. Przy ul. Powstańców Śląskich /Landsbergerstr. był tartak Pastuszka/ Papendorf. Przy ul. Pieloka/Bahnhofstr. mieściło się rzeźnictwo Andretzkiego z barem śniadaniowym , rzeźnictwo Sklarzika, stolarnia Nieski. Przy ul. Dworcowej/ Bahnhofstr. była piekarnia Wilczka i domy właściciela tartaku Kokotta . Przy ul. Mickiewicza/Fischerstr. znajdował się warsztat stolarski Czai. W Oleśnie od 1867 r. działało Katolickie Stowarzyszenie Czeladników, któremu uroczyście nadano w 1927 r. sztandar przedstawiający Adolfa Kolpinga z czeladnikiem, nad którymi wyszyto hasło: „Boże błogosław czcigodne rzemiosło”. W Oleśnie była Kupiecka i Rzemieślnicza Szkoła Zawodowa. Po II wojnie światowej, wobec nowej przynależności Śląska i ziemi oleskiej do państwa polskiego, rozwój rzemiosła oleskiego można podzielić na kilka okresów. W pierwszych latach powojennych (1945-1950) daje się zauważyć szybki rozwój rzemiosła w Oleśnie i powiecie oleskim. W 1945 r. w Oleśnie było 49 zarejestrowanych warsztatów rzemieślniczych – 4 rzeźników, 6 piekarzy, 4 kowali i 11 krawców. Dominowało rzemiosło spożywcze, metalowe, odzieżowe i drzewne. Miało to związek z zapotrzebowaniem na określone usługi w warunkach odbudowy kraju ze zniszczeń wojennych. Organizacja rzemieślników zrzeszonych w poszczególnych cechach została zapoczątkowana na Śląsku 31 stycznia 1945 r., gdy utworzono Katowicką Izbę Rzemieślniczą. Jej ekspozyturę powołano w Opolu w dniu 10 września 1945 r. Pierwszy zarejestrowany cech powstał w Opolu 21 września, następne w Strzelcach Opolskich, Kluczborku, Oleśnie i Głubczycach. Na terenie powiatu oleskiego pierwszy cech zbiorowy z 39 rzemieślnikami powstał 10 października 1945 r. Starszym cechu został Jan Kurasiński. 23 września 1945 r. zawiązano cech szewców z 33 członkami. Kolejne z powstałych cechów to cechy rzeźników i wędliniarzy z 18 członkami oraz stolarzy i kołodziejów z 28 członkami. Cech rzeźników i wędliniarzy założono 25 listopada 1945 r. Starszym cechu został Józef Borecki, podstarszym Marian Szaraszek, sekretarzem i skarbnikiem Stefan Mikołajewski. Cech stolarzy i kołodziejów powstał 25 listopada 1945 r., starszym cechu wybrano Stanisława Pietrzaka. Na bazie tych cechów w dniu 15 listopada 1945 r. zorganizowano Powiatowy Zarząd Związku Cechów jako pełnoprawne przedstawicielstwo oleskich rzemieślników. Pierwsze organizacyjne zebranie rzemieślników oleskich odbyło się 25 listopada 1945. Od tego dnia datuje się Cech Rzemiosł Różnych w Oleśnie, który liczył 154 członków, zatrudniając 195 pracowników. 27 stycznia 1946 r. powstał w Oleśnie cech piekarzy i cukierników zrzeszający 16 osób. W zniszczonym Oleśnie pierwszą piekarnię uruchomił Władysław Kabała, który przystąpił do tworzenia cechu piekarzy i cukierników. Na konstytucyjnym zebraniu było 16 piekarzy. Starszym wybrano Władysława Kabałę, podstarszym Karola Klosika, sekretarzem i skarbnikiem został Józef Skrzydeł. W dniu 10 lutego 1946 r. założono cech kowali i ślusarzy. Starszym mistrzem ślusarskim był Józef Mżyk, który wespół z mistrzem kowalskim Teodorem Świtałą, w ciężkich warunkach, uruchomił wodociągi miejskie, zniszczone na wskutek działań wojennych. Sekretarzem był kowal Klemens König, a skarbnikiem mistrz kowalski Augustyn Kaczmarek. Każdy cech wydelegował jednego członka do Powiatowego Związku Cechów. Do pierwszego zarządu weszli m.in. Stanisław Pietrzak i Paweł Syguła. Zarząd urzędował w lokalu przy ul. Dworcowej. Na czele poszczególnych cechów stali cechmistrze: Józef Mżyk, Jan Rudnik, Władysław Kabała, Józef Borecki, Stanisław Pietrzak, Jan Kurasiński. W 1945 r. na terenie powiatu oleskiego pracowały 154 warsztaty rzemieślnicze. W okresie pierwszych dwóch powojennych lat zakończył się etap organizacyjny rzemiosła w Oleśnie. Po wojnie wiele zakładów rzemieślniczych było zniszczonych i cierpiało na brak wykwalifikowanej kadry. Nadwyżkę siły roboczej wchłaniał odbudowywany przemysł. Rzemiosło tradycyjne borykało się z trudnościami zaopatrzeniowymi w surowce. Sektor prywatny miał także problemy z liczbą zamówień i ze zbytem. Kurczące się rzemiosło bazowało na surowcach miejscowych lub obsługiwało bezpośrednio rolnictwo. Zmiana polityki państwa w stosunku do rzemiosła po 1956 r. wpłynęła na powstawanie nowych zakładów rzemieślniczych. Rozwijało się rzemiosło legalne, rejestrowane, opodatkowane i rzemiosło nielegalne. To drugie często występowało na terenie wsi, a jego bazę stanowiły gospodarstwa małorolne oraz robotnicy pracujący w zakładach uspołecznionych, którzy dorywczo wykonywali usługi np. budowlane. Lata 1951-1953 cechuje zjawisko wypierania rzemiosła indywidualnego przez rozbudowę uspołecznionych form usług, związanych z budową nowego ustroju socjalistycznego w Polsce. W 1950 r. było w powiecie oleskim 312 warsztatów rzemieślniczych , ale liczba członków zmalała prawie o 50%. Był to trudny okres dla rzemiosła. Dopiero wprowadzony w 1953 r. podatek zryczałtowany spowodował stopniowy wzrost warsztatów rzemieślniczych. W latach 1954-1956 nastąpił nieznaczny wzrost wytwórczości rzemieślniczej, na co wpłynęła uchwała RM z 15 sierpnia 1954 r. Wtedy po raz pierwszy działalność rzemiosła została ujęta w planie narodowym. W latach 1957-1968 nastąpił szybki wzrost ilościowy rzemiosła z równoczesnym spadkiem usług uspołecznionych. Najbardziej popularne były zawody: blacharze, mechanicy maszyn i pojazdów, optycy, kotlarze, szklarze, kamieniarze, tapicerzy, hafciarze, modniarze i wulkanizatorzy. Nastąpił wzrost ilości warsztatów rzemieślniczych w powiecie oleskim. W 1954 r. było ich 171, a w 1961 r. liczba ich zwiększyła się do 271. Zakłady rzemieślnicze zatrudniały maksimum 6 osób. Na rozwój rzemiosła indywidualnego wpłynęły trzy zasadnicze czynniki: -szkolenie zawodowe rzemieślników dla umożliwienia zarejestrowania zakładu i podniesienia poziomu usług, -stworzenie odpowiednich warunków ekonomicznych i społecznych dla rzemiosła w związku z realizacją ustawy z 1965 r. o prawie do emerytury, - bardziej sprzyjająca polityka finansowa w stosunku do rzemiosła po 1956 r., tj. wprowadzenie ulg podatkowych z tytułu wyszkolenia ucznia czy założenia nowego zakładu. W 1959 r. ze składek członkowskich ufundowano sztandar cechowy. 28 grudnia 1956 r. członkowie Cechu Rzemiosł Różnych podjęli uchwałę o budowie Domu Rzemiosła w Oleśnie. W styczniu otrzymano decyzję o lokalizacji Domu Rzemiosła, budynek miał zostać wzniesiony na powojennych gruzach przy ul. Wolności. Przed II wojną światową znajdował się tam budynek, w którym mieścił się sklep rzeźniczy Sorowki. 26 czerwca 1960 r. położono kamień węgielny pod budowę Domu Rzemiosła, który został oddany do użytku 21 czerwca 1964 r. Koszt inwestycji wynosił 1,5 mln zł . Wartość czynu społecznego oszacowano na 850 000 zł. Projektantem budynku był prof. inż. Janusz Sobolewski, kierownikiem budowy był inż. budownictwa Paweł Spojda. Po jego rezygnacji kierownikiem budowy Domu Rzemiosła został technik budownictwa Andrzej Zawilski. Uroczystego otwarcia Domu Rzemiosła dokonali: starszy cechu Ignacy Pokorski - mistrz szewski i kierownik biura cechu - Leonard Wittmann. W 2013 r. została odnowiona elewacja Domu Rzemiosła. Remont budynku przeprowadziła spora grupa rzemieślników: starszy cechu Alojzy Bardorz z Kościelisk, Hubert Huć z Radłowa, Artur Świtała z Wojciechowa, Ginter Bartyla z Olesna, Edward Bartyla z Chudoby, Franciszek Pietrzok z Olesna, Gerard Blaszczok z Gorzowa Śląskiego, Damian Świtała ze Sternalic, Leszek Kaliciak z Chudoby, Hubert Brodacki z Borek Wielkich, Helmut Trocha z Borek Małych. Oprócz statutowej działalności cechu zrzeszeni w nim rzemieślnicy brali udział w czynach społecznych: odgruzowywania i zadrzewienia Rynku, przy budowie ogródków jordanowskich i amfiteatru, remiz strażackich w Uszycach i Kadłubie Wolnym. Wsparli finansowo Społeczny Fundusz Budowy Szkół, podjęli inicjatywę budowy pomnika Józefa Lompy, odsłoniętego podczas Dni Olesna w 1966 r. oraz pomnika zamordowanych Polaków w Wysokiej. 29 czerwca 1973 r. walne zgromadzenie uchwaliło nowy statut Cechu Rzemiosł Różnych w Oleśnie, którego organami są: walne zgromadzenie, zarząd, komisja rewizyjna i sąd cechowy. Zarząd jako organ wykonawczy składa się ze starszego cechu, dwóch podstarszych, sekretarza, skarbnika i dwóch członków. Kadencja wybieranego zarządu przez walne zgromadzenie wynosi 4 lata. Sprawami administracyjnymi zajmuje się biuro cechu. Cech reprezentuje na zewnątrz starszy lub podstarszy cechu wraz z kierownikiem biura. Oleski Cech Rzemiosł Różnych koncentrował się na dwóch zagadnieniach: rozwoju usług dla ludności ze specjalnym uwzględnieniem wsi i produkcji rynkowej oraz akcji naboru do nauki rzemiosła, kształcenia i doskonalenia kadr rzemieślniczych. Szczególnie dążono do zwiększenia stanu mistrzów szkolących uczniów i do podniesienia ich kwalifikacji. Cechy organizowały kursy przygotowawcze do egzaminów czeladniczych i mistrzowskich, kursy kwalifikacyjne, specjalistyczne i pedagogizację mistrzów. W tej dziedzinie cech współpracował z Poradnią Wychowawczo-Zawodową, dyrekcjami szkół podstawowych, Wydziałem Zatrudnienia przy Urzędzie Powiatowym i organizacjami młodzieżowymi. Cech czynił starania o stypendia i zapomogi pieniężne dla uczniów. Zarządzał rokrocznie Wystawą Mebli Oleskich, otrzymując trzykrotnie I, II i III miejsce we współzawodnictwie międzycechowym na Opolszczyźnie. Przy cechu działało wiele zespołów artystycznych i sportowych. W latach 1970-1972 funkcjonowało 8 zespołów artystycznych rzemiosła: Zespół Tańca Towarzyskiego, Zespół Tańca Ludowego, Zespół Pieśni Ludowych, Kapela Ludowa, Zespół Big-Beatowy, Zespół Wokalno-Muzyczny, Zespół Piosenkarek i Zespół Samokształceniowy. Zespoły te występowały na Ogólnopolskich Przeglądach Zespołów Artystycznych Rzemiosła, zdobywając czołowe miejsca. Z inicjatywy mistrza fotografiki Zenona Bujaka i pracownika cechu Władysława Pietraszka powstało przy cechu Koło Sportowe, późniejszy Klub Sportowy Start . Działały przy nim sekcje: tenisa, siatkówki, szachowa, koszykówki, pływacka, rowerowa, motocyklowa, piłki nożnej i lekkoatletyczna, która w 1955 r. zdobyła drużynowe mistrzostwo Opolszczyzny. Młodzież rzemieślnicza uprawiała sport pod opieką instruktora wychowania fizycznego Kazimierza Rutkowskiego. Za działalność sportową cech otrzymał wiele dyplomów uznania. W dniu 19 czerwca 1999 r. walne zgromadzenie dokonało zmiany przynależności cechu z Izby Rzemieślniczej w Częstochowie do Izby Rzemieślniczej w Opolu. Dzisiejszy Cech Rzemiosł Różnych i Małej Przedsiębiorczości to jeden z większych pracodawców na terenie powiatu oleskiego. Zrzesza 132 zakłady rzemieślnicze, zatrudniające łącznie 870 pracowników i współpracowników, w tym 200 uczniów. Z gminy Olesno zrzesza 71 zakładów, z gminy Radłów - 17, z gminy Gorzów Śl. - 8, z gminy Praszka - 6, z gminy Rudniki - 4. Pozostałe zakłady są w gminie Lasowice Wielkie, Wołczyn, Kluczbork, Byczyna, Przystajń, Kłobuck, Dobrodzień i Zębowice. W latach 2012-2014 przyjęto 23 nowych członków, skreślono - 19. Obecnie 88 zakładów rzemieślniczych, zrzeszonych w cechu, szkoli uczniów w zawodach: murarz-tynkarz – 27 uczniów, mechanik pojazdów samochodowych – 39 uczniów, monter zabudowy i robót wykończeniowych w budownictwie - 37 uczniów, fryzjer – 32 uczniów i stolarz – 10 uczniów. Oleski cech należy do prężnie działających cechów w województwie opolskim. Duża w tym zasługa rzemieślników, a także byłych i obecnych zarządów na czele ze Starszymi. Na trwałe w historię cechu wpisał się Feliks Kniejski – mistrz stolarstwa, który związany jest z cechem od 26 czerwca 1957 r. Wyszkolił 53 uczniów, otrzymał wszystkie możliwe odznaczenia i wyróżnienia rzemieślnicze, w tym najwyższe - Szablę Kilińskiego w 2010 r. Było to jedyne takie wyróżnienie dla rzemieślnika z powiatu oleskiego. Przyznano mu także Kordzik - najwyższe odznaczenie Izby Rzemieślniczej w Opolu, której jest Honorowym Prezesem. Pan Kniejski pełnił wiele funkcji w organach statutowych organizacji samorządu rzemiosła. Jest cenionym działaczem oleskiej lokalnej społeczności. Za zasługi na rzecz rzemiosła również wielu innych oleskich rzemieślników otrzymało wysokie odznaczenia rzemieślnicze, np. Medale im. Jana Kilińskiego, Honorowe Odznaki Rzemiosła, odznaki Za szkolenie uczniów w rzemiośle. Najwyższe, platynowe odznaki, otrzymali: Krzysztof Szczepański i Ginter Bartyla. Rzemieślnicy, za swoją rzetelną pracę, są doceniani przez instytucje samorządowe, uzyskując wyróżnienia: Feliks Kniejski - Róża Olesna – 2007 r., Radosław Gliński - Róża Olesna – 2013 r., Franciszek Pietrzok - Zasłużony dla ziemi oleskiej – 2013 r. Działalność cechu opiera się na udzielaniu porad związanych z działalnością rzemieślniczą, zarówno w zakresie porad merytorycznych, jak i dotyczących zatrudnienia pracowników młodocianych, na sporządzaniu wniosków do refundacji i do dofinansowań z tytułu wyszkolenia uczniów. Olescy rzemieślnicy zasiadają w Komisjach Egzaminacyjnych Izby Rzemieślniczej w Opolu i Częstochowie. Członkowie cechu wraz z zarządem aktywnie uczestniczą w Targach Edukacji i Pracy, w Forum Ekonomicznym - Kooperacja, gdzie rzemieślnicy promują swoje wyroby i uzyskują wyróżnienia. Zdobywcą prestiżowego wyróżnienia jest Zakład Fryzjerski Huberta Brodackiego, który w kategorii Usługa 2013 r. zdobył Perłę Powiatu. Zarząd wraz z pocztem sztandarowym uczestniczy w różnych uroczystościach państwowych, miejskich, rzemieślniczych, szkolnych i kościelnych. Na szczególne uznanie zasługuje współpraca z dyrekcją Zespołu Szkół Zawodowych w Oleśnie. Najlepszych uczniów - przyszłych pracowników – rzemieślnicy na zakończenie roku szkolnego wyróżniają cennymi nagrodami rzeczowymi. Olescy rzemieślnicy uroczyście obchodzą dzień św. Józefa, organizują spotkania seniorów i mikołajki dla dzieci. Pielgrzymują na Jasną Górę w ramach pielgrzymki rzemiosła, uczestniczą w zawodach wędkarskich kół rzemieślniczych. Odwiedzają Izbę Rzemieślniczą partnerskiego miasta w Arnsbergu. Cech poczynił wiele fundacji, m.in. ufundował witraż w kościele św. Michała, przekazał fundusze na budowę pomnika Jana Pawła II na Górze św. Anny. 27 maja 2001 r. miało miejsce uroczyste poświęcenie nowego sztandaru Cechu Rzemiosł Różnych w Oleśnie, a 29 czerwca 2009 r. poświęcono nowe insygnia cechowe. W 2008 r. została wydana publikacja Olesno i Powiat Oleski od rzemiosła do przemysłu. W jubileuszowym 2014 r. zostały zorganizowane uroczyste obchody 50-lecia powstania Domu Rzemiosła i 430-lecia powstania oleskiego cechu. Po mszy św. w intencji rzemieślników odbył się przemarsz na miejski Rynek. Oficjalna gala uroczystości odbyła się MDK w Oleśnie. Zaprezentowano dzieje oleskiego rzemiosła, wręczono odznaczenia i wyróżnienia zasłużonym rzemieślnikom, zorganizowano występ artystyczny i poczęstunek. Z okazji jubileuszy Oleskie Muzeum Regionalne przygotowało wystawę Dzieje oleskiego rzemiosła czynną od 12 października do 27 listopada. Cech Rzemiosł Różnych w Oleśnie z tej okazji wydał folder i kalendarz okolicznościowy.
Ewa Cichoń
Zdjęcia z uroczystości na muzelanym facebooku
MUZEUM W PRASZCE ZAPRASZA NA WYSTAWĘ PT. W 100. ROCZNICĘ WYBUCHU I WOJNY ŚWIATOWEJ 1914-2014
W roku 2014 mija 100. rocznica wybuchu I wojny światowej oraz powstania Legionów Polskich Józefa Piłsudskiego. Konflikt, który w planach walczących stron, miał trwać kilka tygodni, trwał cztery lata, przynosząc śmierć wielu ludziom, ucieczki przed frontem oraz zniszczenia. Często nazywano tę wojnę Wielką Wojną. W jej wyniku rozpodało się Cesarstwo Austro-Węgierskie, nastąpił upadek monarchii w Niemczech i caratu w Rosji. Po 1918 roku nastąpiła przebudowa mapy politycznej Europy. W jej wyniku, po 123 latach niewoli Polska odzyskała niepodłegłość. Wystawa prezentuje różne pamiątki z okresu I wojny światowej. Obok militariów (szabli, bagnetów, hełmu) można zobaczyć pocztówki, karty korespondencyjne ze stemplami cenzury wojskowej, znaczki pocztowe emitowane m.in. dla okupowanych ziem polskich, mapy frontów, korespondencję jeńca wojennego itp. Ciekawostką są niewątpliwie fotografie mieszkańców Praszki z lat 1914-1918, czy pamiętnik Jana Krzemińskiego, w którym opisał wydarzenia z tego okresu. Wystawa pochodzi ze zbiorów: Dariusza Gołka, Leszka Krzyżanowskiego, Stanisława Łastówki, Mieczysława Sołtysiaka, I Liceum Ogólnokształcącego w Praszce oraz Muzeum w Praszce. Wystawa czynna jest od 24 lipca do 5 października 2014 roku. SERDECZNIE ZAPRASZAMY
Plakaty na muzealnym facebooku
Zdjęcia Brunona Czelińskiego i jego obrazów znajdują się na muzealnym facebooku
Zapominany oleski artysta – malarz BRUNO CZELIŃSKI W Oleśnie, w okresie międzywojennym i po II wojnie światowej, Bruno Czeliński/Schelinski był wziętym artystą malarzem. Parał się głównie malarstwem olejnym, kopiował dzieła wielkich mistrzów, malował krajobrazy, kwiaty, portrety, sceny religijne i rodzajowe. Jego realistyczne płótna i kartony niemal z fotograficzną dokładnością oddawały rzeczywistość. Od jego śmierci minęło 45 lat. Starsi mieszkańcy Olesna go pamiętają, młodzi nic o nim nie wiedzą. Toteż warto przypomnieć tę barwną i zasłużoną dla lokalnej kultury postać. Pani Beata Leszczyńska, prawnuczka Brunona Czelińskiego, odwiedziła oleskie muzeum. Mieszka obecnie w Niemczech, mówi doskonałą polszczyzną i szuka śladów swojego uzdolnionego dziadka. Natrafiła na lapidarne informacje o nim w książce Stuletnia jubilatka. Parafialna świątynia pw. Bożego Ciała w Oleśnie. Zadzwoniła do miejscowego muzeum, z którym nawiązała kontakt e-mailowy. Przyjechała do Olesna z mężem i córką. Odnalazła w Archiwum Państwowym w Elblągu z siedzibą w Malborku akt urodzenia pradziadka i kartę cyrkulacyjną jego drugiej żony Agnes. Kopie tych materiałów wraz z kopiami aktu zgonu B. Czelińskiego i fotografii pozostawiła naszej placówce. Jedenaście lat temu Beata Leszczyńska wraz z mężem i trzema córkami wyjechała na stałe do Niemiec. Tak to wspomina: Od początku rozmawiamy w domu tylko w języku polskim, pomimo sprzeciwów i ogromnego nacisku z otoczenia (głównie nauczycieli ze szkoły). Dzieci były małe, gdy wyjechaliśmy z Polski, a dla mnie od początku najważniejsze było i jest, by znały język polski w miarę możliwości jak najlepiej. I choć nadszedł moment, gdy mimochodem automatycznie momentami mówią po niemiecku i brakuje im czasem polskich słów, to jednak potrafią się bardzo dobrze porozumieć, co mnie ogromnie cieszy. Po tylu latach nauczyliśmy się tam żyć, znaleźliśmy swoje miejsce, na swój sposób jesteśmy szczęśliwi, mamy pracę, znajomych, korzystamy z życia, zwiedzamy świat, ale nadal za Polską tęsknimy. Dzieci, choć więcej czasu mieszkają tu jak w Polsce, zawsze z płaczem wracają do Niemiec. Najmłodsza, która była w oleskim muzeum, wciąż pyta dlaczego nie możemy tam mieszkać. Rozmyślam czasami, że mieszkam na ziemiach moich przodków, ale nie czuję się tam jak w domu... Niegdyś w Oleśnie, przy ul. Murki, w małym domku mieszkał malarz Bruno Kurt Czeliński, który urodził się w Marienfeld 19 maja w 1891 r. Do 1895 r. Marienfeld było samodzielną gminą wiejską, która w latach 1901/1904 została przyłączona do miasta Marienweder. Marienweder to obecny Kwidzyn w województwie pomorskim. W księgach Adressbuch Stadt Marienwelder z 1909 r. widnieje Hermann Schelinski - ojciec Brunona, z zawodu zajmujący się polerowaniem wyrobów stolarskich. Matką Brunona była Paulina z domu Sendatzki. Bruno Czeliński miał dwóch braci i siostrę. Uczęszczał do Gimnazjum Królewskiego w Kwidzyniu. Młody Bruno przybył do Olesna z grupą malarzy artystów z Wrocławia, którzy pokryli malowidłami plafony na sklepieniu kościoła pw. Bożego Ciała w Oleśnie, konsekrowanego w 1913r. Bruno Czeliński pozostał w Oleśnie, ponieważ podczas prac malarskich w nowym kościele poznał pannę Helenę Freund, z którą się ożenił. W związku ze ślubem Czeliński zmienił wyznanie z ewangelickiego na katolickie. Chrzest katolicki przyjął w kościele Bożego Ciała. Jego ślub z Heleną Freund był pierwszym sakramentem małżeństwa udzielonym w nowo wybudowanym kościele. Po śmierci pierwszej żony Bruno Czeliński ożenił się jeszcze dwukrotnie, z Agnes, a później z Anną z domu Grochula. Była ona ewangeliczką, ale Bruno nie chciał kolejny raz dokonać konwersji, więc pozostał przy katolicyzmie. Miał czworo dzieci z dwóch pierwszych małżeństw. Jeden z synów zginął w II wojnie św., drugi syn i córka wyjechali po wojnie do Niemiec. Najmłodsza córka z drugiego małżeństwa, Ewa Kaczmarek, matka Waldemara - ojca Beaty Leszczyńskiej - do końca życia mieszkała w Oleśnie i jest pochowana wraz ze swoim ojcem Brunonem Czelińskim na miejscowym cmentarzu komunalnym. Jej syn Waldemar Kaczmarek pamięta dziadka Brunona, w którego domu spędził dzieciństwo. Waldemar Kaczmarek urodził się w Oleśnie, gdzie uczęszczał do szkoły podstawowej, Zawodowej Szkoły Rolniczej, a następnie ukończył Technikum Rachunkowości Rolnej. W szkole poznał dziewczynę z Lublińca, z którą się ożenił. Oboje namiętnie grali w siatkówkę. Grupa dziewcząt z technikum w 1976 r. wywalczyła awans do finału Mistrzostw Polski, w którym zajęły 4 miejsce. Małżonkowie zamieszkali w Lublińcu. Waldemar Kaczmarek miał 12 lat gdy zmarł jego dziadek Bruno. Wnuczek często służył mu za tłumacza, bowiem p. Bruno prawie nie posługiwał się językiem polskim. Znał dobrze jedynie dwa zwroty – cholera i psia krew. Nieumiejętność posługiwania się j. polskim uniemożliwiła Czelińskiemu wywieszenie tabliczki informującej o tym, że jest malarzem. W akcie urodzenia Brunona widnieje polskojęzyczne nazwisko Czelinske. Od 1938 r. zmieniono jego nazwisko na Schelinski. Po II wojnie światowej ponownie zostało zmienione nazwisko Brunona z Schelinski na Czeliński, które widnieje na jego akcie zgonu. Po II wojnie światowej proboszcz Józef Niesłony polecił Czelińskiemu odnowienie malowideł sufitowych w kościele Bożego Ciała. Zadanie to artysta wykonał perfekcyjnie. Na prace restauracyjne w oleskich kościołach poświęcił 30 lat życia. W kościele św. Anny, w kaplicy Podwyższenia Krzyża Świętego niegdyś wisiał obraz Jezusa Cierpiącego, namalowany przez Brunona Czelińskiego. W latach 50. i 60. XX w. w kruchcie kościoła parafialnego, w gablotach, znajdowały się kartony z namalowanymi przez niego postaciami Chrystusa i Matki Bożej. Malował setki obrazów olejnych. Ojciec Beaty Leszczyńskiej jest w posiadaniu czterech obrazów swojego dziadka Brunona. Jeden z nich przedstawia bukiet słoneczników w wazonie, drugi profil Chrystusa, dwa pozostałe to pejzaże. Czeliński dekorował także motywami kwiatowymi wazony. Dwa takie wazony zachowały się w zbiorach jego wnuka. Waldemar Kaczmarek wspomina obraz dużych rozmiarów (2m x 2 m), przedstawiający Jezusa i Maryję, który był pracą mistrzowską Brunona Czelińskiego. Obraz został podarowany p. Rejwalt, pochodzącej z Wojciechowa. Mieszkańcy Olesna i okolic zamawiali obrazy u Czelińskiego, które z pewnością nadal zdobią ściany niejednego mieszkania w Oleśnie. Ja również posiadam jeden z obrazów Brunona Czelińskiego, który przedstawia scenę udzielania prywatnej lekcji muzyki. Czeliński pracował przy renowacji ołtarzy i figur oleskich kościołów. Jego prawnuczka Beata pamięta jak w dzieciństwie bawiła się złotkami, które służyły do pozłoty figur i ram. Ściany dworca kolejowego w Oleśnie były ozdobione malowidłami krasnali autorstwa Czelińskiego. Tworzył na dużych kartonach dekoracje dla przedstawień szkolnych i przedszkolnych. Malował także stroje dzieci przeznaczone na bale przebierańców. Swojemu wnukowi Waldemarowi na ubraniu namalował motywy indiańskie. Beata Leszczyńska twierdzi, że jej pradziadek malował wszystko, na wszystkim i dla wszystkich. Podczas wspomnianych wyżej renowacji jedna z figur upadła Czelińskiemu na nogę, powodując rozległą, otwartą ranę, która długo nie chciała się zagoić. Od tego czasu artysta miał problemy ze zdrowiem, wiele razy przebywał w szpitalu. Z relacji trzeciej żony Anny wynika, że cierpiał na nowotwór jamy ustnej. Zmarł 31 lipca 1969 r. w Oleśnie. Spoczywa na miejscowym cmentarzu komunalnym. Podarowany mu talent wspierał pracą i ciągle go doskonalił. Obrazy Brunona Czelińskiego podobały się powszechnie, były dobre warsztatowo, przyjemne w oglądaniu, wywoływały pozytywne emocje. Artysta kompozycję obmyślał z wdziękiem, stosował tradycyjną technikę, najpierw tworząc rysunek, portem podmalówkę, na końcu staranne wykończenia cienkim pędzlem. Jego osoba i twórczość wrosła w oleski krajobraz, zapomniany, sentymentalny, pokryty werniksem czasu. Warto go odkurzyć, przypomnieć i odświeżyć. Ewa Cichoń
Wizyta rodziny Baginsky w Oleśnie
19 sierpnia 2014 r. Olesno odwiedzili potomkowie Siegmunda Baginskiego, żydowskiego przedsiębiorcy, który w okresie międzywojennym był właścicielem Hotelu de Rome/Hotelu Baginsky - usytuowanego w północno - zachodniej pierzei oleskiego Rynku. Hotel mieścił się w kamienicy nr 8. Na pierwszym piętrze hotelu znajdowała się sala, w której odbywały się imprezy kulturalne i spotkania towarzyskie. Namiętnie grano tam w pokera. Przy hotelu była także winiarnia Baginsky. Obok hotelu znajdował się sklep Kaiser΄s Kaffee, na którego szyldzie widniał znak firmowy- uśmiechnięty dzbanek do kawy. Przed Hotelem Baginsky stała mała stacja benzynowa.
Szukający śladów swoich przodków, wnukowie Siegmunda Bagińskiego - Sidney i William Baginsky z Londynu, nawiązali kontakt z Oleskim Muzeum Regionalnym, który zaowocował ich przyjazdem do Olesna. Sidney z żoną Lindą i William z żoną Mary zwiedzili miejscowe muzeum, cmentarz żydowski i miasto. Sidney i William są synami Kurta Bagińskiego - syna Siegmunda Bagińskiego. Kurt Baginsky, urodzony 12 stycznia 1908 r. w Oleśnie, miał po ojcu przejąć hotel. Jednak burzliwe czasy nazizmu i holocaustu przeszkodziły mu w tym przedsięwzięciu. Po nocy kryształowej rodzina musiała upuścić Olesno i to w dramatycznych okolicznościach. Powodem wyjazdu z przedwojennego Olesna żydowskich rodzin była antysemicka polityka III Rzeszy, a w związku z tym obawa przed prześladowaniami. Już po dojściu Hitlera do władzy w 1933 r., rozpoczęła się emigracja dyskryminowanej ludności żydowskiej. Nagonka na wyznawców judaizmu nasiliła się szczególnie po ogłoszeniu na zjeździe Reichstagu w Norymberdze 15 września 1935 r. rasowych ustaw norymberskich. Na mocy tych postanowień Żydów można było pozbawić obywatelstwa Rzeszy, ochrony prawnej i własności. Nie mogli również pełnić służby w urzędach państwowych ani w wojsku. Zakazano im wywieszać flagę państwową. Wedle ustawy o ochronie krwi niemieckiej zabraniano zawierania małżeństw między "Aryjczykami" i "nie-Aryjczykami", zezwalano rozwiązywać już zawarte małżeństwa tego typu, zaś stosunki intymne między nimi podlegały karze zhańbienia rasy, tzw. Rassenschande. Ustawy również definiowały, kogo uznawać za Żyda, za mieszańca - Mischlinga i Aryjczyka. Rozpowszechniano bajki o żydowskich mordach rytualnych. Zapowiedzią holocaustu były wydarzenia nocy kryształowej (Kristallnacht) z 9 na 10 listopada 1938 r., w czasie której naziści palili synagogi, a ulice niemieckich miast zostały zasypane odłamkami szkła ze zniszczonych żydowskich mieszkań i sklepów. Także w Oleśnie spalono synagogę i niszczono mienie żydowskie, a Żydów bito i wywożono do obozów koncentracyjnych.
Siegmund Baginsky, urodzony 20 lutego 1867 r. w Borkach Wielkich, był synem Wilhelma Wolfa Baginskiego (ur. 14 marca 1837 r., zm. 15 października 1890 r.) i Handel z domu Frischer. Siegmund ożenił się 28 października 1900 r. z Liną Krakauer, urodzoną 29 listopada 1872 r., córką Josepha Krakauer i Sophie Schiller, z którą miał pięcioro dzieci: Willego, Egona, Kurta i córki Edit oraz Johannę- która zmarła w wieku 9 miesięcy. Lina Baginsky zmarła młodo 7 lipca 1910 r. Jej mąż Siegmund w 1939 r. sprzedał hotel w Oleśnie i wyjechał do Wrocławia, gdzie zmarł 22 marca 1940 r. w domu starców. Jego syn Egon wraz z żoną Else z domu Angerss zostali wywiezieni do obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Zginął tam 29 stycznia 1943 r. W czasie nocy kryształowej Willi i Kurt schronili się w piwnicach Hotelu de Rome. Zostali jednak odnalezieni i pobici. Mieli zostać przewiezieni do obozu w Buchenwaldzie. Ich siostra Edit, za sporą łapówkę, wyprosiła u SS-mana uwolnienie jednego z braci. Zwolniono Willego, który wyjechał do Wrocławia. Willi został zastrzelony w 1941 r. podczas transportu Żydów z Wrocławia do Kowna. Kurta zesłano do obozu w Buchenwaldzie. Przebywał tam 6 tygodni, ponieważ znowu siostra Edit pomogła mu wydostać się stamtąd. W 1939 r. Kurt Baginsky wyjechał do Wielkiej Brytanii. Tam założył rodzinę. Ożenił się z Erną Goldberg, z którą miał dwóch synów Sideny΄a i Williama, którzy z Londynu przybyli do Olesna. Trudno im było rozpoznać miejsce w którym stał hotel ich dziadka. Hotelu już nie ma, został zniszczony w 1945 r. Na jego miejscu jest obecnie plac i pomnik św. Jana Pawła II. Miejsce jest urokliwe i zadbane, toteż bardzo podobało się gościom.
Sidney Baginsky, urodzony w Leicester w Wielkiej Brytanii 28 lipca 1944 r., ożenił się z Lindą Puzey w 1974 r. w Londynie. Ma dwoje dzieci Adama i Lisę. Pracował na stanowisku księgowego, od wielu lat mocno zaangażowany w działalności charytatywnego stowarzyszenia żydowskiego bractwa pogrzebowego. William Baginsky, urodzony 29 lipca 1951 r. w Londynie, od 1977 r. jest żonaty z dr Mary Yates, która jest profesjonalnym doradcą w zakresie badań i oceny w Departamencie Edukacji Wielkiej Brytanii. Urodziło im się troje dzieci: Charlotta, Abe (Abraham) i Ben ( Beniamin). William pracuje w wydawnictwie książek.
Olesno i cmentarz żydowski goście odwiedzili w towarzystwie dyrektor Oleskiego Muzeum Regionalnego i Maksymiliana Antkowiaka. Na cmentarzu odnaleźli macewę z grobu Georga Baginskiego, który był bratem Siegmunda. Georg Baginsky urodził się 03 października 1875, zmarł 09 listopada 1881r. Państwo Baginscy zobaczyli miejsce, gdzie niegdyś stała oleska synagoga spalona podczas nocy kryształowej z 9/10 listopada 1938 r. Znajdowała się przy ul. Wielkie Przedmieście naprzeciwko domu państwa Respondek. Obejrzeli także zachowany do dzisiaj budynek usytuowany vis-a-vis ZSZ, w którym w okresie międzywojennym znajdował się Żydowski Dom Gminy. Do 1938 r. mieszkał w nim rabin. Ostatni rabin oleskiej wyznaniowej gminy żydowskiej ( właściwie kantor) Erich Lewin, został wywieziony z rodziną do Buchenwaldu. Zdołał uciec i wyjechać do Izraela, ale nie uratował z Auschwitz swojej żony i córki. Maksymilian Antkowiak pokazał gościom uratowaną kaplicę dawnego szpitala miejskiego przy ul Wielkie Przedmieście.
W Oleskim Muzeum Regionalnym znajdują się fotografie Hotelu de Rome, rodzin żydowskich i oryginalne Menu z zestawem potraw i tańców z wesela Ottilie Baginsky z Adolfem (Avrohomem) Grünpeter w Hotelu Baginsky, które odbyło się 6 sierpnia 1890 r.
Na weselu serwowano:
- Suppe a la jardiniere ( zupę a la jardiniere)
- Hecht mit Chaudeau oder Remouladen sauce (szczupaka z kremem albo sosem remuladowym)
- Gemüse mit Beilage (warzywa z dodatkami)
- Blumenkohl mit Backhuhn ( kalafior ze smażonym kurczakiem)
- Obst mit Leberklöschen ( owoce z kluseczkami z wątróbki)
- Putenbraten ( pieczeń z indyka)
- Compot ( kompot)
- Speise (deser)
- Vanillien Eis (lody waniliowe)
- Brustbraten ( pieczeń z piersi)
- Zunge (ozorek)
- Salat (sałatkę)
- Na weselu tańczono:
- Polonaise (poloneza)
- Walzer (walca)
- Polka (polkę)
- Quadrille (kadryla)
- Galopp (galopa).
Na zdjęciu z 1907 r. prezentują się:
Od prawej- górny rząd: Emil Baginsky( brat Siegmunda) Adolf Grünpeter, Ottilie Baginsky ( żona Adolfa Grünpetra), Siegmund Baginsky, Wilhelm Neuländer, Hildegard (córka Marie Kochmann), Ludwig Kochmann, chłopiec.
W dolnym rzędzie od prawej strony:
Erna Roth z domu Kochmann (matka Miriam Alhon-Roth, która odwiedziła Olesno w 2009 r.), chłopiec- Egon Baginsky, Lina Baginsky z małą Edit na kolanach. Siedzący drugi chłopiec to Willy Baginsky. 6 osób na fotografii nie zostało rozpoznanych.
Ewa Cichoń
Zdjęcie żydowskich kupców znajduje się na muzealnym facebooku.
ZDJĘCIA Z WYSTAWY ZOBACZ NA MUZEALNYM FACEBOOKU
Ikony Beaty Domagały w Oleskim Muzeum Regionalnym 19 lipca 2014 r. w Oleskim Muzeum Regionalnym odbył się wernisaż ikon Beaty Domagały, oleśnianki która swój talent i pasję wyraża w malarstwie, szczególnie w pisaniu ikon. Zafascynowała ją i fascynuje ta szczególna forma sztuki sakralnej, powstawała w kręgu kultury bizantyńskiej i charakterystyczna dla chrześcijańskich Kościołów wschodnich, w tym prawosławnego i greckokatolickiego. Pisane na drewnie obrazy zachwycające bogactwem barw i misternie wykończone, przedstawiają postacie Chrystusa, Matki Bożej i świętych, sceny z ich życia, motywy biblijne lub liturgiczno-symboliczne. Ikony pisano najczęściej na specjalnie przygotowanym drewnie cedrowym lub cyprysowym. Były to święte drzewa dla wschodniego chrześcijaństwa. Na Rusi stosowano drewno lipowe lub sosnowe. Ikona nie jest zwykłym obrazem religijnym. Malowanie, a właściwie pisanie ikon było czynnością świętą. Ikona, która powstawała w klasztorach Starej Rusi, pisana przez uprzywilejowanych mnichów, była emanacją bóstwa, które prowadziło rękę twórcy. Zrodzona w modlitwie, wymagała przed przystąpieniem do pracy specjalnych postów, powstawała w postawie klęczącej autora. Ikony mają za zadanie pogłębiać życie duchowe i wprowadzać do modlitwy. Osoby, które pragną nauczyć się pisania ikon, muszą przede wszystkim zadbać o wewnętrzny spokój i koncentrację. Trzeba znaleźć czas na pracę bez zakłóceń z zewnątrz. Konieczne jest dobre oświetlenie, odpowiedni stół i przybory, materiały informacyjne i reprodukcje ikon. W kreowaniu odpowiedniej atmosfery może pomóc słuchanie nagrań cerkiewnej liturgii, chorałów gregoriańskich lub klasycznej muzyki. Pisanie ikony stanowi przeciwieństwo subiektywnej ekspresji, gdyż wymaga identyfikacji z tradycją. Wystawa prowokuje do zadania sobie pytania, czym jest ikona? Czy tylko obrazem sakralnym, czy czymś więcej, czymś co jest związane ze sferą duchowości. Osobisty kontakt z ikoną jest nie tylko inspiracją do własnych badań i studiowania technik warsztatowych i symboliki, ale przede wszystkim do zgłębienia tajemnicy i uroku tego malarstwa. Beata Domagała zawodowo nie ma nic wspólnego z artyzmem, bowiem od lat pracuje w dużych, zagranicznych firmach produkcyjnych jako dyrektor personalny. Jej ikony są owocem nauki ikonopisarstwa w Pracowni Malarstwa Bizantyjskiego ,,Fabrica Eclessia” Katarzyny i Jarosława Kula w Częstochowie. O kursie B. Domagała dowiedziała się z Internetu. Bardzo mi się podoba pisanie ikon, a zwłaszcza ich wymiar duchowy, związany z tym, że przedstawiają one sceny z Pisma Świętego i życia świętych - mówi Beata Domagała, która przyjechała na kurs aż z Wrocławia. Państwo Katarzyna i Jarosław Kula z Częstochowy wykonali ikonę z wizerunkiem św. Edyty Stein, którą otrzymał Prezydent RP Bronisław Komorowski podczas pobytu w Lublińcu z okazji 740 –lecia miasta. Na wystawie zaprezentowano różnorodne przedstawienia i tematykę ikon. Jest Chrystus Pantokrator, Mandylion, Trójca św. wzorowana na ikonie Andrieja Rublowa, wizerunki Matki Bożej w typie Eleusy i Hodegetri, Archanioł Michał, św. Rodzina, św. Piotr, św. Barbara, św. Krzysztof i św. Kinga , a także ikony współczesne jak np. Matka Boża z Jamnej. Ikonopisarstwo Beaty Domagały to piękno i harmonia. Wykonane z niezwykłą pieczołowitością, tradycyjną techniką z użyciem oryginalnych barwników stosowanych od wieków. Beata Domagała zajmuje się także malarstwem olejnym, pastelą, akwarelą i malowaniem na jedwabiu i szkle. B. Domagała twierdzi, ze ikony które tworzy dają jej wewnętrzną siłę i spokój ducha. Są naładowane ładunkiem emocjonalnym, który porusza i daje energię do działania. Jej ikony poruszają wewnętrzną strunę oglądającego, są wyrazem głębokiego duchowego doświadczenia, stwarzając aurę mistycyzmu. To piękno zanurzone w tajemnicy, bo ikona nie tylko przedstawia, ale i uobecnia przedstawiane Osoby. Pierwowzorem ikon prawdopodobnie były portrety grobowe z Fajum i wczesnochrześcijańskie malarstwo katakumbowe. Wg tradycji chrześcijańskiej pierwszym autorem ikon był św. Łukasz Ewangelista. Dokumenty Soboru Nicejskiego II z 787 r. wspominają, że tradycja wykonywania ikon istniała od czasów apostolskich. Geneza ikon wywodzi się z portretowego malarstwa późnoantycznego. Pierwsze wzmianki źródłowe o istnieniu ikon znajdujemy w pismach z IV w. Euzebiusza z Cezarei i Epifaniusza z Cypru oraz św. Augustyna z V w., zaś Hypatiusz z Efezu w VI w. pisze o pokłonie przed ikoną. Reakcją na kult ikon (ikonodulizm) był obrazoburczy ruch zwany ikonoklazmem, szerzący się w VIII i IX w. w Bizancjum. W jego wyniku bezpowrotnie zostało zniszczonych wiele cennych dzieł sztuki. Najstarsze z zachowanych ikon, datowane na VI w., pochodzą z klasztoru św. Katarzyny na Synaju. Malarstwo ikonowe rozwijało się w Bizancjum aż do jego upadku w poł. XV w. oraz na terenach objętych wpływami kultury bizantyjskiej na Bałkanach (Grecja, Serbia), w średniowiecznych Włoszech, a zwłaszcza na Rusi. Najstarsze ikony malowano techniką enkaustyczną polegająca na połączeniu wosku pszczelego ze spoiwem malarskim. Od VI w. farby te zastępowano temperą jajową, w której spoiwem jest woda zmieszana z żółtkiem jaja kurzego. Nowa technika wymagała zastosowania czterech, następujących czynności: 1. naklejenia na deskę tkaniny, 2. gruntowania za pomocą zmieszanej z klejem kredy lub gipsu, 3. nałożenia farby i złocenia, 4. zabezpieczenia ikony pokostem lub lakierem na bazie oleju. Niekiedy na gotową ikonę nakłada się sukienkę odlaną w metalu (srebrze bądź złocie) lub wykonaną techniką repusowania (trybowania) z otworami na twarz i ręce przedstawionej postaci, przy czym rysunek na blasze dokładnie powtarza zasłonięte fragmenty obrazu. Ikony wykonywano także w technice mozaiki, emalii, rzeźbiono w drewnie, marmurze, steatycie (skale metamorficznej) lub kości słoniowej. Późne ikony z XIX w. i XX w. malowano także w technice olejnej. Malowanie ikon było ściśle określane w podręcznikach z gr. Hermeneia, z ros. Podlinniki, pisanych często przez mnichów-malarzy. Tradycja ta wiązała się nie tylko z ikonografią, ale dotyczyła również materiału, przygotowania podłoża, specjalnej technologii, odpowiednich kolorów, a nawet kolejności kładzenia warstw malarskich. Na spreparowane deski odpowiednio ukształtowane z wgłębieniem w przedniej części w którym umieszcza się właściwą treść – tzw. kowczeg, wzmocnione z tyłu zastrzałem, nakładano grunt kredowo-alabastrowy. Kowczeg to płytkie (do 5 mm) wgłębienie w środkowej części przedniej strony deski. W języku cerkiewno-słowiańskim słowo kowczeg oznacza arkę i nawiązuje do Arki Przymierza. Wskazywać to ma na sakralny charakter samego obrazu jako pewnego rodzaju relikwii. Na gruncie rysowano lub przerysowywano z podręczników kontury obrazu, a następnie nakładano w określonej kolejności farbę i pozłotę. Na koniec umieszczano także napisy w języku greckim lub starocerkiewnosłowiańskim z imionami świętych postaci lub objaśnieniami scen (zazwyczaj umieszczane w polu ikony). Najświętsze Imiona (Chrystusa, Matki Bożej) umieszczano w greckich skrótach (abrewiacjach). Ikona jest dla wschodniego chrześcijaństwa tekstem liturgicznym, sakramentale, a także „obrazem tamtego świata", dlatego nie mogła powstać bez wcześniejszego przygotowania teologicznego malarza, ewentualnie pod ścisłym nadzorem teologa. Ważne było również przygotowanie duchowe ikonografa (modlitwa, post). Ikonę zawsze werniksowano, przez co zachowywała swój wygląd przez około 100 lat. Następnie na skutek zmian barwy werniksu malowidło ciemniało. Dodatkowo pokrywała je warstwa sadzy od świec. Na wyblakłym, słabo widocznym obrazie malowano niekiedy nowy.Ikony zdobione były szlachetnymi kamieniami, okuciami ze srebrnej lub złotej blachy. Czasem zamiast drewna używano płótna lub metalu. Najczęściej ikony malowane są płasko, bez uwzględnienia perspektywy malarskiej, dającej złudzenie trójwymiarowości przestrzeni. W większości przypadków są pozbawione klasycznej perspektywy liniowej. Niejednokrotnie znaczenie poszczególnych elementów przedstawień jest podkreślane przez ukazywanie najważniejszych postaci w większej skali. W Bizancjum sensu sztuki upatrywano w pięknie. Kanon zakładał malowanie czystymi kolorami (nigdy nie mieszano barw) i używanie w dużych ilościach pozłoty. Barwa była traktowana jako tak samo ważna jak słowo, a ponieważ każde z nich ma znaczenie, również barwy przekładano na język symboli, który nadawał kolorom ściśle określone znaczenie: • złoto symbolizowało świętość, oddanie czci, nieśmiertelność, Bożą chwałę, • purpura: władzę i bogactwo, • czerwień oznaczała życie, krew, piękno i czystość, • bielą przedstawiano Boskość, czystość i niewinność, • niebieski oddawał niebo, ale też duchowość i mistycyzm, • zielony: życie, wieczną młodość, płodność, wewnętrzne bogactwo, • brąz był symbolem ziemi, materii, ubóstwa. Bizantyńska symbolika koloru została przyjęta na Rusi, ale barwy, osadzone w narodowej tradycji, stały się tam bardziej żywe i jasne. Spopularyzowane, zwłaszcza przez autorów rosyjskich i polskich, jest określenie "pisanie ikon", podkreślać mające sakralny, liturgiczny charakter ikony. Oznacza proces jej powstawania. Według badaczy problemu (jak np. ks. Henryka Paprockiego) określenie to jest wynikiem błędnego tłumaczenia z języka greckiego, w którym słowo γράφω (podobnie jak писать w rosyjskim) oznacza zarówno pisać, jak i malować (stąd też ros. ikonopisiec - od greckiego ikonographos). Anonimowy autor ikony miał pomóc podążać we właściwym kierunku. Modlitwa przed ikoną związana jest z określonym rytuałem: przy zapalonych świecach wierni kłaniają się przed ikonami, całują je. Ikona pełni ważną rolę w kulcie kościołów wschodnich, jest ona przedstawieniem świętego, jego uosobieniem i reprezentacją. Zapewnia łączność ze świętym, pośredniczy w modlitwie. Uważa się, że jest on obecny w danym miejscu właśnie dzięki ikonie. Czyste kolory używane do malowania, złocenia w płomieniu świec nabierają szczególnego blasku. Ogień świecy jest symbolem wzniesienia duszy do Boga. Pokłon przypomina o tym, że nie tylko dusza, ale i ciało powinno uczestniczyć w modlitwie. Otrzymane od Boga nie jest czymś gorszym od umysłu i ma prawo na równi brać udział w rozmowie z Bogiem. W związku ze świętością ikony nie mogła ona być przedmiotem handlu czy zarobkowania, które z punktu widzenia człowieka wierzącego było traktowane jako grzech. RODZAJE PRZEDSTAWIEŃ Ikona Zbawiciela Najważniejszą ikoną jest ikona Chrystusa. Kanon przedstawiania Chrystusa przyjęto w IX w. Ikonografowie wyróżniają Chrystusa nimbem z wpisanym weń krzyżem z dziewięciu linii. Jego barwy: niebieska i czerwona mają swoją symbolikę, oznaczają boską i ziemską naturę Chrystusa. Najczęstsze sposoby przedstawiania Chrystusa: -Pantokrator: przedstawienie Jezusa jako Wszechwładcę, Pana wszystkiego, -Mandylion lub Veraicon: ( nie ręką ludzką uczyniony) –wizerunek Chrystusa, ukazujący twarz Zbawiciela na rozwiniętej chuście, -Zbawiciel w siłach: Zbawiciel w majestacie, Zbawiciel tronujący miedzy mocami: ikononograficzne przedstawienie Chrystusa Pantokratora, który zasiada w centrum ikony na tronie na tle trzech mandorli w formie czerwonego rombu, ciemnobłękitnego owalu i na dole czerwonego kwadratu, -Emmanuel: ikonograficzny typ przedstawienia Chrystusa w wieku młodzieńczym, -Wielki Arcykapłan: przedstawienie Chrystusa oparte na starotestamentalnym proroctwie „Tyś Kapłanem na wzór Melchizedeka”, ukazujące Chrystusa w kapłańskiej odzieży, -Nie rozpaczaj po mnie Matko: ikonograficzny odpowiednik zachodniochrześcijańskiej Piety, przedstawiający Chrystusa nagiego, do połowy złożonego w grobie, z zamkniętymi oczyma, pochyloną głową i rękoma ułożonymi w znak krzyża. Z prawej strony Bogurodzica podtrzymuje i przytula Syna, -Deesis (modlitwa, prośba): trójczęściowe obrazowanie osób świętych - centralną jest Chrystus jako Pantokrator, obok Maryja, następnie Jan Chrzciciel (małe Deesis), Apostołowie Piotr i Paweł oraz prorocy (wielkie Deesis), -Król Królów: przedstawienie rozwinięte w XIV i XV w. w sztuce serbskiej, później rozpowszechnione na Rusi, wariant Deesis, gdzie Jana Chrzciciela zastępował król Dawid i inni prorocy, -Chrystus Starotestamentowy: ikonograficzne przedstawienie Chrystusa jako starotestamentowego, siwowłosego Boga-Starca, -Błogie Milczenie: przedstawienie Chrystusa pod postacią Anioła Wielkiej Rady, przed wcieleniem, pod postacią młodzieńca ze skrzydłami za plecami, odzianego w białą dalmatykę z szerokimi rękawami. Ikona Matki Bożej Matka Boża na ruskiej ikonie ma zawsze zatroskany wyraz twarzy. Jej smutek ma jednak różne odcienie: żałości, zadumy, ale zawsze niesie mądrość i wewnętrzną siłę. Przepełniona jest matczynym błogosławieństwem. Matka Boża ukazywana jest w różny sposób: objawia Dzieciątko światu, czule przytula je, bądź przytrzymuje. Podstawowe rodzaje przedstawień Matki Bożej to: -Eleusa: (czułość, miłosierdzie), Dzieciątko przytula policzek do twarzy Matki Boskiej, -Hodegetria: (przewodniczka, wskazująca drogę) przedstawienie Matki Bożej, która prawą dłonią wskazuje na Chrystusa Emmanuela, trzymanego przez nią na lewym ramieniu. Nazwa Hodegetria wywodzi się od nazwy świątyni w Konstantynopolu Hodegon, w którym była przechowywana najstarsza tego typu ikona, Oranta: jest jednym z najstarszych przedstawień Bogurodzicy, tak malowali ją pierwsi chrześcijanie, Matka Boża w modlitwie wznosi ręce ku górze. Zgodnie z tradycyjnymi wierzeniami w prawosławiu, jeśli Maryja opuści dłonie, nastąpi koniec świata. Ikona Trójcy Świętej Kanon ikony Trójcy Świętej oparty jest na XVIII rozdziale Księgi Rodzaju, gdzie pod dębem w Mamre Bóg objawił się Abrahamowi i Sarze pod postaciami trzech aniołów. Uważano, m.in. tak sądzili św. Cyryl Aleksandryjski i św. Ambroży Mediolański, że Stary Testament w tym miejscu nawiązuje do Trójcy Św. Jej przedstawienie przysparzało ikonografom wiele problemów, wynikających z trudności w ujęciu tak abstrakcyjnego pojęcia, jakim jest Bóg w Trzech Osobach. Umieszczano krzyż w nimbie środkowego anioła, uważanego wówczas za Syna Bożego, lub nad głowami wszystkich trzech. Problem rozstrzygnął w 1551 r. car Rosji Iwan IV Groźny na tzw. Soborze Stu Rozdziałów. Powołując się na najwcześniejsze ikony Trójcy Św. i odwzorowywanie z nich przedstawień Andrieja Rublowa, nakazał, aby krzyży nie umieszczać w ogóle. Na wernisażu Beaty Domagały były tłumy wielbicieli jej talentu, rodzina, przyjaciele, Burmistrz Olesna Sylwester Lewicki, ks. Aleksander Kawa były wikariusz oleskiej parafii. Autorka ikon przygotowała piękny folder oraz niespodziankę- losowanie w wyniku którego zwycięzca otrzymał ikonę Archanioła Michała. Artystce z gośćmi wernisażu zrobiono pamiątkowe zdjęcie na płycie oleskiego Rynku. Osoby spoza Olesna zwiedziły kościół św. Anny. Wystawa czynna od 19 lipca do 26 września. ZAPRASZAMY. Ewa Cichoń
Zapraszamy na wernisaż ikon Beaty Domagały w dniu 19 lipca 2014 r. o godz. 15:00
Zmiana godzin otwarcia muzeum w II niedzielę miesiąca. W II niedzielę miesiąca muzeum czynne od 13:00 do 17:00
6 czerwca konkurs poetycki SZUFLADA
ZAPRASZAMY na muzealny Facebook
Nowa wystawa w muzeum z okazji 90-lecia Lasów Państwowych
W dniu 26 maja 2014 r. w Oleskim Muzeum Regionalnym otwarto nową wystawę pt. „LAS – CZY GO ZNASZ?”, zorganizowaną przez Nadleśnictwo Olesno. Ekspozycja jest jedną z form upamiętnienia przez Nadleśnictwo Olesno jubileuszu 90-lecia Lasów Państwowych. Wystawa wykonana została przez pracowników Nadleśnictwo Olesno: inżyniera nadzoru i rzecznika prasowego Joannę Kubiak, inżyniera nadzoru Dariusza Kowalczyka, leśniczych: Krzysztofa Filipowskiego i Mieczysława Płaszewskiego oraz podleśniczego Monikę Dudę. Edukacyjna i bardzo interesująco zaaranżowana wystawa ukazuje piękno i bogactwo lasu, a także jego funkcję. Zwiedzającym, zwłaszcza dzieciom i młodzieży ma uzmysłowić wartość lasu, bowiem pełni on bardzo ważną rolę w środowisku naturalnym. Las to główne źródło tlenu na Ziemi, to ogromny filtr oczyszczający powietrze. Las to regulator gospodarki wodnej. Las to ochrona przed negatywnymi skutkami uprzemysłowienia i klęskami żywiołowymi. Las to miejsce występowania wielu gatunków roślin i zwierząt, także rzadkich i chronionych. Las to źródło ważnych surowców z drewnem na czele. Stymuluje również produkcję rolną, ma wpływ na zróżnicowanie krajobrazu, wygląd środowiska naturalnego, upiększa nasze otoczenie. Jest źródłem inspiracji dla twórczości artystycznej. Las to także miejsce relaksu i wypoczynku. To magiczny świat rządzący się swoimi prawami. O właściwy stan naszych lasów, które są dobrem narodowym dba Państwowe Gospodarstwo Leśnie Lasy Państwowe, które jest największą w Unii Europejskiej organizacją zarządzająca lasami należącymi do Skarbu Państwa. To potężny pracodawca zatrudniający ok. 25 tys. osób. Jest 9. największym pracodawcą w Polsce. W bieżącym roku Lasy Państwowe obchodzą swoje 90. urodziny. To prawie wiek historii, licznych zmian, wojny światowej, odbudowy kraju z ruin, zmiany ustrojów politycznych, rewolucji technologicznych, przemian obyczajowych. Ale w życiu lasu to czas krótki, czasami nawet mniej niż jedno pokolenie drzew. W 1924 r. Prezydent Stanisław Wojciechowski powierzył gospodarowanie i administrowanie lasami polskimi przedsiębiorstwu Polskie Lasy Państwowe. Od tego czasu do dziś Lasy Państwowe tworzą zręby polskiego leśnictwa. Produkcję drewna łączą z potrzebami ekologicznymi i społecznymi, których całokształt realizuje się w zrównoważonej gospodarce leśnej. 21 marca 2014 r. rozpoczęto obchody jubileuszu w pierwszym dniu wiosny jako Międzynarodowy Dzień Lasów. 26 marca odbyła się w Sejmie konferencja „90 lat Lasów Państwowych”. W kwietniu Kancelaria Prezydenta RP oraz Lasy Państwowe podjęły inicjatywę posadzenia w różnych miejscach kraju 25. „Dębów Wolności” upamiętniających odzyskanie przed 25 laty suwerenności przez nasz naród i powstanie 90 lat temu Lasów Państwowych. Nadleśnictwo Olesno zostało utworzone zarządzeniem Naczelnego Dyrektora Lasów Państwowych z dnia 1.01.1973 r. z byłych wówczas trzech Nadleśnictw: Olesno, Zębowice i Szumirad, obecnie stanowiących obręby leśne. Obręb Olesno pod nazwą Biskupice utworzony został w 1945 r. głównie z byłych lasów państwowych, które zajmowały około 72% terenu nadleśnictwa. Pozostała powierzchnię stanowiły lasy dawnych majątków: Sternalice, Boroszów, Bąków, Stare Olesno oraz drobne parcele lasów chłopskich - łącznie ok. 21%. Pozostałą część stanowiły dawne lasy miejskie Olesna - 8% i lasy kościelne - 1%. Obręb Zębowice utworzony również w 1945 r. w ponad 92% powstał z lasów dużej własności prywatnej byłych majątków ziemskich: Zębowice, Chudoba i Radawie oraz innych drobnych parceli lasów chłopskich. Około 8% lasów stanowiły lasy miejskie miasta Olesno. Obręb Szumirad utworzony został w 1945 r. W 1958 r. byłe Nadleśnictwo Szumirad przekazało sąsiedniemu Nadleśnictwu Jełowa kompleks lasu stanowiącego Leśnictwo Laskowice o powierzchni 1422,07 ha. Po tych zmianach lasy obrębu w ponad 97% składały się z lasów prywatnych, głównie większych własności, a tylko 130 ha należało do lasów państwowych. Na mocy Dekretu o Reformie Rolnej z dnia 06.09.1944 r. oraz Dekretu PKWN o przejęciu niektórych lasów na rzecz Skarbu Państwa (nacjonalizacja lasów) z dnia 12.12.1944 r. nastąpiło upaństwowienie powyższych lasów prywatnej własności. W związku z reformą administracyjną kraju, leśnictwo Marki i Strojec zostały przyłączone do Nadleśnictwa w 1975 r. z byłego Nadleśnictwa Cisowa. Kolejne zmiany nastąpiły w oparciu o Zarządzenie DGLP nr 13 z dnia 24 lutego 2004 r. pomiędzy Nadleśnictwem Wieluń i Olesno (przekazanie leśnictwa Marki i Strojec Nadleśnictwu Wieluń). Obecnie Nadleśnictwo Olesno liczy 14 leśnictw ( materiał ze strony internetowej Nadleśnictwo Olesno). Wystawa w oleskim muzeum ma charakter interaktywny. Ekspozycja prezentuje: plansze: prace w lesie, cykl życia lasu gospodarczego, drzewa, zwierzęta, grzyby, zegar kwiatowy, różnorodność leśnych organizmów, okazy owadów szkodliwych, mapę funkcji lasów i zagospodarowania rekreacyjnego, interaktywną tablicę śpiewającą- głosy lasu, zabawę dydaktyczną-tropy zwierząt, ścinkę i zrywkę drewna, literaturę o tematyce leśnej, grę towarzyską w „Dudka”, narzędzia: piły, cechówki, numeratory, średnicomierze, traki, narzędzia do żywicowania, budki dla ptaków, schron dla nietoperzy i wiele innych. Uczy poprzez zabawę, dlatego jest przede wszystkim adresowana do uczniów. Na otwarciu wystawy byli: wiceburmistrz Olesna Jerzy Chęciński, nadleśniczy Edward Rosół, zastępca nadleśniczego Zbigniew Gil, pracownicy Nadleśnictwa Olesno, radny miejski i dyrektor ZS Marek Leśniak, prałat Zbigniew Donarski, naczelnik Wydziału Edukacji przy Starostwie Powiatowym Renata Płaczek –Zielonka, dyrektor MDK Ernest Hober, dyrektor OBP Halina Szklanna, prezes Spółdzielni Odrodzenie Artur Maniura, przewodnicząca Polskiego Związku Emerytów i Rencistów Krystyna Polak, przewodnicząca Związku Sybiraków Barbara Gwiazdowska, lokalne media i mieszkańcy Olesna. Wszystkim leśnikom, zwłaszcza z Nadleśnictwa Olesno, przyrodnikom i przyjaciołom lasu życzymy zdrowia, wszelkiej pomyślności w pracy na rzecz całego społeczeństwa, bo lasy to nasze wspólne dobro. Wystawę można zwiedzać do 4 lipca 2014 r. ZAPRASZAMY
Ewa Cichoń
„Dzieje oleskiego ratusza” tematem XXIV Czwartkowego Spotkania Muzealnego
15 maja 2014 r. odbyło się XXIV Czwartkowe Spotkanie Muzealne poświęcone „Dziejom oleskiego ratusza”. Mijamy go kilka razy dziennie, przechodząc przez pięknie odnowiony rynek, który od ubiegłego roku stał się ulubionym miejscem odpoczynku i spotkań oleśnian. Ratusz – siedziba władz miasta, duma patrycjatu miejskiego i symbol samorządności. Pierwsze ratusze stawiano w XII w. w miastach południowej Europy, w Europie północnej pojawiły się 100 lat później. W średniowieczu miały nierzadko charakter obronny. Były stawiane najczęściej na planie czworoboku i sytuowane w centrum miasta, na rynku lub przy jednej z ważniejszych pierzei. Ważnym elementem była wieża, pełniąca funkcję strażnicy miejskiej, wkomponowana w bryłę budynku lub budowana jako wolnostojąca. Najważniejszym pomieszczeniem w ratuszu była sala obrad. Ratusz, jako budowla monumentalna i reprezentacyjna, był znakiem siły i samorządności miasta. Dzieje oleskiego ratusza zaprezentował Piotr Górok. Urodził się w Oleśnie, gdzie ukończył Szkołę Podstawową nr 1 i Technikum Mechaniczne w Zespole Szkół Zawodowych. Studiował na Akademii Rolniczej w Poznaniu. Po studiach w 2002 r. podjął pracę w charakterze administratora ds. technicznych w firmie Poranek zarządzającej nieruchomościami należącymi do Gminy Olesno. Biuro firmy, w której pracuje, mieści się w budynku przy ul. Jaronia 2 – czyli w budynku historycznie związanym z oleskim ratuszem. A że p. Piotr pasjonuje się historią lokalną i genealogią, zgłębił także dzieje najważniejszego niegdyś budynku naszego miasta. P. Górok od lat współpracuje z Oleskim Muzeum Regionalnym, przynosi wiele interesujących materiałów na nośnikach cyfrowych i papierowych w postaci starych fotografii, dokumentów itp. Zaproponował temat muzealnego spotkania i opracował historię oleskiego ratusza. Początki oleskiego ratusza sięgają okresu lokacji miasta, kiedy Olesno stało się samorządową jednostką osadniczą z własną radą miejską. Dokument lokacyjny z 1275 r. wydany przez księcia opolskiego Władysława I spłonął, dlatego nowe prawa miejskie nadał miastu w 1450 r. książę strzelecko-niemodliński Bernard. W dokumencie lokacyjnym z 10 VI 1450 r. znajduje się pierwsza wzmianka o radzie miejskiej i burmistrzu w Oleśnie. Siedzibą władz miasta był drewniany budynek ratusza, który znajdował się na środku rynku prawdopodobnie na miejscu obecnie stojącej kolumny maryjnej, wystawionej tam w 1697 r. (Peter Wonschik, Das Rathaus in Rosenberg O/S, „Heimat-Kalender für den Kreis Rosenberg OS”, 1926). Ratusz wielokrotnie się palił, m.in.: w 1578 r., 1590 r., 1624 r., 1642 r., i po każdym spaleniu był odbudowywany. Podczas wojny trzydziestoletniej, po pożarze w 1642 r. wznieconym przez dwóch parobków oficerów cesarskich stacjonujących wówczas w Oleśnie, wybudowano nowy, murowany ratusz, już nie na środku Rynku, ale w jego południowo-wschodniej pierzei (w miejscu dzisiejszego). Był to dwupiętrowy budynek z wieżą, pokryty gontem. Na wieży umieszczono zegar i tzw. „dzwon grzeszników”, używany podczas wymierzania kar skazańcom. Skazańca po uprzednim wystawieniu na widok publiczny w dybach prowadzono do miejskiej szubienicy znajdującej się przy dzisiejszej ulicy Opolskiej w miejscu gdzie stoi krzyż. Ostatni przestępca został powieszony na tej szubienicy za czasów urzędowania starosty Samuela Friedricha von Blacha (1742-1767). Nieopodal ratusza znajdowała się remiza przeciwpożarowa i strażnica. Przed ratuszem stał pręgierz, który w 1687 r. został zniszczony od uderzenia pioruna. 8 kwietnia w 1722 r., przed kiermaszem św. Anny, kolejny pożar, który wybuchł przez nieuwagę ówczesnego burmistrza Józefa Tlustka, strawił budynek ratusza i niemal całe miasto. Burmistrz Tlustek udał się wieczorem do drewnianego ustępu z zapaloną świecą i zasnął. Pozostawiona świeca zapaliła drewnianą toaletę. Widząc to żona burmistrza, obudziła śpiącego, następnie sprowadziła straż nocną, aby ugasić swój (dom stał w rynku po stronie zachodniej) płonący dobytek. Dopiero gdy cały dom zajął ogień, na ratuszu rozległo się wołanie na trwogę. Pożar pochłonął prawie całe ówczesne miasto, łącznie z ratuszem, kościołem parafialnym, pozostawiając tylko 4 domy na Solnym Rynku. Burmistrz Tlustek, widząc rozmiary tragedii, którą nieumyślnie spowodował, popadł w chorobę psychiczną. Zniszczony ratusz, z którego pozostała jedynie jedna komora ze sklepieniem, straszył swoim wyglądem niemal przez 100 lat. Zegar i dzwon ratuszowy stopiły się. Sklepienie nad gruzami zabito deskami, więc budowla przypominała raczej stajnię. Podczas kolejnego pożaru miasta w 1745 r., w wyniku bitwy o Olesno podczas II wojny śląskiej, prowizoryczny ratusz został ponownie zniszczony. Jego funkcję pełnił mały, czarny budynek z zakratowanym oknem, z jedną izbą na sesje radnych i miejskie archiwum, do którego wchodziło się przez niską szopę, zrobioną z desek. Budynek ten w niczym nie przypominał siedziby władz miejskich. Obok niego stała na wpół zawalona komora, a w niej “hiszpański płaszcz” - beczka z otworem u góry, w której oprowadzano przestępcę po mieście. Dalej było pomieszczenie z wagą miejską i browar. Wokół Rynku i wzdłuż bocznych uliczek stały domy mieszczan z zabudowaniami gospodarskimi: szopami, stodołami, oborami i stajniami. Przez prawie 100 lat ratusz czekał na solidną odbudowę. Plan budowy ratusza został przedłożony w 1817 r. przez magistrat do Kolegium Miasta (rady miejskiej) pod przewodnictwem burmistrza Piotra Dressowa. Szczególnie przyczynił się do powstania nowej siedziby władz miasta brat Felixa Rendschmidta - Józef Rendschmidt, mistrz garbarstwa i przewodniczący Kolegium Miasta. Kolegium to wyraziło zgodę na budowę nowego ratusza, ale ze względu na złą sytuację finansową Olesna jego budowę odłożono na dwa lata. Magistrat szukał darczyńców. Zwrócił się z prośbą do Królewskiego Rządu w Opolu o wsparcie i przekazanie wojskowej wartowni. Została ona sprezentowana Olesnu pod warunkiem, że w nowym ratuszu powstaną pomieszczenia wartownicze. Wartownię ustawiono w środku Rynku. Zarząd w Opolu pod przewodnictwem von Reichenbacha, początkowo odrzucił wniosek o wybudowanie nowego ratusza w Oleśnie, ponieważ oleski magistrat już w 1816 r. otrzymał z Komunalnego Funduszu Kryzysowego 500 talarów wsparcia, a zarząd Olesna nie wspominał wtedy we wniosku o budowie nowej siedziby władz miejskich. W dniu 16 lutego 1820 r., po zakończeniu uroczystości kościelnych władze miasta zostały zaproszone do ostatecznego przyjęcia projektu i wyrażenia zgody na natychmiastowe rozpoczęcie prac. Znalazł się bowiem darczyńca, który zdecydował się pożyczyć 3000 talarów przy 5% oprocentowaniu. Zarząd miasta postanowił przeznaczyć 1300 talarów na likwidację zadłużenia, 1700 talarów na budowę ratusza. Drugim darczyńcą był wybitny oleśnianin Feliks Rendschmidt – brat Józefa Rendschmidta, który przekazał 2000 talarów na ten cel. Rozpoczęły się w 1820 r. prace budowlane. Z mieszkańcami wsi Wysoka zawarto kontrakt, w którym za odpowiednią zapłatą zobowiązali się oni dowieźć potrzebne drewno do miejskiej cegielni w Wachowicach i do wypalania wapna, przetransportować kamienie wapienne z okolic Tarnowskich Gór, zawieźć drewno na deski z lasów miejskich do tartaku w Łomnicy, a gotowe deski przywieźć do Olesna. Drzewo budowlane pochodziło z lasu miejskiego w okolicy Wysokiej. Cegły na budowę w większości przywieźli bezpłatnie obywatele miasta. Stary ratusz i budynek wartowni (stojącej na rynku od 1770 r. ) rozebrano, a materiał z rozbiórki przeznaczono na budowę nowego ratusza. Akta magistratu umieszczono wtedy w domach prywatnych. W domu Scharfa utworzono prowizoryczną wartownię. W mieszkaniu Hatwicha ulokowano sekretariat sądowy. Plan budowy wykonał królewski inżynier Gottlieb Wilhelm Kalbfleisch za 8 talarów. Budową kierował mistrz murarski Ernest Samuel Friebel z departamentu z Opola, a jego pomocnikiem został oleśnianin, mistrz murarski Antoni Winkler, który zgodził się wziąć najniższą zapłatę – 1020 talarów. Kolegium Miasta wydawała się ta zapłata wygórowana i po negocjacjach Winkler zobowiązał się wykonać pracę za 980 talarów, pod warunkiem dostarczenia mu 10 nowych taczek. „Jeśli Winkler wbrew oczekiwaniom okazałby się opieszały i cel nie zostałby osiągnięty, otrzymałby karę 50 talarów”. Prace ciesielskie objął mistrz ciesielski Bantschek za 236 talarów. Z końcem października 1820 r. więźba dachowa ratusza była już gotowa. 20 czerwca 1820 r. położono kamień węgielny nowego ratusza, który znajduje się w jego południowo-zachodnim narożniku (róg Rynku i ul. Jaronia). Kamień węgielny dostarczył na szlepie (rodzaj sań) ciągniętej przez 6 koni dzierżawca majątku miejskiego Johann Dziekanski. Na uroczystości byli obecni m.in.: przedstawiciele królewscy (królem Prus był wtedy Fryderyk Wilhelm III) hrabiowie Stach von Witfenau i von Kelle, burmistrz Olesna Piotr Dressow, radni Wolff i Kinel, skarbnik miejski, powiatowy radca Richter oraz oleski proboszcz Fryderyk Pompa. Uroczystość uświetniła orkiestra dęta i śpiew młodzieży pod kierunkiem nauczycieli: Passona, Heisinga i Kunzela. Po przemówieniu proboszcza Pompy wręczono królewskiemu komisarzowi kielnię i młotek, który podano burmistrzowi. Burmistrz Dressow wzniósł toast: Za Jego Majestat Króla Fryderyka Wilhelma III wielmożnego pana, wielce kochanego księcia koronnego i pozostałych książąt domu królewskiego, za Królewski Rząd w Opolu, za królewskiego komisarza pana hrabiego Stacha von Wittenau, za zdrowie tutejszego zarządu miasta i wszystkich jego mieszkańców. Każdy toast był poprzedzony grą na trąbce, bębnami, salwą pary armat postawionych na Rynku oraz wystrzałem z 60 strzelb oleskiego bractwa strzeleckiego. Na koniec młodzież szkolna przy akompaniamencie instrumentów muzycznych zaśpiewała pieśń „Dziękujemy wszyscy Panu”. Termin ukończenia budowy nie jest znany. Ratusz oddano do użytkowania w 1921 r. Projekt budynku nowego ratusza przewidywał: „Nowy ratusz ma powstać w miejscu starego ratusza, jako budynek narożny o długości na 84 stopy (26,4m), na 49 stopy (15,4 m) szerokości i 38 stóp (11,9 m) wysokości. (Jedna pruska stopa wynosiła 12 cali=14 linie= 0,314 m). Budynek miał mieć dwie kondygnacje z sutereną., jedną wieżę na ozdobę z miejskim zegarem. Na pierwszej kondygnacji, która musi mieć sklepienie łukowe, mają się znajdować: dwie izby wartownicze dla oficerów oraz dwa lokale aresztu, dwa obszerne pomieszczenia dla kas: Powiatowej Kasy i Kasy Urzędu oraz powinny być zabezpieczone przed ogniem i kradzieżą, pomieszczenie wagi miejskiej i dwa mieszkania dla służb policyjnych i jedno przyzwoite pomieszczenie na areszt.” Na górnej kondygnacji mieściła się sala rady miejskiej i sala archiwum miejskiego usytuowana od strony Rynku. Oprócz tego znajdował się tam pokój posiedzeń dla Sądu Powiatowego i mieszkanie dla sekretarza rady. Później urządzono cztery pokoje dla Sądu Miejskiego. Wszystkie pokoje na piętrze były wynajęte dla sądu i skarbnika sadowego. Na poddaszu znajdowały się dwa obszerne zbiorniki na owies i żyto oraz pomieszczenia gospodarcze na wypadek stacjonowania w Oleśnie garnizonu wojskowego. W 1823 r. urządzono w budynku ratusza 8 cel więziennych z gruzów rozebranej starej wieży przy bramie miejskiej zwanej opolską lub południową. Urząd burmistrza pełnił wtedy Jan Kinel (1823-1839), po nim Knoblauch (1839-1845). W piwnicy ratuszowej otwarto piwiarnię “Schweitnitzekeller”/”Piwnicę Świdnicką” z mieszkaniem dla restauratora. Wesoło było tam i gwarno. Na okrągło przez 24 godziny na dobę dobiegały z niej hałasy rozochoconych amatorów złocistego napoju. Wchodziło się do niej po wyjątkowo stromych schodach, z których nierzadko spadali trunkowi goście, ulegając częstym kontuzjom. Schody owe planowano zamurować, aby urzędującym w ratuszu hałas nie przeszkadzał w pracy, ale w wyniku skargi kamerdynera Stuhra, który sugerował, że poprzez zamurowanie wejścia na schodach powstaną zniszczenia, wspomniane wejście zamknięto masywnymi drzwiami. Restaurację zamknięto w 1846 r., ponieważ pomieszczania piwniczne zamieniono na areszt dla Królewskiego Sądu Powiatowego. Za urzędowania burmistrza Reicherta w nocy z 6/7 lipca 1846 r. wybuchł w kolejny pożar, w wyniku którego ucierpiała siedziba władz miejskich. W 1849 r. w budynku ratusza ulokowano Królewski Sąd Powiatowy. W latach 1852-1853 za burmistrza Czichona rozbudowano ratusz na potrzeby Królewskiego Sądu Powiatowego, którego powiększony budynek miał 110 stóp długości i 60 stóp szerokości (31,9 m x 17,4 m), a koszty rozbudowy wynosiły 1000 talarów. Gmach oddano sądowi w dzierżawę. Znacznie przyczynił się do powstania w Oleśnie Królewskiego Sądu Powiatowego starosta Karol von Jordan, który dla tej sprawy jeździł do Berlina i ofiarował miastu materiał budowlany dla wzniesienia siedziby sądu. Gmach sądu był solidnie zbudowany, wszystkie korytarze, lokale kasowe i archiwa miały sklepienia łukowe. Mieściły się w nim 23 pokoje. Królewski Sąd Powiatowy przemianowano w 1870 r. na Sąd Okręgowy, który przeniesiony został do budynku przy ul Sądowej. W 1854 r. na wieży ratusza zamontowano zegar. Za burmistrza Eugeniusza Kordona, przebudowano fasadę w stylu neoklasycystycznym, ozdabiając ją w 1880 r. sześciokolumnowym portykiem. W budynku przeniesionego Królewskiego Sądu Powiatowego umiejscowiono Zawodową Szkołę Handlową. W ratuszu swoją siedzibę miała założona w 1895 r. Stadtsparkasse – Miejska Kasa Oszczędności. Do 1929 r. była powiązana ze skarbcem miejskim nazywanym Kämmereikasse, zarządzaną w latach 1912-1945 przez skarbnika miejskiego Bernharda Grzesika. Od 1929 r. była oddzielona od Miejskiej Kasy Oszczędności i Kasy Pożyczkowej. Od początku II wojny światowej połączono Powiatową Kasę Oszczędnościową z Miejską Kasą Oszczędności. Honorowy Obywatel Olesna Gerhard Kuss wspominał ostatnie chwile Miejskiej Kasy Oszczędnościowej: „18 stycznia 1945 r. kierownik p. Rieger i p. Kuss wyjęli ze skarbca sejf wraz z znajdującymi się tam środkami pieniężnymi, zabrali go ze sobą. Każdy z nich otrzymał klucz i opuścili budynek ratusza. Pan Rieger pojechał pociągiem, a p. Kuss traktorem, dosłownie siedząc na pieniądzach, w kierunku Niemodlina. Spotkali się w Kasie Oszczędnościowej w Niemodlinie, przeliczyli oleskie pieniądze i zgodnie z procedurami wpłacili je do kasy. Pieniądze te przewożono następnie przez Nysę, Kłodzko, Jelenią Górę do Cieplic Śląskich, ostatecznie znalazły się w Szczawnie Zdroju. Po zakończeniu wojny 8 maja 1945 r. konwój z pieniędzmi został na terenie Czechosłowacji napadnięty i obrabowany przez Armię Czerwoną. Tak wyglądał koniec Oleskiej Kasy Oszczędnościowej, która w ciągu 90 lat zgromadziła lokaty na ok. 40 mln Reichsmarek.” W latach 1927-1930 gruntownie przebudowano wnętrza miejskiego ratusza. W 1931 r. burmistrz Reinhold Vieweger z radą miejską zdecydowali się na wybudowanie nowej wieży krytej blachą miedzianą, ponieważ stara groziła zawaleniem. Inwestycja została wyceniona na kwotę 12 000 marek. Pracę prowadziło przedsiębiorstwo budowlane Pluschke & Barzantny, roboty blacharskie powierzono firmie Nowak & Krause, a prace dekarskie dekarzowi Hałupce. W kuli na szczycie wieży umieszczono dokumenty dotyczące historii miasta spisane w j. niemieckim, łacińskim i hebrajskim (m.in. kronika burmistrza Dressowa z 1820 r.) oraz pieniądze, m.in. stare monety pruskie. Oto treść dokumentu w j. hebrajskim w wolnym przekładzie: „Aby poznały przyszłe pokolenia, że za naszych czasów zbudowano piękną budowlę ratuszem nazywaną. W tych dniach bywały ( zamieszkiwały) w tym mieście 24 rodziny żydowskie. Część z nich posiada domy i miała takie same prawa miejskie. Mieszkaliśmy pod opieką króla Fryderyka Wilhelma III – niech Bóg przedłuży jego dni i lata – i mieliśmy także piękną nową bożnicę i nowy cmentarz. A w tych dniach przełożonymi świętej gminy żydowskiej i zarządcami stowarzyszenia dobroczynnościowego byli: przełożony - poważany Esriel Breslauer, znamienity Ascher Weigert i zasłużony rabin Jehuda Lew Hakohm oraz poważany Fischel Bender. Wspólnota ta została założona przez wielce szanowanego Pinkusa Schönwalda 19 dnia miesiąca Siwan 5581 r. czyli wg naszego kalendarza było to 19 VI 1820 r.” ( Weidel, Schalom! Ein Beitrag zur Geschichte der Juden in Rosenberg, w: Stadt Rosenberg O/S-Stadt Arnsberg 1981). Drugi z hebrajskich dokumentów został spisany w 1931 r. przez ówczesnego kantora Eryka Lewina. W dokumencie zapisano, że miasto Olesno zamieszkiwały wówczas 33 rodziny żydowskie. Liczba ludności wyznającej judaizm wynosiła wówczas 107 dusz. Wśród nich przeważali kupcy. Trzech Żydów zamieszkujących Olesno było lekarzami: Matzdorf, Preihß i Süßbach. Do grona żydowskiej inteligencji należał również radca prawny. W 1931 r. zarząd gminy tworzyli: Edmund Lehrer, Zygmunt Baginsky i lekarz Süßbach. Jak wynika z dokumentu w Oleśnie istniało wówczas bractwo pogrzebowe, której przewodniczyli Herman Breitbach i Alfred Freund. Oprócz tego bractwa istniało także stowarzyszenie kobiet, którego przewodniczącymi były: Vally Schlesinger i Amalie Böhm. Sekretariatem i sprawami organizacyjnymi tego stowarzyszenia zajmowała się Jadwiga Wartenberger. Natomiast nauczyciel i kantor Eryk Lewin oraz Kurt Translateur stanowili zarząd związku młodzieży żydowskiej. Cała gmina żydowska Olesna podlegała obwodowemu rabinowi Feinbergowi, piastującemu ten urząd w Strzelcach Opolskich. Wkraczająca do Olesna Armia Czerwona 20 stycznia 1945 r. (za burmistrza Ryszarda Langnera) podpaliła w nocy z 22 na 23 stycznia oleski ratusz, w którym spłonęło prawie całe archiwum miejskie. Cenne dokumenty z XV, XVI i XVII w. uratował przedwojenny nauczyciel historii Zenon Kurzeja, wywożąc je przed wkroczeniem Sowietów z Olesna. Są w Archiwum Państwowym we Wrocławiu. Niektóre dokumenty ratowali oleśnianie, ukrywając je w swoich domach. Wobec zniszczenia ratusza siedzibę burmistrza przeniesiono do gmachu Starostwa – obecny Urząd Miasta i Gminy. 30 grudnia 1948 r. MRN podjęła decyzję o odbudowie ratusza. Zniszczony ratusz remontowano w latach 1949-1952. Wybrany 19 sierpnia 1947 r. burmistrzem Ludwik Setnik, pod koniec swojego urzędowania przeniósł swoje biuro do ratusza. ówczesny zarząd miejski zatrudniał 14 pracowników administracyjnych, 7 pracowników służb specjalnych (pracownik ewidencji miejskiej, drogomistrz, 2 strażników, bibliotekarkę, egzekutora i ogrodnika), pozostali to burmistrz i jego bezpośredni współpracownicy. Burmistrz Ludwik Setnik piastował swoje stanowisko do 20 marca 1950 r. ponieważ zlikwidowano urząd burmistrza. Odbudowany ratusz, zwieńczony spłaszczonym przyczółkiem, posiada kolumnowy portyk, który ocalał po pożarze. Nakryty jest dachem siodłowym bez wieżyczki. W latach 1981-1984 przeprowadzono w ratuszu remont nowej siedziby oleskiego muzeum, którego wcześniejsza siedziba mieściła się w budynku przy ul. Pieloka 18. Wyburzone na pierwszym piętrze przepierzenie przedzielające gabinety przedwojennych burmistrzów umożliwiło urządzenie wielkiej sali spełniającej wymogi wystawiennicze. W 1992 r. wyłączono z użytkowania piwnice w ratuszu, w których mieściła się ekspozycja archeologiczna. W 2005 r. muzeum przeniesiono na nowej siedziby. Na początku lat 90. XX w. dokonano renowacji ratusza, którego fasadę ponownie pomalowano w lipcu 2013 r. Po II wojnie św. w budynku dawnego ratusza mieściły się: siedziba władz miejskich – Miejska Rada Narodowa, Urząd Stanu Cywilnego i inne instytucje, m. in. Muzeum Regionalne im. Jana Nikodema Jaronia oraz Stowarzyszenie Miłośników Ziemi Oleskiej. Pomieszczenia w ratuszu są obecnie wynajmowane. Mieści się tam m.in. Agencja Nieruchomości Rolnych, biuro podróży. W pamięci seniorów Olesna pozostał obraz ratusza z wieżą. Na zlecenie Urzędu Miejskiego w Oleśnie powstał projekt rewaloryzacji ratusza z uwzględnieniem wszystkich jego historycznych elementów, także wieży. Prelegent zaprezentował plan przebudowy oleskiego ratusza. P. Górok przygotował interesujący pokaz multimedialny, podczas którego zaprezentowano projekt odtworzenia historycznego wyglądu siedziby władz miejskich. Spotkanie muzealne swoją obecnością uświetnili goście: Burmistrz Olesna Sylwester Lewicki, prałat Zbigniew Donarski, dyrektor MDK Ernest Hober, dyrektor Oleskiej Biblioteki Publicznej Halina Szklanna, naczelnik Wydziału Edukacji przy starostwie powiatowym Bogusława Szychowska, dyrektor Zespołu Szkól nr 2 Jerzy Jeziorowski, prezes Spółdzielni Odrodzenie Artur Maniura, kierownik Warsztatu Terapii Zajęciowej Ewa Janiszewska Dandyk, przewodnicząca Związku Sybiraków Barbara Gwiazdowska. Na spotkanie przybyło wielu oleśnian, którzy dzielili się swoimi wspomnieniami. Podjęto także temat upamiętnienia wybitnego oleśnianina Feliksa Rendschmidta. Władze miasta planują nadać historycznej studni na Rynku nazwy Studni Rendschmidtów, ponieważ jak pisał Lompa: „W roku 1816 znacznie poprawiono brukowanie ulic, a w rok później wzniesiono przy kilku studniach żurawie, natomiast tutejszy mieszczanin Antoni Rendschmidt, po jego powrocie z Szwajcarii, zainstalował pompy” (J. Lompa, Dzieje miasta Olesna, cz. II, „Głos Olesna, t 8, 1973, s. 16). Rodzina Rendschmidtów była bardzo zaangażowana w sprawy Olesna. Jak podano wyżej Feliks ofiarował 2000 talarów na budowę ratusza, jego brat Józef, przewodniczący Kolegium Miasta, przyczynił się do powstania nowego ratusza. Zorganizował on wraz z oleskim radnym Pache w 1832 r. zbiórkę pieniędzy na rzecz odnowy barierki przy posągu Świętego Jana Nepomucena na oleskim rynku. Dzięki jego staraniom w 1819 r. wybudowano w Oleśnie masywny budynek szpitala dla ubogich. Po przejęciu zarządu nad kasą szpitala, za własne pieniądze rozbudował trzy izby szczytowe. Józef Rendschmidt przyczynił się do odnowienia i rozbudowy szkoły ewangelickiej na Solnym Rynku. Inny z braci Felixa i Józefa wspominany Antoni po roku 1816 r. zainstalował w Oleśnie pompy. Po pożarze naszego miasta w 1846 r. bracia Rendschmidtowie działali w komitecie dla wsparcia dotkniętych pożarem, pozyskując środki finansowe dla ponad 100 rodzin, które pozostały bez dachu nad głową. Józef Lompa wspomina w przedmowie do „Dziejów miasta Olesna” o kronice kościelnej pisanej po polsku, którą życzliwie powierzył mu radca miejski Józef Rendschmidt (rękopiśmienna kronika kościelna przeora oleskich augustianów Augustyna Blazika). Czy to nie wystarczy, aby upamiętnić tak zacnych obywateli naszego miasta? Może Studnia imienia Rendschmidtów, a może także tablica na fasadzie ratusza poświęcona Feliksowi Rendschmidtowi?
Ewa Cichoń Burmistrzowie Olesna: Stanislaus ...1478... Stanek ... 1486... Johann Drozd ...1529... Gregor Eher ...1570... Peter Skoczek ...1574... Gregor Schwettwer ...1586... Johann Skal ...1615... Gregor Wronka ...1648... Matthäus Klug ...do 1669 Gregor Polaczek 1669-1673, Melchior Ledermann 1673-1674 Jacob Rzedecki 1675-1678 Wenzel Klug 1678-1682 Johann Vitt 1683-1704 Wenzel Nigrini 1704-1708 Gregor Tlustek 1709-1712 Nicolaus Kornel 1713-1721 Josef Tlustek 1721-22 Gregor Tlustek 1722-1729 Adam Blachnik 1729-1734 Josef Wildtner 1734-1751 Zygmunt Blachnik 1751-1765 Wenzel Stopa 1765-1767 Michael Dresow 1767-1777 Beck 1777-1778 Georg Kastner 1778-1780 Johann Sthal 1780-1808 Peter Dressow 1808-1823 Johann Kinel 1823-1839 Knoblauch 1839-1845 Reichert 1845-1851 Czichon 1851-1879 Eugen Kordon 1879-1891 Eugen Kasperowski 1891- 1925 Reinhold Vieweger 1925-1937 Reinhold Langner 1937-1938 August Reder 1938-1939 Richard Langner 1939-1945 Jan Telesiński 1946 Paweł Długajczyk 1946-1947 Józef Sasuła 1947 Ludwik Setnik 1947-1950 Edward Flak 1990-1994 Jan Dzierżon 1994-1998 Edward Flak 1998-2002 Edward Flak 2002-2006 Sylwester Lewicki od 2006
Jej świat malowany kolorem w oleskim muzeum
Po raz jedenasty w swoim rodzinnym mieście i po raz piąty w miejscowym muzeum swoje prace wystawiła oleska artystka Halina Mielczarek. Obrazy Halinki są jak smakowite pralinki wytwornej bombonierki, którymi częstują się wielbiciele jej talentu i kochający sztukę. Różnorodne w smaku, pełne spokoju, afirmacji życia, kontemplacji światła. Pastelowy lukier subtelnej kolorystyki potęguje smak piękna wewnętrznego świata artystki. Świata bezpiecznej krainy kolorem malowanej. Stąd tytuł wystawy: „Świat kolorem malowany”. Jej świat to emocjonalny przekaz stanu błogiego letargu, Arkadii, owej krainy szczęśliwości..., do której docieramy jak po drabinie spiętych na tej wystawie łańcuszkami licznych obrazów artystki. Eteryczne, delikatne, zamyślone, rezolutne i figlarne anioły, aniołki i aniołeczki, których tu całe mnóstwo. Opiekuńcze, z rozpostartymi rączkami, grające, dyndające nóżkami na uroczej gałęzi drzewa, siedzące na płocie, jadące na rowerku, koniku na biegunach, bawiące się i dziwiące się tej naszej dorosłej poprawności. Malownicze łąki mieniące się naręczem kwiatów, kaczeńców, maków, letnia paleta zieleni i nostalgia jesiennych rudozłotych krajobrazów, mroczne leśne uroczyska, przykucnięte malowniczo kopy siana, stateczne niemal zasypiające nad polnymi dróżkami drzewa. Obrazy mają interesująca fakturę. Farba położona jest na nich dość grubą warstwą, jest chropowata, nieco „odstaje”. Obrazy z bliska wyglądają nieco inaczej niż z daleka. Intrygują, wręcz proszą, by się im przypatrzeć. Halina Mielczarek lubi małe formy - takie caceńka-cudeńka. Na wystawie prezentuje ponad 230 obrazów. Uprawia ona malarstwo sztalugowe, rysunek, grafikę warsztatową i ceramikę unikatową. Jest absolwentką Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Opolu. Studia ukończyła w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Częstochowie. Jako pracownik terapeutyczny Warsztatów Terapii Zajęciowej oraz instruktorka plastyki w Miejskim Domu Kultury w Oleśnie rozbudzała pasje artystyczne wśród dzieci i młodzieży i ma całe zastępy wychowanków. Halina Mielczarek wystawiała swoje prace na wystawach w oleskim MDK, Muzeum Regionalnym w Oleśnie (1982, 1983, 2003, 2010), w częstochowskiej Galerii Sztuki „Bimetal” (1985) i w KMP i K w Częstochowie. (1987). W jej dorobku ważny jest udział w wystawie zbiorowej „Absolwenci dzisiaj” w Częstochowskim BWA (1995). To wtedy prof. Ryszard Osadczy, dziekan Wydziału Wychowania Artystycznego WSP w Częstochowie, napisał o jednej z jej prac: „Zaklęty krąg” jest w pewnym sensie odniesieniem do rzeczywistości, a być może i sumą doświadczeń życiowych.. Dbałość o rzetelność formy, lapidarność jeszcze bardziej podnosi warstwę znaczeniową pracy, podobnie jak czerń druku podnosi jej czytelność”. Artystka wielokrotnie prezentowała swoje obrazy podczas Dni Olesna. Związana jest z Klubem Plastyków Nieprofesjonalnych przy MDK, uczestniczy w plenerach malarskich, eksponując swoje prace podczas wystaw. Jej linoryty były ilustracją rozdziału poświęconego dżumie w książce: „Kościół św. Rocha, Rozalii i Sebastiana w Grodzisku”, wydanej w 2009 r. Zaprojektowała logo oleskiego muzeum, które zostało zaprezentowane podczas obchodów jubileuszu 50-lecia tej placówki kulturalnej w dniu 26 czerwca 2010 r.
Na wernisaż Haliny Mielczarek przybyło liczne grono wielbicieli jej talentu, przyjaciół, przedstawicieli władz miejskich, instytucji oświatowych i kulturalnych oraz rodzina artystki. Swoją obecnością otwarcie ekspozycji zaszczycili: Burmistrz Olesna Sylwester Lewicki z małżonką, Proboszcz oleskiej parafii ks. Walter Lenart, Dyrektor Miejskiego Domu Kultury Ernest Hober, Dyrektor Publicznego Gimnazjum nr 1 Janusz Wojczyszyn, Inspektor Sanepidu Jolanta Bala, Prezes Oleskiego Stowarzyszenia Integracyjnego „Bądźmy Razem” Małgorzata Szczurek, Przewodnicząca Klubu Plastyków Nieprofesjonalnych przy MDK Maria Orman, fotografik Mirosław Dedyk, redaktor „NTO” Mirosław Dragon. Muzeum zaprasza do obejrzenia prac oleskiej artystki w godzinach otwarcia placówki. Wystawa czynna od 10 kwietnia do 15 maja 2014 r.
Uśmiechnął się anioł Do skrzywionej wierzby Niewinne kaczeńce Mrugają do ślimaczka Poplamiona łąka Wita się ze stokrotką Mgła rozlana jak mleko Otula szklistym płaszczem Drogi, zagajniki, miedze Złocące się pejzaże Oko cieszą Czas tu wolno płynie Nie chce dziś stąd odejść
Ewa Cichoń
Zdjęcia na muzealnym facebooku
SPOTKANIE MUZEALNE „O. MARIAN ŻELAZEK - CHRZEŚCIJANIN W HINDUIZMIE”
XXIII Spotkanie Muzealne „Ojciec Marian Żelazek - chrześcijanin w hinduizmie” odbyło się 10 lutego 2014 r. Poprowadził je, od lat związany z ziemią oleską, misjonarz werbista ojciec Henryk Kałuża, wzięty rekolekcjonista, złotousty kaznodzieja, pisarz, poeta, historyk-regionalista, pieśniarz- bard Pana Boga. Ojciec Henryk urodzony w Brynicy w 1951 r., po ukończeniu szkoły budowlanej w Opolu w 1971 r., wstąpił do werbistów w Pieniężnie - misyjnego Zgromadzenia Słowa Bożego, założonego w 1875 r. przez św. Arnolda Janssena w Holandii. Jako kleryk mocno związał się z duszpasterstwem Ruchu Światło–Życie, popularnie nazywanym oazą. Tej formacji katolickiej poświęcił pracę magisterską bronioną na KUL-u. Jego pierwszą placówką duszpasterską była parafia Matki Boskiej Bolesnej w Nysie. W 1979 r. podjął studia teologiczne na KUL-u. Od 1982 r. był wiceprefektem kleryków w Nysie. Ten ojciec duchowny kapłanów diecezji opolskiej jest charyzmatycznym rekolekcjonistą, który wielokrotnie głosił Słowo Boże mieszkańcom ziemi oleskiej. Jego kazań możemy teraz słuchać w wersji online na internetowej stronie katedry opolskiej. Jako badacz dziejów diecezji opolskiej jest autorem licznych publikacji poświęconych historii górnośląskich „małych ojczyzn”, m.in.: Zarys dziejów parafii Wysoka w Ziemi Oleskiej, Serce Jezusa miłości pełne o historii parafii w Chudobie (współautor o. Józef Niesłony OMI), Nasz brynicki kościół, Przy Sercu Matki o kościele Matki Boskiej w Raciborzu, Dębie na progu trzeciego tysiąclecia, Dzieje parafii św. Antoniego w Luboszycach, Przy Boskim Sercu - dzieje parafii w Kątach Opolskich, Chróścice - 60 lat Kościoła na tle historii. Wydał wiele tomików poezji: Połamane skrzydła (o katastrofie smoleńskiej), Nasa ślōnskoł dusa, Błogosławiona niemoc poezje o błogosławionym Edmundzie Bojanowskim, Rozpłomieniona miłością poezje o Matce Marii Merkert, Pragnę wam coś powiedzieć, Wiem, że ktoś czuwa. Część jego spuścizny literackiej poświęcona jest śląskim świętym i błogosławionym: Owoc winnego krzewu. Ojciec Alojzy Liguda (współautor - ks. dr Waldemar Klinger), Męczennica w białej sukni (o Sabince Schűtz ), Perła śląskiej ziemi: o św. Jadwidze Śląskiej, Płomień ze Śląska: o św. Jacku z Kamienia Śląskiego, Cierpliwa wytrwałość: bł. Matka Józefa - Hendrina Stenmanns- współzałożycielka Zgromadzenia Sióstr Służebnic Ducha Św., Świadkowie wiary, Holdek. Ojciec Henryk jest autorem licznych artykułów do czasopism katolickich, zwłaszcza misyjnych. Spotkanie muzealne związane było z wystawą ”Indie – odcienie kolorów na zdjęciach Bartka Wileńskiego” ze zbiorów Muzeum Misyjno-Etnograficznego Księży Werbistów w Pieniężnie, która do 28 marca gościć będzie w oleskim muzeum. Indie - tygiel ras, kultur i religii, kraj ogromnych kontrastów społecznych i kulturowych. Kraj, który ma różne oblicza. Mozaikę religii tworzą wyznawcy hinduizmu, buddyzmu, islamu, dżinizmu, sikhizmu i chrześcijaństwa. 26 milionów wyznawców Chrystusa, co stanowi 2,3 % ludności Indii, spotyka nierzadko prześladowanie. Duchowni katoliccy podejmują tam cichą pracę formacyjną bądź posługują tym najbardziej potrzebującym - zwłaszcza chorym i ubogim, żyjącym w slumsach. Takim misjonarzem przez ponad pól wieku był polski werbista czczony jako święty mąż przez niechrześcijańskich mieszkańców Indii - ojciec Marian Żelazek. Jego życie było ilustracją przysłowia: „Iż dobry przykład czyni cuda”. Ojciec Żelazek dla mieszkańców Puri jest świętym człowiekiem. Prawdziwym Sługą Bożym. Emanacją dobra poprzez jego posługę na rzecz ubogich, zwłaszcza trędowatych. Wymowny jest tytuł artykułu autorstwa oleśnianina, sekretarza ds. misji w zakonie werbistów, o. Waldemara Kusa „Bóg musi być podobny do o. Mariana” w miesięczniku „Misjonarz”, który był do nabycia podczas spotkania muzealnego. O tym charyzmatycznym mężu Bożym, misjonarzu spod Poznania, nominowanym do Pokojowej Nagrody Nobla samarytaninie trędowatych w Indiach opowiedział barwnie, ze swadą ojciec Henryk Kałuża. Oto fragment jego wypowiedzi. „ Moi drodzy. Nie spodziewałem się, że będzie was tyle, ale postać ojca Mariana przyciąga ludzi i to jest prawda, ze przyciąga wszędzie. Rzeczywiście jego postać wciąż przemawia. Ojciec Marian przeszedł trudny, bardzo skomplikowany, a jednocześnie szczęśliwy czas. Bo był to człowiek szczęścia, tak o sobie on też mówił. Miałem szczęście, miałem szczęście z nim krótko współpracować, ale nigdy nie dałbym sobie odebrać tej współpracy. Na przełomie lat 1988/89 posłano mnie do Indii. Nie byłem na to przygotowany, ale było mi to bardzo potrzebne, dlatego dzisiaj zgodziłem się na to spotkanie. Przez to chciałbym mu oddać cześć, za to, że on ofiarował mi swój czas i mogłem na niego spoglądać. Pamiętam wiele wypraw naszych, pamiętam taką jedną. Kiedy my w nocy, a w tropiku zachód słońca pojawia się bardzo nagle, a on ze swoją wadą wzroku, a ja wtedy jeszcze nie rwałem się do kierowania pojazdem, bo nie znałem dróg, a one są bardzo wąskie i trudne. Jechaliśmy od miasta do ogrodu nadziei- osady trędowatych, która dzięki niemu przemieniła się w coś niesamowitego. Ja mówię: >> Ojcze, ojcze, ojcze jedziemy prawie nad przepaścią<<, a on: >>Nie przejmuj się Heniu<<. Ja patrzę, a tam gdzieś 200 m w dół, my już prawie na skraju, a on spokojnie. Nagle tylne koło gdzieś zaczęło zjeżdżać. Ja wyskoczyłem, patrzę, a tam piasek, bardzo grząsko, mówię: >>Ojcze my spłyniemy<<. Wyciągnął linę taką, zawiązał z przodu za palmę, zawiązał z tyłu i to auto tak stało. A ja do niego: >>Co my teraz będziemy robić.<< A on mi na to: >> Nie panikuj, spokojnie<<. Nagle patrzę, coś tam szuka, szuka. Znalazł muszlę w którą zaczął dąć. Myślę sobie, co on teraz wyprawia. Za chwilę patrzę, a tu w buszu zaczęły migotać światełka. Przyszli. Pierwszy raz ich wtedy widziałem. Trędowaci. Ludzie z nikąd. Ludzie bez imienia, ludzie bez przyszłości. Przeklęci. Bez nosów, bez warg, bez uszu. Tylko przesłonięci troszkę jakąś tam szmatą. To było dla mnie takim niesamowitym wrażeniem. Gdy przyszli, to sama ich obecność, przerażała swoim zapachem. Chociaż nie jestem przewrażliwiony na tym punkcie. Ale tam wtedy tak trochę pękłem. A oni pomówili tam coś z ojcem Marianem, bardzo serdecznie się z nim przywitali. Przynieśli jakieś tam drągi i za chwilę wysunęli to auto. I mówi do mnie: >>Widzisz Heniu, księdzu w lesie ktoś przyniesie<<. Ta jego cierpliwość i niesamowity optymizm był dla mnie taką niesamowitą też szkołą. Tej lekcji nigdy bym nie chciał zapomnieć. Ojciec Marian urodził się w bardzo ciekawej rodzinie, z której wywodziło się trzech kapłanów, dzieci szesnaścioro, do tego dwoje dzieci zmarłych krewnych jeszcze zaadoptowano. To była bardzo religijna rodzina, oni nie tylko żyli Panem Bogiem, oni oddychali Panem Bogiem. Szczególnie matka miała ogromny wpływ na ojca Mariana, ona dzieliła się z dziećmi doświadczeniami duchowymi. Wcześnie poczuł w sobie głos powołania i wstąpił do niższego seminarium do Chludowa pod Poznaniem. O. Marian od początku zaznaczył się dobrem. Maniuś tak na niego mówili. Po maturze poszedł do nowicjatu do Chludowa w 1938 r. W 1939 r. wojna. Ojciec Marian wraz z innymi klerykami został wywieziony do Dachau. Jak ich wieźli do Dachau to była uroczystość Bożego Ciała, jak jechali mijali miasta i wioski w Niemczech, w których szły procesje Bożego Ciała. Było ich 26, z czego 14 nigdy nie wróciło. On trzy razy był przeznaczony na śmierć i trzy razy jakoś cudem wyszedł. Dlatego postanowił, że swoje życie poświęci, jeśli tylko Pan Bóg będzie tego chciał, najbardziej pokrzywdzonym. Po obozie, po wyzwoleniu z ojcem Bruno Koziełem przedostał się do Rzymu, tam skończył studia na Anselmianum. W 1948 r. był wyświęcony na kapłana i przeznaczony na misje.” Marian Żelazek, gdy przyjechał do Indii w 1950 r., miał za sobą koszmar obozów koncentracyjnych w Dachau i Gusen. Traumatyczne przeżycia II wojny światowej obudziły w nim głęboką wiarę w godność każdego człowieka i niezwykłą chęć naprawy tego świata poprzez czynienie dobra. 15 lat spędził wśród koczowników w dżungli - Adivasów w stanie Orissa, gdzie swoim życiem świadczył, iż człowiek dla człowieka musi być człowiekiem. Adivasi kierują się prostą zasadą: starszych się szanuje, dzieci się wychowuje, z młodymi się rozmawia. Potem działał w Puri na Zatoką Bengalską, mieście będącym jednym z najważniejszych ośrodków hinduizmu ze słynną świątynią boga Wisznu - Jagannatha, czyli Pana Świata. Codziennie świątynia odwiedzana jest przez rzesze pielgrzymów z różnych zakątków Indii. W tym mieście na jego przedmieściach o. Żelazek zorganizował kolonię trędowatych, która stanowi dzieło jego życia. O. Marian nie mógł się pogodzić z losem trędowatych, należących do kasty nietykalnych, których odrzuca tamtejsze społeczeństwo. Dlatego postanowił im pomóc. Założył Wioskę Zmartwychwstania liczącą ponad 300 domów stworzonych dla chorych na trąd. Założył szpital dla ponad 600 pacjentów i klinikę dentystyczną dla swoich podopiecznych. Pomógł także zapewnić higieniczne warunki mieszkaniowe, wyżywienie i ubrania dla rodzin trędowatych. A tym, którzy mogli pracować, zapewnił odpowiednie zatrudnienie. W Indiach istniał zakaz pracy dla trędowatych. A przecież to także dzięki pracy chorzy odzyskują godność! Z inicjatywy o. Żelazka chorzy byli zatrudnieni w warsztatach obuwniczych, produkujących sznurki, w tkalni materiałów, szwalni, cegielni, fermie kurzej, sadzie. Założył on szkołę Beatrix z internatem, placem zabaw dla dzieci trędowatych. Ideą przewodnią o. Żelazka było to, aby dzieci nie przebywały przez cały czas w towarzystwie chorych i nie czuły się gorsze od rówieśników. O. Marian szukał dla tych dzieci rodziców adopcyjnych, którzy mogli pomagać finansowo w ich wychowaniu i wykształceniu. O. Żelazek był i jest głęboko poważany i kochany przez swoich podopiecznych nad Zatoką Bengalską. Ceni się go zwłaszcza za to, że wyznając inną wiarę, szanował i akceptował obce tradycje i zwyczaje. Najwyższy kapłan świątyni Jagannatha odwiedził teren misji z okazji 50-lecia święceń kapłańskich o. Żelazka, ponieważ polski werbista uważany był tam przez lokalnych kapłanów hinduskich za bramina. O. Marian pozyskał wielu pomocników i sponsorów na całym świecie. Bardzo interesujące było świadectwo ojca Henryka Kałuży z pobytu u ojca Mariana w Indiach: „O. Marian mówi: >>Będę miał imieniny, to byśmy musieli pojechać do tych dzieci moich<<. Tak nazywał trędowatych. Zajeżdżamy, pierwsza brama cała w girlandach, śpiewają, druga brama przy kurniku, który on założył, trzecia brama przy ogrodzie, który on założył, czwarta brama - dzieci. Najpiękniejsze było jak w pewnym momencie chłopczyk taki bez uszu, warg i palców w kikutach dłoni niósł kubek brudny jak czarna ziemia. Przyszedł z tym kubkiem do niego, a on go przytulił. Myślę sobie, jak teraz do mnie przyjdzie-koniec. A on za chwilę przyleciał i niesie ten brudny kubek do mnie. I się uśmiecha. Ojciec Marian oczywiście mnie wyczuwa. Kopnął i mówi po polsku: >> Pij Heniu, popatrz ja już 50 lat to piję i żyję<<. I mnie szturcha i nie miałem wyjścia. Wypiłem i wtedy zrozumiałem coś. Radość tego chłopaka. Ja mu nic nie dałem. Ale biały człowiek, jeszcze kapłan przyjął coś od niego. Od niego nikt nigdy nie przyjmował niczego. W opiece nad trędowatymi pomagały o. Marianowi siostry z Włoch, ale nie było lekarza specjalisty od trądu. Ojciec Marina widział, że ktoś tam chodził po jego osadzie. Po pięciu latach przyszedł i mówi do o. Mariana: >> Słyszałem, że szukasz lekarza<<. >>Oj tak, on by się tu przydał<<. >>To proszę bardzo. Jestem lekarzem<<. >>A skąd się pan wziął?<< >>Ojca obserwowałem, co tu ojciec robi. Czy ojciec nawraca, czy to prozelityzm. Widzę, że ojciec jest dobrym człowiekiem, że ojcu człowiek leży na sercu. Ja jestem braminem<<. To był minister zdrowia ze stanu Orisa dr Mahapatra. Skończył swój urząd i przyszedł do o. Mariana i zaczął mu służyć. Był kapłanem w świątyni w Puri boga Wisznu, gdzie było 10 tys. kapłanów. O. Marian, jak tam przyszedł to go chcieli wyrzucić, grozili mu. Wspólnota katolicka była bardzo mała, liczyła zaledwie 200 osób. On przyszedł, zaczął najpierw od tych trędowatych i wszedł na drogę dialogu. I wybudował dom dialogu, gdzie odbywały się takie spotkania jak tu. I tyle zawsze mniej więcej było ludzi jak tutaj. Pisał ciągle do swojej koleżanki - do królowej Beatrix z Holandii, a ona posyłała mu co chciał. Wybudowali pierwszą w Indiach szkołę do której chodziły dzieci ludzi chorych i zdrowych. Przekraczał powoli, bardzo powoli, małymi kroczkami pewne kanony, które były nie do przekroczenia. Gdy spotkałem się z dr Mahapatrą to rozmawialiśmy o świętych księgach, interesowałem się hinduizmem, a on mówi: >> A wasza Biblia też jest ładna<< i wyobraźcie sobie zaczął recytować z pamięci całą Ewangelię Mateusza. On to recytował tak, że się czuło, że on się tym modli. Ojciec Marian mówi pewnego dnia do mnie: >> Choć pójdziemy Heniu. Pójdziemy do świątyni boga Wisznu Jagannatha<<. >>Co ojciec będzie tam robił?<< >> Jak to, to ty nie wiesz co się robi w świątyni, ty ksiądz?<<. Idziemy, na wielkim placu pełno młodzieży, praży słońce niemiłosiernie. Patrzę na jednego, on tak pół godziny bez ruchu stoi przed tą wielką wieżą, stoi i medytuje. Patrzę na ojca Mariana, a on też. No to ja do niego: >>Co ojciec robi?<<. >>No módl się, módl się chłopie>>. >>A co się modlić?<<. >>No to nie wiesz jak się modlić? Mama cie nie uczyła np. Ojcze nasz<<. Zrozumiałem, że w tym wielkim środowisku, zupełnie innej religii, można swoją modlitwą uobecnić to samo czego ludzie szukają. On to robił co pewien czas. Potem podszedł do tego młodzieńca i w języku orija tam z nim porozmawiał. Na drugi dzień patrzę, jest niedziela, a ten Hindus tam stoi u nas w kościele. Ja mówię: >>Ojcze ten młody przyszedł<<. >>No tak, nie pierwszy raz, już parę razy był<<. Jak było wielkie święto boga Jagannath, to było 1,5 mln pielgrzymów, wtedy o. Marian otwierał kościół i wszędzie nocowali pielgrzymi na placu, w kościele. Ale najwyższy kapłan bardzo go nie lubił. Parę razy dał mu do zrozumienia, gdzie jest jego miejsce. Ale ojciec Marian, jak to ojciec Marian, to tam coś, to pozdrowił go przez Mahapatrę. A przez to Mahapatra był na czarnej liście u tamtych kapłanów. Że on się miesza, zarzucali mu: >>Ty jesteś chrześcijaninem<<. A on: >>Tak, a co szkodzi?<< Bardzo żył przykazaniem miłości bliźniego, miłości Boga też. W każdym razie przyjechała do o. Mariana p. dr Wanda Błeńska. Ona w Ugandzie prowadziła przez ileś tam lat szpital dla trędowatych. Przyjechała p. Błeńska, on ją specjalnie zaprosił, żeby zorganizować dobrze i fachowo opiekę nad trędowatymi. Najwyższy kapłan wiedział wszystko. Nawet nie wszyscy kapłani z tych 10 tysięcy wiedzieli, który jest tym najwyższym. Nocą przyszła delegacja do o. Mariana i mówią tak: >>Przysyła nas najwyższy kapłan, myśmy słyszeli, że tutaj jest lekarka z Polski. No bo jest taki problem<<. Nie wiedzieli jak to powiedzieć, w kółko jak to Hindusi, w kółko, na końcu dopiero powiedzieli, że żona najwyższego nie może zajść w ciążę. I to jest bardzo poważny problem. Nie będzie sukcesji, a cały ten ród kapłański przechodzi z pokolenia na pokolenie. No to o. Marian: >>Tak, tak proszę przyprowadzić, niech przyjdzie<<. Jej też nikt nie może widzieć specjalnie, poza tym tylko kobieta może ją badać. I pogadał z p. Błeńską, która jeszcze żyje, ma przeszło 100 lat. Cudowny, święty człowiek. I rzeczywiście p. Błeńska, która się na wszystkim znała, porozmawiała z nią, przyszła nocą, znowu nocą, pod osłoną. Mówi: >>Ojcze Marianie, trzeba załatwić takie lekarstwa<<. Do królowej Beatrix listy szły, lekarstwa przyszły, chyba dziewięć miesięcy gdzieś tam czekali. Jest. I co się urodziło? Chłopak się urodził. Od tego czasu najwyższy i o. Marian to tacy bracia. Tacy bracia. Oczywiście, przy tym leczeniu to jeszcze cały czas była modlitwa. Tym bardziej, że o. Marian nie narzucał niczego. Po prostu był świadkiem. Nauczyłem się jednej takiej rzeczy, że wcale nie wielkie sprawy, takie błyszczące, takie gwiezdne tak naprawdę robią najwięcej w świecie. Wcale nie. A małe, ukryte, niewidzialne. Proste dobro. To właściwie robi najwięcej. Właściwie takie tam jest to chrześcijaństwo. I o. Marian mówił, że nie pamięta, żeby kogoś tam ochrzcił, poza dziećmi katolików, ale to nie jest najważniejsze. Najważniejsze, żeby pokazać Jezusa żywego. Takim jakim On jest. Bez większych komentarzy. A Hindusi jako, że z natury swej są bardzo medytacyjni i refleksyjni, zawsze gotowi jakoś tak na przejście z jednego poziomu świadomości w drugi, mają jakiś taki szczególny dar. Oni to czuli. Oni to rozumieli. Specjalnie to moje wystąpienie starałem się uczynić takimi obrazami pewnymi, które pokazują, że chrześcijanin nie musi się ani bać, ani wstydzić. Pięć lat obozu, tyle lat przy trędowatych. Pod koniec życia o. Marian mieszkał w pustelni, a obok niego zrobił sobie pustelnię Muni Baba- filozof hinduski po uniwersytecie. On powiedział na pogrzebie o. Mariana, że stoimy przy człowieku świętym. On chciałby, żeby ta reinkarnacja była taka, żeby on się stał o. Marianem. On chciałby być taki jak o. Marian. Może to na tym polega. Autentyczne dobro pociąga, nie musi być wymalowane, może czasem po błocie chodzić, a jednocześnie ma w sobie niesamowitą moc. Autentyczne dobro nie jest dyplomatyczne, nie bawi się w różne tam takie czy inne podejścia. Autentyczne dobro jest prostolinijne. Można powiedzieć przegrywa? Nie. Jestem pewny. W takich bardzo trudnych okolicznościach jeden człowiek te wartości, które on przyniósł zaczynają przepływać W Europie coraz bardziej musimy być przygotowani i otwarci na krzyżowanie się kultur. Co im zaproponujemy? Etykietkę chrześcijaństwa czy autentyzm, taką trochę chrześcijańską dyplomację, tak żeby wyjść na cało? Czy prawdę? Taką szczerą prawdę. Co im zaproponujemy? Sami tu przyjdą. Bo ich jest za dużo. Hindusów jest dzisiaj miliard 300 milionów, a nasze domy będą puste... Autentyczny człowiek, gdziekolwiek się znajduje, coś przekaże. Hindusi go uważają za świętego i się dziwią, że my jeszcze tego nie robimy. Mówią: >>Ale to wszystko jedno, czy go tam ogłosicie świętym, czy nie, dla nas to jest święty ojciec Marian<<. Oni wiedzą co to jest świętość. Inną drogą idą do niej. Ale wiedzą.” Podczas sympozjum „Człowiek dla wszystkich” w Ishopanthi Ashram w Puri - centrum duchowości założonym przez o. Mariana Żelazka - wypowiedział się o nim osobisty sekretarz o. Mariana Lalita Rao. Powiedział m.in.: „Nie tylko trudne, wręcz niemożliwe jest przedstawienie osoby o. Mariana Żelazka w kilku słowach. Trzeba uczciwie przyznać, że w ogóle nie da się opisać o. Mariana słowami. Jestem przekonany, że był wielką osobowością i dlatego w krótkim opisie trudno jest zamieścić osobiste uczucia i doświadczenia dotyczące tego, kim był o. Marian. Mimo to powiedziałbym o nim krótko: Człowiek dla wszystkich. Jestem dumny i miałem to szczęście, że przez 27 lat pozostawałem w bliskim kontakcie z człowiekiem świętym. O. Marian rzeczywiście był człowiekiem dla wszystkich, co dało się zauważyć wiele razy. Zawsze proponował proste rozwiązania. Jedną z tych sytuacji pamiętam z niedzielnej mszy św. odprawianej przez o. Mariana w kościele w Puri. Wśród uczestniczących znajdował się starszy człowiek z długą brodą, ubrany w białe szaty. Kiedy nadszedł czas Komunii św., zarezerwowanej tylko dla katolików przygotowanych do niej od dzieciństwa, i kiedy wszyscy ustawili się w kolejce do jej przyjęcia, człowiek ten też dołączył do kolejki. Zauważyłem, jak wszyscy spoglądali na niego, dając jasno do zrozumienia, że to nie jego miejsce, ponieważ nie jest katolikiem. Każdy oczekiwał, że o. Marian wyjaśni mu grzecznie, podobnie jak by to zrobił każdy inny ksiądz, że nie może udzielić Komunii. Jednak, ku zaskoczeniu zgromadzonych, o. Marian podał mu Ciało Chrystusa, a on przyjął je z wielką pobożnością i wdzięcznością. Po Mszy św. o. Marian wyszedł z kościoła, aby spotkać się z ludźmi. Wówczas starszy człowiek podszedł do o. Mariana i upadł przed nim na twarz. Wszyscy byli zaskoczeni, włącznie z o. Marianem. Kiedy starszy mężczyzna wstał, przedstawił się: >>Ojcze. Jestem nauczycielem uniwersytetu Shanti Niketan (uniwersytet założony przez Rabindranatha Tagore). Przybyłem do Puri na pielgrzymkę do świątyni Jagannath, ale jestem także czcicielem Pana Jezusa, dlatego przyszedłem na Mszę św. Podczas Eucharystii, słuchając twojej homilii, zostałem tak poruszony przez Jezusa, że podszedłem do ciebie, aby Go przyjąć w Komunii św. Idąc, zastanawiałem się, czy mi jej udzielisz, wiedziałem bowiem, że tylko katolicy mogą ją przyjmować, a ja nim nie jestem. I stał się cud nad cudami, ojcze - dałeś mi Jezusa. Czuję, że dzisiaj moja pielgrzymka do Puri dopełniła się. Dziękuję ci, ojcze, że dałeś mi Jezusa.<< To powiedział i odszedł. Z ciekawości zapytałem o. Mariana, jak to możliwe, że udzielił Komunii św. komuś, kto nie jest katolikiem. Wiedziałem, że to jest wbrew prawu kościelnemu, a o. Marian zobowiązany był je przestrzegać. O. Marian odpowiedział mi, jak zwykle z uśmiechem na twarzy: >> Tak, dałem mu Jezusa i jestem pewien, że gdyby Jezus był tam obecny jako Człowiek, też by mu nie odmówił. Nie pamiętasz, jak oburzano się na kobietę-prostytutkę, która przyszła do Jezusa z olejkiem, aby namaścić Jego stopy? Lecz Jezus odpowiedział: Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników.<< Co za przykład doskonałego reprezentanta Jezusa! O. Marian zawsze mi mówił, że najważniejsze jest bycie dobrym człowiekiem, a potem dobrym chrześcijaninem, hinduistą, muzułmaninem albo wyznawcą jakiejkolwiek religii. Powtarzał, że jeśli ktoś nie potrafi okazywać szacunku innym religiom, nigdy nie będzie miał szacunku do własnej. Często zasłaniamy się różnego rodzaju religijnymi rytuałami i ideami i zapominamy, że Bóg istnieje poza wszelkimi ograniczeniami i że jest Bogiem nas wszystkich. Podsumowując mogę tylko powiedzieć w kilku prostych słowach, że nikt z nas Boga nie widział, ale jeśli ktoś poprosiłby mnie, aby Go opisać, powiedziałbym bez zastanowienia, że Bóg musi być podobny do o. Mariana”. Jak wspomniał prelegent na spotkanie przybyło wielu oleśnian i zaproszonych gości: Burmistrz Olesna Sylwester Lewicki, proboszcz oleskiej parafii ks. Walter Lenart, ks. prałat Zbigniew Donarski, siostra misjonarka Dolores-Dorota Zok, radna miejska Maria Kaniuka, były przewodniczący TSKN Bernard Smolarek, dyrektor MDK Ernest Hober, naczelnik Wydziału Edukacji przy Starostwie Powiatowym Bogusława Szychowska, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej Andrzej Kochański, prezes Spółdzielni Odrodzenie Artur Maniura. W tym jakże pięknym świadectwie ukazano na tym spotkaniu całą prawdę o ojcu Marianie - więźniu Dachau, misjonarzu trędowatych, świadku potrzeby służby bliźniemu, służby, która nie baczy na to, kim jest ten bliźni, w co wierzy, skąd pochodzi, co posiada, jakie ma poglądy. Dlatego o. Żelazek porównywany jest do Matki Teresy z Kalkuty.
Ewa Cichoń
Wystawa o Indiach w oleskim muzeum
Oleskie Muzeum Regionalne gości wystawę ze zbiorów Muzeum Misyjno-Etnograficznego Księży Werbistów w Pieniężnie ”INDIE - ODCIENIE KOLORóW na zdjęciach Bartka Wileńskiego". Wielkie podziękowania dla pochodzącego z Olesna o. Waldemara Kusa - sekretarza ds. misji w zakonie werbistów i o. Wiesława Dudara - dyrektora Referatu Misyjnego Księży Werbistów w Pieniężnie, którzy umożliwili zorganizowanie wystawy w naszej placówce. Autor zdjęć, absolwent Akademii Fotografii, Bartosz Wileński jest mieszkańcem Warszawy, pochodzącym z Braniewa. Spędził w Indiach dwa tygodnie z misjonarzami werbistami. Odwiedził m.in. Puri, Kalkutę, Bhubaneswar. Autor wystawy tak wypowiada się o swoim dziele: „Razem z mamą zostałem zaproszony do uczestnictwa w tym wyjeździe, a konkretnie w sympozjum poświęconym o. Marianowi Żelazkowi. Dla mnie celem wypraw są przede wszystkim zdjęcia i poznanie oraz zobaczenie czegoś nowego. W Indiach po raz pierwszy zrozumiałem, co to znaczy inna kultura. Fotograficznie najbardziej fascynujące było dla mnie światło, które maluje ten specyficzny kraj, natomiast życiowo - poznawanie nowych miejsc i ludzi. Myśląc dziś o Indiach, pierwsze określenie, jakie mi się nasuwa, to „inny świat”. Ta inność to świat, w którym wszystkie odcienie kolorów mieszają się ze sobą i kąpią w gorącym słońcu. Na tle tak wyraźnych barw łatwiej też dostrzec kontrasty między ludźmi, co widoczne jest na zdjęciach. Chcę pokazać, że to właśnie ludzie są najważniejsi w Indiach. Abstrahując od kastowości oraz podejścia do kobiet, nie mnie oceniać tamtejszy system, zauważyłem, że nigdzie na świecie nie spotkałem się z taką życzliwością ludzką jak tam. Przyglądając się temu wszystkiemu i przeżywając na swój sposób daną mi przygodę, pierwszy raz w życiu zrozumiałem, co oznacza zwrot „inna kultura”. Wśród wielu zdjęć Puri, Kalkuty, dzieci, kolonii trędowatych, szkoły Beatrix, bardzo interesujący jest projekt „Siostry”, który ukazuje stojącą bosą zakonnicę odwróconą tyłem. „Siostry mają dla mnie wydźwięk ikony i poświęcenia, o którym tak mało się mówi” - podsumowuje autor. Fotografie Bartka Wileńskiego ukazują ten inny świat - Indie - tygiel ras, kultur i religii, kraj ogromnych kontrastów społecznych i kulturowych. Kraj, który ma różne oblicza. Jego mieszkańców różni religia, język, kolor skóry, poziom wykształcenia, strój, zwyczaje, status społeczny i ekonomiczny, stan posiadania, dieta, zawód i wiele innych aspektów, których bogactwo stanowi o wyjątkowości tego kraju. Wśród najbardziej prostych skojarzeń z Indiami często pojawiają się: Tadź Mahal, bieda, święte krowy, kolorowe sari i biżuteria, niezwykle płodny przemysł filmowy, żebracy, Ganges, slumsy, kasty, palenie wdów na stosie pogrzebowym (sati) oraz aranżowanie małżeństw. Mozaikę religii tworzą wyznawcy hinduizmu, buddyzmu, islamu i sikhizmu.
Hinduizm - to określenie grupy wierzeń religijnych wyznawanych głównie na Półwyspie Indyjskim. Istnieje bardzo wiele odłamów hinduistycznych, różniących się zarówno wierzeniami na temat Boga, jak i praktykami. Ich wyznawców łączy przede wszystkim: szacunek do świętych ksiąg, tzw. Wed, wiara w reinkarnację, sansarę, karmę, dążenie do wyzwolenia. Reinkarnacja rozumiana jest jako przechodzenie duszy przez coraz wyższe postacie – od przedmiotu, przez postać rośliny, zwierzęcia, człowieka (i jeszcze parę wyższych) po zjednoczenie i stopienie się raz na zawsze z Brahmanem (Bogiem, Absolutem). W skrajnych przypadkach (za karę za popełnienie poważnych zbrodni) dusza może przybrać postać niższą. Sansara to wędrówka dusz. W hinduizmie wyznaje się wiarę w bóstwa męskie - dewy, np. Brahmę, Wisznu, Śiwę i bóstwa żeńskie - dewi, np. Saraswati, które traktuje się jako emanacje jedynego Boga lub jako istoty astralne niższe od Boga, podobnie jak anioły w chrześcijaństwie lub islamie. Zgodnie z większością mistycznych systemów hinduistycznych w ciele człowieka znajduje się siedem głównych ośrodków energii zwanych czakramami. Każdy z nich odpowiedzialny jest za określone umiejętności i cechy. Spotykany wśród hinduistów jest także pogląd, że duszę człowieka otaczają trzy ciała, powłoki – ciało fizyczne, ciało astralne i ciało przyczynowe. Buddyzm - nonteistyczny system filozoficzny i religijny, którego założycielem i twórcą podstawowych założeń był książę Siddhartha Gautama (560-480 p.n.e.). Jest zaliczany do religii dharmicznych (wierzących w reinkarnację oraz karmę) i nieteistycznych (nie afirmujących ani nie negujących istnienia boga). Buddyzm jest ścieżką praktyki i rozwoju duchowego umożliwiającą wgląd w istotę życia prowadzącą do Oświecenia. Dzięki medytacji człowiek wciela w życie nauki Buddy, bierze odpowiedzialność za własne życie, zmienia się na lepsze, rozwijając w sobie świadomość, współczucie oraz mądrość. Istnieją różne formy buddyzmu, lecz wszystkie tradycje łączy nieuciekanie się do przemocy, wolność od dogmatów, tolerancja oraz - w większości przypadków – medytacja. Dżinizm jest nonteistycznym (doktryna religijna, która nie afirmuje ani też nie neguje istnienia boga) systemem filozoficznym i religijnym, który powstał w Indiach w VI w. p.n.e. w reakcji na silnie zrytualizowany braminizm. Wyznawcy dżinizmu (ok.4,5 milionów) wierzą, że świat nigdy nie powstał ani nigdy się nie skończy. Przechodzi on przez cykle wznoszące lub opadające, składające się z 4 wieków. Wyznawcy dżinizmu okazują wielki szacunek dla wszystkich istot żywych. Wierzą w możliwość wyrwania się z kręgu samsary – kołowrotu wcieleń i osiągnięcia stanu wyzwolenia – Mokszy. Sikhizm to religia powstała w XV w. w Indiach w prowincji Pendżab założona przez Guru Nanaka. Jest kompilacją islamu i hinduizmu. Nieposiadający żadnego wizerunku Bóg posiada „miliony imion”. Boga można nazywać Allachem, Jahwe, Kryszną itp. Z hinduizmu pochodzą praktyki medytacyjne, wiara w reinkarnację i wiele zewnętrznych przejawów kultu. Sikhizm jest religią wymagającą od swoich wyznawców (24 miliony) szczegółowego przestrzegania zasad moralności, diety i sposobu ubierania się. Islam – religia monoteistyczna, druga na świecie pod względem ilości wyznawców po chrześcijaństwie. Słowo islam w j. arabskim oznacza poddanie się woli Bożej. Religia ta ma wspólne korzenie z judaizmem i chrześcijaństwem. Jej twórcą był prorok Mahomet, który głosił, że objawienie przekazane żydom i chrześcijanom przez Abrahama, Mojżesza i Jezusa powinno zostać ponowione i uzupełnione. Muzułmanie wierzą, że wersety świętej księgi Koranu zostały objawione Mahometowi przez Archanioła Gabriela w 610 r. n.e w jaskini Hira. Przeciwnicy zmusili go jednak do ucieczki z Mekki do Medyny. Data tej ucieczki, zwanej hidżrą, przypadająca na 622 r., przyjęta została za pierwszy rok ery muzułmańskiej. Podstawę islamu tworzy pięć zasad i obowiązków muzułmanina: wyznanie wiary w jedynego Boga (szahada), pięciokrotna modlitwa w ciągu doby, post w miesiącu ramadan, jałmużna na rzecz ubogich i pielgrzymka do Mekki, przynajmniej raz w życiu. Ortodoksyjny islam dzieli się na 3 odłamy: sunnicki, szyicki i charydżycki. Chrześcijaństwo w Indiach jest religią napływową, chociaż działalność apostoła Tomasza w latach 57-72 wskazuje na istnienie jej wyznawców w starożytności. Chrześcijanie św. Tomasza mają być według badaczy potomkami imigrantów perskich i syryjskich osiedlających się stopniowo na Wybrzeżu Malabarskim. Procentowo dużo wyznawców Chrystusa spotkać można w Goa, gdzie mieszkają potomkowie Portugalczyków i gdzie w XVI w. swoją działalność misyjną rozwijał św. Franciszek Ksawery. Wszyscy wyznawcy Chrystusa w Indiach stanowią ok. 26 milionów, co stanowi zaledwie 2,3% ludności tego ponad miliardowego państwa. Misjonarze katoliccy nie są mile widziani na subkontynencie. Chrześcijanie padają ofiarą prześladowań ze strony hinduistycznych fundamentalistów. Prześladowania przybierają różnorodne formy, takie jak: dyskryminacja w pracy, pobicia, podpalanie świątyń i szkół chrześcijańskich, zmuszanie do przejścia na hinduizm. Niestety, dochodzi również do często bezkarnych mordów dokonywanych na chrześcijanach. Nie można zatem oficjalnie podjąć pracy misyjnej, lecz trzeba się ukrywać z tym, co się robi. Oczywiście są terytoria Indii, gdzie nie ma nawet najmniejszych szans na podjęcie choćby najdrobniejszej formy pracy misyjnej - tak jest choćby w Mumbai czy na północy kraju. Wiązałoby się to z przykrymi konsekwencjami, a nawet ze skazaniem siebie na śmierć. Na południu jest łatwiej - można bowiem podjąć cichą pracę formacyjną bądź posługiwać tym najbardziej potrzebującym - zwłaszcza chorym i ubogim, żyjącym w slumsach. Takim misjonarzem przez ponad pól wieku był polski werbista czczony jako święty mąż przez niechrześcijańskich mieszkańców Indii ojciec Marian Żelazek. Ten nauczyciel miłosierdzia urodzony 30.01.1918 r. w Palędziu koło Poznania zapisał się w dziejach Kościoła i Indii jako ojciec trędowatych. Za swoją ofiarną posługę został nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla. Wychowany w wielodzietnej, liczącej 16 dzieci rodzinie był synem młynarza i gospodarza Marcina Żelazka (pierwotnie Zielazka) - delegata na Polski Sejm Dzielnicowy w Poznaniu i uczestnika powstania wielkopolskiego. Marian Żelazek kształcił się w Gimnazjum Misyjnym w Górnej Grupie koło Grudziądza. Odbył nowicjat w seminarium duchownym Księży Werbistów w Chludowie koło Poznania. W 1939 r. złożył pierwszą profesję zakonną. W 1940 r. został aresztowany przez Niemców i wywieziony do obozu koncentracyjnego w Dachau. Po wyzwoleniu obozu przez Amerykanów w kwietniu 1945 wyjechał do Rzymu na studia teologiczne do Instytutu Anselmianum. Po przyjęciu w Wiecznym Mieście święceń kapłańskich w 1948 r. dwa lata później wysłano go do północnych Indii do Kesramal/Sambalpur, gdzie pracował wśród żyjących w dżungli koczowniczych Adivasów. Zorganizował placówkę misyjną w Bondamunda. Od 1975 r. pracował wśród trędowatych w leprozorium w Puri - słynnym sanktuarium hinduizmu nad Zatoką Bengalską. Tam założył Puna-ruthanpali, czyli Wioskę Zmartwychwstania z ponad 300 domami dla osób chorych na trąd, które z powodu choroby zostały wyrzucone ze społeczeństwa. W 1983 r. założył szkołę, dom opieki dla dzieci, których rodzice chorują na trąd, szpital dla trędowatych. Wcześniej nikt z miasta nie chciał posyłać dzieci do tamtejszej szkoły. Obecnie 80 proc. uczniów pochodzi ze zdrowych rodzin. O. Żelazek okazał się także świetnym menedżerem. Przekonał Hindusów, że trędowatych nie trzeba się bać. Wcześniej nikt nie chciał kupować od nich kur, które hodowali, żeby zarobić na utrzymanie. Ojciec zmienił to myślenie . "Hindusi są przekonani o świętości o. Mariana. Uważają wręcz, że nie był on zwykłym człowiekiem, ale specjalnym wcieleniem Boga. Wszystkie rocznice jego śmierci przyciągają rzesze ludzi, włącznie z lokalnymi władzami oraz przedstawicielami innych religii. Wszyscy byli nim zauroczeni” - mówi o. Waldemar Kus. „Odnajdował się w każdym towarzystwie, był to przede wszystkim bardzo spokojny i ciepły człowiek” - dodaje. Za zasługi w niesieniu pomocy charytatywnej i medycznej trędowatym był wielokrotnie nagradzany, m.in. Akademia Medyczna w Poznaniu przyznała mu w 2000 r. Medal im. Karola Marcinkowskiego, w 2002 r. otrzymał statuetkę „Złotego Hipolita” – nagrodę Towarzystwa im. Hipolita Cegielskiego w Poznaniu, w 2005 r. stowarzyszenie Willa Decjusza przyznało mu nagrodę im. Sergio Veira de Melloo, w 2003 r. został odznaczony Medalem Polonia Mater Nostra Est. W 2002 r. został zgłoszony przez Ruch Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI do Nagrody Nobla. Zmarł 30.04.2006 r. w Puri w Indiach. W Indiach jest czczony jako święty. Hindusi modlą się do niego i chcą jego beatyfikacji. Na wystawie prezentowany jest pokaz multimedialny o Indiach i misjach ojca M. Żelazka. Ekspozycję „Indie odcienie kolorów” można obejrzeć w miejscowym muzeum do 28 marca br. ZAPRASZAMY.
Ewa Cichoń
Zdjęcia na muzealnym facebooku
Piernikowa wystawa
W dniu 19 grudnia w Oleskim Muzeum Regionalnym otwarto wystawę „ Z piernika wyczarowane-chatki, choinki, stajenki – wystawa prac pokonkursowych” - konkursu od czterech lat organizowanego przez Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Niemców - Koło Borki Wielkie i Publiczną Szkołę Podstawową w Borkach Wielkich. Konkurs w kategorii „Piernikowa chatka” i „Pierniki świąteczne” adresowany jest do dzieci przedszkolnych, szkolnych i dorosłych. Pierniki muszą być wykonane wyłącznie z ciasta piernikowego, ozdabiane wg własnej inwencji w nawiązaniu do tradycji świąt Bożego Narodzenia. Chatki, choinki, stajenki, bałwanki, aniołki, dzwonki i przeróżnych kształtów piernikowe cudeńka oczarowały zwiedzających, przypominając im najmilsze w roku święta. W okresie świat Bożego Narodzenia rozlewa się po całym domu woń aromatycznych pieczonych pierników. Trudno pomylić ten zapach. Jest jednocześnie słodki jak miód i ostry jak imbir. Miękki jak rozgrzane masło i zaczepny jak świeżo zmielony pieprz. Kojarzy się z dzieciństwem, bezpieczeństwem, ciepłem rodzinnego domu. To zapach piernika. Antidotum na chłodne i szare zimowe dni. Twarde, ciemnobrązowe serduszka, gwiazdeczki, kwadraty i innych kształtów korzenne smakołyki robi się z mieszaniny mąki pszennej i żytniej, mleka, jajek, karmelizowanego cukru, miodu. Dodaje się konieczne liczne przyprawy: cynamon, imbir, goździki, kardamon, gałkę muszkatołowa, anyż. Po wymieszaniu ciasta zostawia się je w chłodnym miejscu, aby sfermentowało. W produkcji przemysłowej leżakowanie ciasta może trwać nawet kilka tygodni. Dawniej ciasto przechowywano nawet kilkanaście lat. Bywało, że gdy królowi rodziła się córka, zarabiano ciasto, a pierniki z niego pieczono na jej wesele. Piernikarze zarabiali także ciasto dla własnych córek po ich narodzinach z przeznaczeniem na posag. Było ono najbardziej cenione, a zatem najdroższe i pojawiało się tylko na stole najbogatszych obok równie starego miodu pitnego. A obecnie ciasto na domowe pierniki wigilijne zaleca się zarabiać miesiąc wcześniej, zwyczajowo po andrzejkach. Polewa się je z wierzchu lukrem, czekoladą, nakłada bakalie, a duże arkusze piernika w środku przekłada marmoladą, masą orzechową lub marcepanem. I tak powstaje piernik, którego nazwa wywodzi się od staropolskiego słowa „pierny”, czyli pieprzny. Zalicza się go do najstarszych ciast wyrabianych już w XII w. w Bazylei i Norymberdze. Były to wtedy tzw. miodowniki wielkie - wielkie bochny chleba robione na miodzie. Piernik jako wypiek luksusowy był tradycyjnym ciastem bogatych miast hanzeatyckich, które specjalizowały się w handlu dalekomorskim, który zapewniał im ciągłe dostawy potrzebnych składników-importowanych z Azji - przypraw korzennych i bakalii. Potem przejeżdżający kupcy rozwozili wypieki po całej Europie. A jako towar eksportowy, wysyłany w odległe miejsca, piernik został tak pomyślany, aby przetrwać długie podróże lądowe. Swoją trwałość zawdzięcza z jednej strony dużemu udziałowi przypraw korzennych, a z drugiej swojej twardości i suchości. W zimnym i suchym miejscu daje się przechowywać nawet przez kilka miesięcy. Tradycja wypieku pierników przetrwała w miastach Hanzy: Bremie, Monachium, Norymberdze, Amsterdamie, Liege, Ostendzie, Kłajpedzie, Gdańsku i Toruniu. Najsłynniejsze polskie pierniki wypiekano w Toruniu. Już w XVII w. produkowano tam słynne katarzynki, jakościowo porównywalne ze znanymi w całej Europie piernikami norymberskimi. Norymberga i Toruń to znane do dziś dwa ośrodki piernikarstwa z długoletnimi tradycjami w Europie. Piernikarze z obu tych miast mieli zgodę na sprzedaż swoich wyrobów w całej Europie, a próby fałszerstw i podszywania się pod markę były ścigane sądownie. W Szczecinie pieczono Stettiner Peperkoken, w Czechach miastem piernika są Pardubice, nieopodal których znajduje się Muzeum Chatki z Piernika w Rábach. Miastem piernika jest Akwizgran (Aachen), w którym odbywa się słynny piernikowy Jarmark Bożonarodzeniowy, na który przybywa co roku do półtora miliona gości. Pierniki akwizgrańskie to flamandzkie printy. Słowo to oznacza drukowanie, wyciskanie. Kiedyś piernikowe ciasto wyrabiano tam raz do roku, a zatrudniano do tego bezrobotnych zimą murarzy. Następnie zamykano je na cały rok w piwnicach i kończono robotę przed kolejnymi świętami, wyciskając przeróżne kształty formami z mosiądzu lub miedzi. Piekarze sami wytwarzali formy i konkurowali z sobą o najbardziej oryginalny wzór. Teraz printy produkuje się przez cały rok. Najbardziej znanym i największym producentem pierników w Akwizgranie jest firma Lambertz, wywodząca się od małego zakładu Henry’ego Lambertza, którego historia sięga XVII wieku. W Akwizgranie znajduje się Muzeum Pierników, podobnie jak w Toruniu. W Polsce piernik przyjął się w połowie XVIII w. stając się, podobnie jak w innych krajach, symbolem dobrobytu i wysokiego statusu społecznego. Mógł stanowić posag panny na wydaniu (w skład wiana panny młodej dawniej wchodziła faska ciasta piernikowego) i ekwipunek żołnierza. Toczono o niego międzynarodowe spory. Piernik pojawiał się na stole królewskim, stołach pańskich i bogatych patrycjuszy w miastach. Podawano go jako deser po obiedzie, przysmak przy winie lub zakąskę przy wódce. W XVIII w. popularne było powiedzenie „Kto nie pija gorzałki i od niej umyka, ten słodkiego nie godzien kosztować piernika”. Pokruszone pierniki wchodziły w skład staropolskiego sosu szarego. Piernik jest podstawowym składnikiem śląskiej potrawy wigilijnej moczki. Popularność piernika tłumaczyć można także m.in. walorami zdrowotnymi. Szwedzko-norwesko-duńskiemu królowi Hansowi ( 1497-1501) lekarz ordynował pierniczki. Przez długi czas były one sprzedawane w przyklasztornych aptekach. Przepisy były pilnie strzeżoną tajemnicą. Pierniki były towarem luksusowym, nic więc dziwnego, że bogacący się dzięki nim rzemieślnicy nie mieli ochoty zdradzać swoich sekretów. Toruńscy mistrzowie piernikarstwa strzegli tajemnicy receptur nie tylko przed konkurencją z Torunia, ale także przed rzemieślnikami z Norymbergi czy Królewca, gdzie próbowano naśladować smak toruńskich wyrobów. Zostanie piernikarzem nie było łatwe. Nauka rzemiosła trwała co najmniej dwa lata, potem, poza praktyką u piernikowych mistrzów, czeladnik musiał odbyć dwuletnią podróż, w trakcie której zbierał doświadczenia zawodowe. Dzięki tym podróżom między państwami i miastami wędrowały piernikowe wzory. Początkowo pierniki wygniatano do form rzeźbionych w drewnie, nadając im kształty dam, dworzan, huzarów, koni i serc z motywami roślinnymi. Formy drewniane wyszły z użycia jako zbyt pracochłonne. Zastąpiły je metalowe wykrojniki. Niepowtarzalność i piękno nadają piernikom kolorowe lukrowe ornamenty. Piernik taki był popularną pamiątką z jarmarku czy z miasta. Większa dostępność cukru i środków spulchniających uprościła proces produkcyjny, zmniejszyła cenę, a co za tym idzie, upowszechniła pierniki. Na wystawę przybyli: Burmistrz Olesna Sylwester Lewicki z małżonką, Sekretarz Gminy Bożena Matusiak, Przewodnicząca TSKN -Koło Borki Wielkie Irena Szulc, Dyrektor PSP w Borkach Wielkich Anna Meryk, Sołtys Borek Wielkich Maria Kurpiel, Naczelnik Wydziału Edukacji przy Starostwie Powiatowym Bogusława Szychowska, Dyrektor ZS nr 2 Jerzy Jeziorowski, Dyrektor Oleskiej Biblioteki Publicznej Halina Szklanna, Inspektor Sanepidu Jolanta Bala, miejscowe media, mieszkańcy Olesna i Borek Wielkich. Na otwarciu wystawy odbyła się licytacja wyrobów z piernika, którą prowadził Hubert Imiołczyk. Uzyskane dochody z licytacji przeznaczono na cele charytatywne.
Ewa Cichoń
Choć stary - piernik słodki rzekła babka do szarlotki
Kto nie pija gorzałki i od niej umyka Ten słodkiego nie godzien kosztować piernika
Jeśli skraść jej chcesz całusa Piernik daj- on serce skrusza
Piernik lód roztopi szybko I dziewczynę znajdziesz gibką
Daj jej sernik-da kopniaka Daj je piernik-da buziaka
Gdy cholewki chłopak smali Wprzód piernikiem niech się chwali
Nie wykręcisz się gagatku Bez piernika i zadatku
By na licu była gładka Daj jej piernik zamiast kwiatka
Kiedy życie bardzo skrzeczy Złe nastroje piernik leczy
Zdjęcia na muzealnym facebooku.
XXII Czwartkowe Spotkanie Muzealne
28 listopada 2013 r. odbyło się XXII Czwartkowe Spotkanie Muzealne poświęcone dziejom magnackiej rodziny von Beess, której przedstawiciel baron Jan von Beess pod koniec XVI stulecia został właścicielem Olesna i okolicznych wiosek. Stanisław Szynkowski, doktorant na Uniwersytecie Opolskim, wygłosił prelekcję na temat: "Z dziejów śląskiej arystokracji - ród von Beess z Lewina i z Olesna". S. Szynkowski jest absolwentem Uniwersytetu Jagiellońskiego, specjalizuje się w historii tego zasłużonego dla Śląska rodu. Podczas wielu konferencji i sympozjów historycznych występował z referatami dotyczącymi tej szlacheckiej rodziny, m.in.: herbu von Beessów, ich wkładu w rozwój protestantyzmu na Śląsku, religijnych rycerzy i rycerzy występujących przeciw instytucjom religijnym w aspekcie rodu von Beess z Ketzerdorff w XV i XVI w. XXII spotkanie muzealne zostało zorganizowane dzięki współpracy z Kręgiem Przyjaciół Zapomnianej Historii działającym przy Gminnym Centrum Kultury i Informacji w Kochanowicach, reprezentowanym przez p. Marzenę Kozę. Razem z mężem Andrzejem zgłębia ona historię rodzinnych Kochcic. Mieszka tam od urodzenia, pracuje jako pielęgniarka w szpitalu rehabilitacyjnym. Od dziecka interesowała się postacią "dobrego Grofa", jak mówiło się o Ludwiku Karolu von Ballestrem z Kochcic. To, co udało jej się dowiedzieć na temat jego frapującej biografii i historii pałacu w Kochcicach, nijak nie pasowało do oficjalnej historii nauczanej w szkole. I im bardziej jedynie słuszna wersja rozbiegała się z informacjami uzyskiwanymi od starszych ludzi, tym większe stawało się jej pragnienie poznania prawdy. Tak zrodziła się idea zawiązania grupy ludzi zafascynowanych historią - tą często zapomnianą lub mało znaną. Krąg Przyjaciół Zapomnianej Historii organizował wiele interesujących spotkań, m.in. w Izbie Tradycji Magistrali Węglowej w Herbach Nowych, w kościele parafialnym w Lubecku dotyczącym historii i wyników prac konserwatorskich unikalnych gotyckich polichromii, w Fabryce Fajek w Zborowskiem, w Muzeum im. św. Edyty Stein w Lublińcu na temat żydowskiego fabrykanckiego rodu Fränklów i Pinkusów z Prudnika, w szkołach Lublińca, w pałacu w Kochcicach, gdzie odbyło się spotkanie poświęcone arystokratycznemu rodowi von Aulock. Bohater XXII spotkania muzealnego Jan von Beess zapisał się jako ceniony i zatroskany o rozwój Olesna jego prywatny właściciel. Jan, (Johann, Hans) von Beess z Wierzchlasu (von Wirchles) był cesarskim urzędnikiem - podstolim cesarza Rudolfa II. W 1581 r. cesarz podarował mu dobra komory w Oleśnie, po czym do 1594 r. był właścicielem naszego miasta. W 1593 r. nabył Wojciechów, Wysoki Las w Szumiradzie i Wielkim Kadłubie. Jan von Beess w 1609 r. został podniesiony do wyższej godności szlacheckiej, mianowicie do stopnia wolnego pana (Freiherr), co odpowiadało mniej więcej stanowisku barona. Nominacja ta spowodowała modyfikację herbu rodu von Beess, w którym początkowo umieszczony był na czerwonym polu pień drzewa stojący ukośnie w otoczeniu srebrnych lipowych liści z dodanymi w późniejszym czasie korzeniami. Po modyfikacji dodano do herbu dwa srebrne koronowane lwy na czerwonym tle i dwa czarne orły na złotym tle. Znaki te umieszczono na przeciwległych przekątnych. Jan von Beess ożenił się z Małgorzatą Żyrowską z Żyrowej, córką Daniela z Kotulina i Ewy Schafgotsch. Ceremonia zaślubin odbyła się w kościele pw. św. Michała Archanioła w Oleśnie 13 stycznia 1583 r. o godz. 10:00. Ślubu udzielił ówczesny proboszcz Feliks Preyschwitz ( Prziszowsky). Na ślubie tym miał gościć sam cesarz Rudolf II, który jednak ze do Olesna nie przyjechał. Korespondencja z tym faktem związana znajduje się w dworskim archiwum w Wiedniu. Małżonkowie doczekali się trzech synów. Najstarszy Daniel został jezuitą, drugi Adam mieszkał w Ołomuńcu (zmarł w 1636 r.). Trzeci z synów Joachim sprzedał swoje posiadłości, tj. Szumirad i Chudobę rodowi Dubrowka i przeniósł się w okolice Nysy. Żenił się dwukrotnie, ale nie doczekał się potomstwa. Nie znamy daty jego śmierci; na nim wygasł ród Beessów z Wierzchlasu, wywodzący się bezpośrednio od Mikołaja. Przewodnictwo tej gałęzi rodu objął młodszy brat Jana - Jerzy. Spadkobiercami Adama (drugiego syna Jana von Beessa) były córki Anna i Katarzyna. Pierwsza poślubiła 06.01.1648 r. w Warszawie starostę księstwa opolsko-raciborskiego Franciszka hrabiego von Oppersdorf, Katarzyna - tego samego dnia i roku - marszałka dworu króla Jana Kazimierza Teodora hrabiego von Denhoff. Pan Olesna Jan von Beess był bardzo dobrze wspominany przez mieszczan tego miasta. Za jego władania zakończył się okres zastawu Olesna. Obdarzył on tutejszych rzemieślników przywilejami, co przyczyniło się do ożywienia gospodarki. W tamtych czasach utworzenie samodzielnego cechu rzemieślniczego uwarunkowane było członkowstwem co najmniej 12 mistrzów określonej profesji. W związku z napływem do Olesna rękodzielników reprezentujących zawody słabo rozpowszechnione w naszym mieście, których status rzemieślniczy nie był wystarczająco uregulowany, utworzono w Oleśnie cech wspólny - zbiorowy. Przyczyniła się do tego łaskawość pana miasta Jana von Beessa. Cech wspólny zwany był niemieckim, ponieważ jego członkowie wywodzili się przeważnie z terenu południowych Niemiec. Wypiekający wyśmienite pierniki i ciasta oleski piernikarz Jan Schmidt, którego ojciec osiedlił się przed 60 laty w Oleśnie, uzyskał od właściciela miasta Jana von Beessa przywilej piernikarski w dniu 15.04.1582 r. Dokument spisany w j. staroczeskim i poświadczony przez oleskich mieszczan: Jana Böhma, Michała Bryttera i Mateusza Fröschela, donosi, że piernikarz Jan Schmidt i jego spadkobiercy otrzymali prawo prowadzenia straganu piernikarskiego. Tylko on miał prawo wypiekać wszelkiego rodzaju pierniki i ciasta, w tym także tzw. grube ciasta -„hrube Kuchy”. Do Olesna nie wolno było sprowadzać innego piernikarza. W ten sposób Jan Schmidt uzyskał monopol na swoje wyroby w naszym mieście. Każdy kramarz zamierzający sprzedawać pierniki w Oleśnie, był zobowiązany nabyć je u Jana Schmidta. Za taki przywilej oleski piernikarz musiał zapłacić właścicielowi i jego prawowitym następcom w dniu św. Michała -29 września - podatek od użytkowania ławy piernikarskiej w wysokości 4 talarów rocznie. Jedynie w okresie rocznych jarmarków inni piernikarze mogli wystawiać swoje towary. Od XVI w. w Oleśnie odbywały się takie jarmarki trzy razy w roku – w dzień Zielonych Świąt, w dniu ścięcia św. Jana Chrzciciela - 29 sierpnia oraz 11 listopada w dniu św. Marcina. Inny z dokumentów wydany 1.11.1584 r. przez Jana von Beessa dotyczy zatwierdzenia praw rzemieślników posiadających swoje warsztaty w Oleśnie. Rzemieślnicy ci zwrócili się do niego taką z prośbą. Byli to wymienieni w dokumencie: Marcin Foit, Krzysztof Burmann, Maciej Merckel, Fabian Herfurt, Adam Klabicz, Henryk Rimer, Mikołaj König, Michał Filix, Błażej Parchwicz, Grzegorz Heinrich, Jan Winther, Mikołaj Harthwig i Marcin Göller. Potwierdzone przywileje dały podstawę do utworzenia w Oleśnie cechu wspólnego. „Każdy kto wykonuje zawód samowolnie i bez należytego wyuczenia, pracując partacko oraz bez przynależności do oleskiego cechu rzemiosł różnych, czyni szkodę miastu, dlatego też przeciwko takiemu nielegalnemu rzemieślnikowi należy złożyć doniesienie, jego towar lub produkty skonfiskować, zaprowadzić go do więzienia i tam wymierzyć mu karę w wysokości kopy (60) groszy, której połowę zapłacić należy właścicielowi miasta, a drugą połowę skarbnikowi cechu rzemiosł różnych. Każdy z dotychczasowych rzemieślników oraz ci, którzy w przyszłości pragną nimi zostać, powinien przekazywać obecnemu właścicielowi miasta lub jego prawowitym następcom 12 groszy z rocznego utargu, a suma ta płatna jest na święto św. Michała, czyli 29 września. Natomiast wszyscy obecni i późniejsi członkowie cechu powinni zapłacić skarbnikowi cechu 1 „ciężką“ markę wartą 48 śląskich groszy. Każdy nowo przyjęty powinien postawić dotychczasowym braciom cechowym Achtel oleskiego piwa (3,75 litra). Poczęstunek w postaci posiłku nie był wymagany. Oprócz tego każdy nowo przyjęty do cechu zobowiązany jest do prowadzenia swoich dokumentów w ten sposób, by w ciągu trzech miesięcy zebrać dokumentację wystarczającą na potwierdzenie swojego pochodzenia oraz zezwolenie uprawniające do należytego wykonywania wyuczonego rzemiosła. Dokumenty te powinny zostać przedłożone cechowi rzemiosł różnych. Jeżeli mistrz przyjmie do pracy ucznia, tenże uczeń powinien co trzy miesiące wpłacać do kasy cechu 6 halerzy. Jeżeliby któryś z mistrzów, czeladników lub uczniów nieprzyzwoicie się zachował, powinien zostać ukarany”. Utworzony cech rzemieślników różnych specjalności łączył 16 rzemiosł. W jego skład wchodzili: rymarze, siodlarze, kaletnicy, kapelusznicy, farbiarze, miecznicy, białoskórnicy, powroźnicy, introligatorzy, stolarze, bednarze, wębornicy (wytwarzali beczki), stelmachowie (wyrabiali najczęściej koła do drewnianych wozów i sań), kołodzieje, tokarze i szklarze. Właściciel miasta zastrzegł, że gdyby któreś z tych rzemiosł wykonywało w Oleśnie 12 mistrzów i w związku z tym odłączyło się od cechu rzemiosł różnych, to muszą oni przestrzegać praw i obowiązków zawartych w tym piśmie. Do cechu rzemiosł różnych mógł być przyjęty każdy rzemieślnik, mający zapewnione środki utrzymania pod warunkiem, że nie należy do innego cechu. W celu uniknięcia konkurencji właściciel miasta zabronił obcym rzemieślnikom sprzedaży swoich wyrobów na cotygodniowych targach, mogli to uczynić jedynie na jarmarkach rocznych. Ponadto polecił burmistrzowi Olesna, radzie miejskiej i wszystkim mieszkańcom przestrzegania powierzonych im praw i obowiązków z zastrzeżeniem, aby nie zezwolili na złamanie przez kogokolwiek powyższych postanowień. Jan von Beess zobowiązał się na piśmie do zagwarantowania przez niego i jego następców wprowadzania jakichkolwiek zmian w statucie cechu rzemiosł różnych, które dokonane mogą być tylko za zgodą wszystkich członków tego cechu. Kolejny przywilej zatwierdził Jan von Beess 27.12.1585 r. dla cechu solarskiego w Oleśnie. Solarze otrzymali od właściciela Olesna prawo nieograniczonego nabywania soli i rozwożenia jej. Solą co sobotę handlowano na Rynku Solnym, przy którym stały magazyny soli. Rynek Solny mieścił się w obrębie murów miejskich, obejmując teren obecnej ulicy, przy której znajduje się zakład optyczny i sklep odzieżowy. Także cech oleskich płócienników otrzymał przywilej od Jana von Beessa w dniu 25.01.1589 r. Od II poł. XIV w. w Oleśnie pracowało wielu płócienników nazywanych także tkaczami lnu. Zwolnieni byli oni od służby woskowej i wartowniczej oraz uzyskali zapewnienie o wyłączności produkcji i prawie zbytu swoich towarów w Oleśnie. Właściciel miasta wyraził zgodę na zmniejszenie podatków o połowę i spłatę tej sumy w roku 1593 w związku z pożarem, który wybuchł w Oleśnie 25.04.1590 r. Strawił on niemal całe miasto i spowodował ogromne straty materialne u jego mieszkańców. Pełen zrozumienia dla sytuacji mieszczan oleskich pan miasta umorzył mieszczanom część należności, którą byli zobowiązani mu uiszczać. Wydano stosowny dokument dotyczący uregulowania tych powinności pod datą 12.06.1593 r. 5 marca 1608 r. Jan Beess sporządził dokument, w którym poręczył za swojego sługę Daniela Koppischa, ubiegającego się o przyjęcie do cechu piekarzy w Oleśnie. Dobry to był pan dla mieszkańców Olesna. Tym bardziej zastanawiająca jest jego decyzja o sprzedaniu miasta i Wojciechowa. Może przyczynił się do tego wspomniany pożar, wieloletnia odbudowa miasta, problemy rodzinne i zdrowotne. Olesno i Wojciechów Jan von Beess sprzedał w dniu 2.03.1594 r. Melchiorowi baronowi von Gaschin (Gaszyńskiemu). Ród Beessów należał do najstarszych na Śląsku. Przodkowie Jana przywędrowali do Czech z Chorwacji lub Slawonii prawdopodobnie już w VII w., a około X w. osiedlili się na Śląsku. Głównymi siedzibami rodu były Kujawy koło Głogówka, Kolnie nad Odrą i Karłowice koło Brzegu. Zamożna rodzina Beessów często pożyczała opolskim Piastom pieniądze, a nawet wchodziła z nimi w koligacje małżeńskie (drugą żoną księcia Bolka V Husyty została Jadwiga z rodu Beessów). W 1260 r. niejaki Adam Beess przekazał synowi Sedkowi wieś Besowicze. Sedek miał dwóch synów. Starszy, Adam, był osobistym doradcą księcia opolskiego Bolesława I. Adam pozostawił 4 synów: Ottona, Macieja, Adama i Herberta. Otton spłodził 2 synów - starszego Adama i młodszego Ottona, który został archidiakonem wrocławskim. Dziećmi Adama był Michał i Mikołaj. Michał miał syna Ottona, właściciela Kopic koło Grodkowa. Tenże Otto doczekał się 3 synów: Adama, Jana i Mikołaja, którzy podzielili między siebie majątek rodzinny, dając początek trzem odrębnym gałęziom rodu. Związana z historią Olesna była linia rodu, którą zapoczątkował Mikołaj. Odziedziczył on wioski w pobliżu Olesna - Leśną i Pawłowice i był właścicielem Wierzchlasu w dawnym powiecie wieluńskim. W 1507 r. ożenił się z Katarzyną Sterz z Bąkowa, która urodziła pięcioro dzieci: Barbarę, Katarzynę, Magdalenę, Zofię i Krzysztofa. Jedyny syn Krzysztof ożenił się z Dorotą Strzela z Wierzchlasu (Wirchles). Jego spadkobiercą został Jan bezpośrednio związany z Olesnem i Kadłubem Wolnym. Jan Beess posiadał kilka majątków, jednak w dokumentach występuje zwykle jako pan na Oleśnie i Wojciechowie (z okazji zawarcia umowy z magistratem oleskim 12.06.1593 r.), na Szumiradzie (kiedy 5.04.1605 r. zawarł umowę z chłopami w Kadłubie Wolnym) i na Chudobie, gdy 2. 03.1594 r. sprzedał Olesno i Wojciechów Melchiorowi von Gaschin. Wspomnianej umowie z chłopami kadłubskimi warto poświęcić nieco więcej uwagi. Była to jak na owe czasy bezprecedensowa transakcja na terenie ziemi oleskiej. Fakt nabycia majątku przez chłopów był niespotykany w tamtych czasach, bo wiązał się on z ich uwolnieniem od poddaństwa. Z pewnością przyczyniły się do tego względy finansowe. Jan Beess potrzebował grosza, za sprzedaż majątku innemu możnowładcy uzyskałby pieniądze od sprzedaży gruntów i nieruchomości. Natomiast sprzedaż tych dóbr wspólnocie chłopskiej pociągała intratną sumę uiszczoną za nabycie wolności osobistej. 5 kwietnia 1605 r. „we wtorek po niedzieli palmowej” w karczmie krytej drewnianym gontem w uroczyście przyozdobionej sali na twardym dębowym nakrytym obrusem stole dokonano tej wyjątkowej transakcji. Obecni byli poza właścicielem Janem Beessem jego świadkowie: proboszcz Zębowic - Benbuss i Krzysztof Hoff od Kantorów na Osiecku. Świetnie zachowany dokument donosi, że pan Jan Beess „”jego (...) kadłubskim poddanym, z których przez tę sprzedaż wymieniony z wszystkimi tymi prawami, które nad niemi miał z poddaństwa wypuszcza cały ten majątek kadłubski sprzedawa (...) z folwarkami, łąkami, stawami, miejscami stawnymi, młynami, miejscami młyńskimi, jeden tartak, las z gąszczami odrośniętymi i nieodrośniętymi, wszelkie polowania, wielkie i małe użytki”. Pan von Beess sprzedał siedmiu bogatym kmieciom, swoim poddanym, cały posiadany przez siebie w Kadłubie majątek rycerski – lasy, karczmę, pastwiska, młyny, tartak, stawy, folwarki, łąki i pola, zwalniając jednocześnie z poddaństwa swoich dotychczasowych poddanych wraz z wszelkimi prawami, jakie nad nimi posiadał. Dokument wymienia pierwszych właścicieli kupna. Byli to kmiecie: Pietrachowski, Gordelski (Gordalski), Miozgowski, Wypychowski, Donatka, Pawelkow i Gralowski. Ich nazwiska przed wykupem brzmiały prawdopodobnie: Pietrach, Gordala, Miozga, Wypych, Donatka, Pawełek i Grala. Typowa dla szlachty końcówka –ski została dodana po wykupieniu majątku rycerskiego, ponieważ kadłubscy wolni chłopi stali się niemal równi szlachcie. Wszystkie wymienione części składowe wspólnego majątku – z wyjątkiem lasów i pastwisk – wypuszczano w dzierżawę. Manuskrypt był spisany w dwóch jednobrzmiących egzemplarzach (po jednym dla każdej ze stron) w języku staroczeskim używanym przez kancelarię opolską, określanym także jako język polsko-czeski. Jan Beess udokumentował go swoją rodową pieczęcią. Nieposiadający swoich pieczęci mieszkańcy Kadłuba poprosili o podpisanie i opatrzenie pieczęciami przedstawicieli szlachty: Krzysztofa Hoffa z Kantorowa na Osiecku, braci Zygmunta i Jana Wachowskich z Wachowa na Leśnej, Hildebranda Hoffa z Kantorowa, Jerzego Osieckę (Osieckiego) z Osiecka na Paczołkowie i Kaspara Hoffa z Kantorowa na Osiecku. Jednak taki kontrakt bez poświadczenia zgody przez ówczesnego panującego nie miał mocy prawnej. Strony zwróciły się więc do cesarza Rudolfa II (1567-1612), który wyraził akceptację sprzedaży majątku chłopom kadłubskim. Dokument z datą 13 grudnia 1605 r., sporządzony w kancelarii księstwa opolsko-raciborskiego w Opolu, został przywieziony do Kadłuba Wielkiego. Do dzisiaj dokument potwierdzony pieczęcią cesarską jest z wielką pieczołowitością przechowywany w dębowej szkatule. Cesarz, potwierdzając wykupienie sobie wolności przez kadłubskich chłopów, zobowiązał swoich następców, przyszłych czeskich królów, książąt Śląska w Opolu i Raciborzu oraz wszystkich innych do przestrzegania cesarskiej woli w tej kwestii. W tym dokumencie figurują inne osoby szlachetnie urodzonych świadków: Fryderyk Siedlnicki z Golczyc na Chrząścielowie, Malcher Żyrowski z Żyrowa, Adam Paczyński z Paczyny Jan Krzysztof Pruszkowski oraz kanclerz Wacław Szeliga z Rzuchowa, który dokument ten podpisał. Po tak doniosłym wydarzeniu zmieniono nazwę wsi Kadłub Wielki na dumnie brzmiący Kadłub Wolny. W XVI w. Beessowie nabyli od rodu von Hoff Lewin Brzeski. Jako zwolennicy reformacji przyczynili się do przyjęcia przez mieszkańców tej miejscowości wyznania Lutra. Stało się to przyczyną konfliktów z mieszczanami Lewina. Jeden z dziedziców Jan von Beess w wyniku małżeństwa z Ewą Strzelą pomnożył rodzinną fortunę m.in. o Kamień Śląski, Tworów, Krowiarki i Maków koło Raciborza. Przed swoją śmiercią w 1614 r. przekształcił on swój majątek w majorat, który odziedziczył, wobec braku męskiego potomka, jego brat - Kasper Henryk. Do pocz. XVIII w. zarządzało tym majoratem pięciu ordynatów. Szczególnie wyróżniał się czwarty ordynat - Otton Leopold, który został tajnym ministrem skarbu i wojny oraz ambasadorem na dworze saskim. Po bitwie pod Małujowicami uzyskał stanowisko marszałka wielkiego nadwornego oraz godność kawalera Zakonu Czarnego Orła. Oprócz Lewina w skład jego dóbr wchodziły: Lipowa, Narok, Jaroszówka, Tameczno, Kuźnica Katowska, Biała, Jakubowice oraz Sophiental i Lindenberg w Berlinie. Jego drugą żoną była Johanna Charlotta hrabina Henkel von Donnersmarck z Pezig. Piątym ordynatem był Johann Amadeus Otto von Beess, rzadko przebywający w Lewinie. Jedyna jego córka Joanna Karolina została poślubiona przez hrabiego Józefa von Nostitz z Rokitnicy. Była ostatnią potomkinią rodu. W 1796 r. majorat rozwiązano drogą sądową, a jego dobra sprzedano. Po majorackiej hrabiowskiej rodzinie von Beessów pozostał zamek w Karłowicach, pałace w Naroku i Lewinie Brzeskim. Na spotkanie przybyli licznie mieszkańcy Olesna i członkowie Kręgu Przyjaciół Zapomnianej Historii, którzy zwiedzili kościół św. Anny i Oleskie Muzeum Regionalne.
Ewa Cichoń
Goście z Izraela odwiedzili Olesno i nasze muzeum
22 października 2013 r. do Olesna przyjechali goście z Izraela: Pnina Jaegermann w towarzystwie swoich dzieci - syna Roniego Jaegermann, córki Tali Peres oraz krewnych- Daniela Grünpeter i Jossi Grünpeter. Zamieszkała w Izraelu Pnina Jaegermann z domu Grünpeter nawiązała kontakt z Oleskim Muzeum Regionalnym. Po długiej korespondencji z tą placówką zdecydowała się odwiedzić swoje rodzinne miasto Rosenberg/Olesno. Ośmioletnia Pnina (właściwie Gerda) opuściła je ze swoją rodziną w 1938 r. Pnina Jaegermann wywodzi się ze znanej, cenionej i zamożnej oleskiej rodziny żydowskiej. Rodzina Grünpeter mieszkała na terenie niemal całego Śląska, m.in. w Bytomiu, Katowicach, Mysłowicach, Gliwicach, Pszczynie, we Wrocławiu. Ojcem Pniny Jaegermann był Isidor Grünpeter, a matką Elfrieda (Frieda) Karliner. Isidor Grünpeter urodzony w 1877 r. w kolonii Toboła w Brzezinkach koło Mysłowic do Olesna przybył w latach 90. XIX w. Matka Pniny, urodzona w 1904 r. w Brzękowicach (powiat Będziński), zamieszkała w Oleśnie od 1921r. Rodzice Pniny pobrali się 27 maja 1930 r. w Oleśnie. Ojciec Isidora - Elias Grünpeter urodził się w Będzinie, a matka Paulina z domu Nebel urodziła się w 1832 r. w Brzezinkach koło Mysłowic. Wuj Pniny- Adolf (Avrohom) Grünpeter ożenił się w 1890 r. w Oleśnie z panną Baginsky. Isidor Grünpeter był wziętym kupcem i właścicielem sklepu przy północnej pierzei Rynku. W latach 30.XX w. nabył kamienicę we wschodniej pierzei Rynku –trzecią od ratusza pod numerem 12, w której do 1938 r. prowadził sklep. Jeszcze dwa lata przed dojściem Hitlera do władzy Isidor Grünpeter był członkiem kolegium Rady Miejskiej w Oleśnie. Ojciec Pniny Jaergemann opuścił Olesno i udał się do Izraela, po czym sprowadził tam w grudniu 1938 r. żonę i swoje dzieci. Powodem wyjazdu z przedwojennego Olesna rodziny Grünpeter była antysemicka polityka III Rzeszy, a w związku z tym obawa przed prześladowaniami. Już po dojściu Hitlera do władzy w 1933 r., rozpoczęła się emigracja dyskryminowanej ludności żydowskiej. Nagonka na wyznawców judaizmu nasiliła się szczególnie po ogłoszeniu na zjeździe Reichstagu w Norymberdze 15 września 1935 r. rasowych ustaw norymberskich. Na mocy tych postanowień Żydów można było pozbawić obywatelstwa Rzeszy, ochrony prawnej i własności. Nie mogli również pełnić służby w urzędach państwowych ani w wojsku. Zakazano im wywieszać flagę państwową. Wedle ustawy o ochronie krwi niemieckiej zabraniano zawierania małżeństw między "Aryjczykami" i "nie-Aryjczykami", zezwalano rozwiązywać już zawarte małżeństwa tego typu, zaś stosunki intymne między nimi podlegały karze zhańbienia rasy, tzw. Rassenschande. Ustawy również definiowały, kogo uznawać za Żyda, za mieszańca - Mischlinga i Aryjczyka. Rozpowszechniano bajki o żydowskich mordach rytualnych. Zapowiedzią holocaustu były wydarzenia nocy kryształowej (Kristallnacht) z 9 na 10 listopada 1938 r., w czasie której naziści palili synagogi, a ulice niemieckich miast zostały zasypane odłamkami szkła ze zniszczonych żydowskich mieszkań i sklepów. Podobnie było także w Oleśnie. Mała Pnina, krótko przed wyjazdem do Izraela, z okien swojego domu widziała w nocy z 9/10 listopada 1938 r. ogromną łunę na niebie podpalonej przez hitlerowców oleskiej synagogi. Widziała także, jak następnego dnia prowadzono na oleski Rynek Żydów deportowanych do obozów koncentracyjnych. Wspominała szykany dzieci wobec niej, gdy uczyła się pływać w oleskim basenie. Wspominała także wielu oleśnian pochodzenia żydowskiego m.in.: doktora - ginekologa Matzdorfa, który mieszkał w willi, wcześniej zamieszkałej przez burmistrza Eugena Kasperowskiego, później należącej do doktora Schostoka, doktora Preihsa, który podczas nocy kryształowej wyniósł z płonącej synagogi fragment Tory i wywiózł ją później do Filipin, właściciela Hotelu de Rome/Hotelu Baginsky - Siegmunda Baginsky’ego z którym była spokrewniona. Przywiozła wiele fotografii, materiałów, wśród których znalazło się oryginalne menu oraz zestaw tańców z wesela Adolfa (Avrohoma) Grünpeter w Hotelu Baginsky. Na kilku zdjęciach uwieczniony został ostatni rabin oleskiej wyznaniowej gminy żydowskiej ( właściwie kantor) Erich Lewin, którego wywieziono z rodziną do Buchenwaldu. Zdołał uciec i wyjechać do Izraela, ale nie uratował z Auschwitz swojej żony i córki. P. Jaegermann uczęszczała do Niemieckiej Szkoły Narodowej ( wcześniej Katolickiej Szkoły Powszechnej) w budynku której mieści się obecnie Publiczne Gimnazjum nr 1. Była w jednej klasie z Wolfgangiem Weidlem, z którym utrzymywała kontakt do końca jego życia. Przyjaźniła się jako dziecko z Lisą Translateur, Kate Karmeinsky, Haną Matzdorf, Erichem Freundem. Wszyscy członkowie rodziny Grünpeter, którzy w czasach nazizmu nie opuścili Niemiec zginęli w obozie koncentracyjnym w Auschwitz. Wśród nich dziadkowie Pniny –Max i Berta Karliner, dwaj bracia Isidora - Natan i Julius z rodzinami i trzy kuzynki z rodzinami.
Goście z Izraela zostali serdecznie przyjęci przez Burmistrza Olesna Sylwestra Lewickiego, który przekazał im pamiątki związane z miastem i folder o oleskim kirkucie, po czym w towarzystwie dyrektor Oleskiego Muzeum Regionalnego - Ewy Cichoń, fotografika - Mirosława Dedyka, p. Haliny Chmielarskiej i Barbary Żakowskiej odwiedzili cmentarz żydowski. Był on głównym celem ich wizyty, ponieważ znajduje się tam macewa zmarłej w 1929 r. Friedy Grünpeter, pierwszej żony ojca Pniny Jaegermann – Isidora Grünpeter. Usytuowana jest nieopodal Tahary po prawej stronie cmentarza. Odżyły wspomnienia. Syn Pniny –Roni biegle czytał inskrypcje w j. hebrajskim toteż z łatwością odnaleźli groby krewnych i znajomych. Rodzina odwiedziła miejscowe muzeum, obejrzała ekspozycję o historii Olesna, szczególnie tablicę poświeconą dziejom gminy żydowskiej w Oleśnie.
Przeżycia tej sentymentalnej podróży w lata dzieciństwa trudne są do opisania. P. Pnina i jej rodzina była przeszczęśliwa. Po 75 latach żywo opowiadała o swoim dzieciństwie spędzonym w Oleśnie, o przywiązaniu jej rodziny do tej ziemi. Pnina Jaegermann jest pogodną, pełną energii starszą panią, serdeczną, tolerancyjną i otwartą na ludzi. Obiecała, że z Olesnem i naszym muzeum będzie w kontakcie.
Ewa Cichoń
Muzeum zaprasza na wystawę łowiecką
19 października 2013 r. w Oleśnie odbędą się obchody 90-LECIA POLSKIEGO ZWIĄZKU ŁOWIECKIEGO, na które zaprasza Zarząd Okręgowy Polskiego Związku Łowieckiego w Częstochowie, Nadleśnictwo Olesno i Kluczbork oraz Komitet Organizacyjny DARZ BóR.
Program imprezy: godz. 13:00 - uroczysta msza „Hubertusówska” w kościele św. Michała godz. 14:15 - przemarsz pocztów sztandarowych i uczestników na oleski Rynek godz. 14:30 - przywitanie i wystąpienia zaproszonych gości godz. 14:50 - program artystyczny (m.in. koncert muzyki myśliwskiej - pokaz wabienia jeleni)
oraz - wystawa klubu kolekcjonera i trofeistyki myśliwskiej w Oleskim Muzeum Regionalnym od godz. 14:00 do 17:00 - degustacja potraw kuchni myśliwskiej wraz z możliwością zakupów dziczyzny firmy Tytus.
Impreza odbędzie się pod patronatem Starosty Oleskiego i Burmistrza Miasta i Gminy Olesno.
Oleskie Muzeum Regionalne zaprasza do obejrzenia wystawy łowieckiej eksponowanej z okazji 90-lecia istnienia Polskiego Związku Łowieckiego. Została ona zorganizowana przez Okręgową Radę Łowiecką w Częstochowie, Zarząd Okręgowy PZŁ w Częstochowie, Klub Kolekcjonera i Kultury Łowieckiej Oddział w Częstochowie. Ekspozycja była prezentowana w ponad pięćdziesięciu miejscach, ostatnio w Pawilonie Wystawowym Parku Staszica należącym do Muzeum w Częstochowie. Na wystawie można zobaczyć trofea łowieckie, zbiory broni kolekcjonerskiej, medale, znaczki, obrazy i gadżety związane z łowiectwem. Łowiectwo w obecnym kształcie ma stosunkowo krótką historię, ale historia „łowów”- czyli polowania sięga czasów ludzi pierwotnych. Łowy były podstawową czynnością będącą głównym źródłem utrzymania ludzi przez wiele tysiącleci. W wyniku zmian cywilizacyjnych prowadzących do rozwoju rolnictwa i osiadłego trybu życia polowania przestały pełnić rolę głównego zajęcia człowieka. Stały się bardziej okazją do wykazania się siłą, zręcznością i męstwem w bezpośrednim spotkaniu z dzikiem zwierzem. W średniowieczu od X w. łowy zaczęły być przywilejem ludzi z wyżyn społecznych - władców, rycerstwa i wyższego duchowieństwa. Organizowano je często przed wyprawami wojennymi w celu dostarczenia ogromnych ilości pożywienia. Doskonale znane są wielkie łowy w 1409 r. przed wojną z Zakonem Krzyżackim, o których Jan Długosz tak napisał: „Władysław... Król Polski zabawiając się łowami w Białowieży przez osiem dni wielką ilość zwierzyny ubił, którą soloną w beczkach spuścił Narwią i Wisłą do Płocka, aby mieć z niej zapas gotowy na przyszłą wojnę.” W wiekach średnich pojawiały się pierwsze ograniczenia w zakresie łowiectwa, które miały chronić zwierzynę, ale także zabezpieczyć interesy i przywileje ówczesnych możnych. Przepisy w tej materii wydawali władcy, którzy posiadali nieograniczone prawo do polowań i tzw. „wielkich łowów”, czyli polowania na „grubego zwierza” - tura, żubra, dzika, jelenia, niedźwiedzia. „Łowy małe” na ptactwo, lisy, zające czy bobry mogli uprawiać nawet poddani. W XV w. przywilej polowania ogranicza się wyłącznie do rycerstwa i jest ściśle powiązany z własnością gruntów. Powstają przepisy wskazujące troskę właściciela o utrzymanie pogłowia zwierzyny, zwłaszcza tej grubej, ginącej. Dowodem na to jest edykt króla Zygmunta III Wazy z 1597 r. zakazujący poddanym z okolic Jaktorowa użytkowania łąk po to, aby „turowie, zwierz nasz mieli swe dawne stanowiska”. Surowe były przepisy związane z prawem wyłączności polowania możnowładców ziemskich. Statut Litewski z 1529 r. podaje, że pojmanie człowieka na polowaniu w cudzej puszczy kończyło się zazwyczaj karą śmieci. W XVI w. w okresie rozkwitu ustawodawstwa łowieckiego kary te nieco złagodzono. Wydana w 1775 r. ustawa łowiecka była ostatnim aktem prawnym wydanym w Polsce przedrozbiorowej. W okresie zaborów obowiązywały prawa łowieckie państw, które dokonały rozbiorów Polski. Geneza zrzeszania się myśliwych sięga końca XIX w. i istniejących na ziemiach polskich towarzystw łowieckich. W roku 1923 w Warszawie powołano Centralny Związek Polskich Stowarzyszeń Łowieckich, przekształcony następnie (1929 r.) w Polski Związek Stowarzyszeń Łowieckich i ostatecznie w Polski Związek Łowiecki (1936 r.). W II RP rozporządzenie Prezydenta Rzeczpospolitej Ignacego Mościckiego z 1927 r. unormowało prawo łowieckie. Wiązało ono prawo polowań z własnością gruntu. Obecnie obowiązujące prawo łowieckie na mocy Ustawy z dnia 13 października 1995 r. reguluje zagadnienia związane z łowiectwem, gospodarką łowiecką, funkcjonowaniem Polskiego Związku Łowieckiego oraz kół łowieckich, straży łowieckiej, wykonywaniem polowania (potocznie polowaniem), szkodami łowieckimi oraz przepisami karnymi związanymi bezpośrednio z łowiectwem. Gospodarowanie zwierzyną należy do państwa, a jego podstawę stanowią odpowiednie plany hodowlane. Współczesne łowiectwo akcentuje konieczność ochrony zwierząt i hodowli zwierzyny dla potrzeb ogólnospołecznych. Wystawa będzie czynna od 16 października do 26 listopada 2013 r. Serdecznie zapraszamy!
Senatorowie odwiedzili kościół św. Anny w Oleśnie
W dniu 9 października 2013 r. odwiedzili kościół pw. Św. Anny w Oleśnie członkowie Komisji Kultury i Środków Przekazu Senatu Rzeczypospolitej Polskiej. Zacnym gościom towarzyszył Burmistrz Olesna Sylwester Lewicki i Senator z naszego powiatu Aleksander Świeykowski. Historię oleskiego sanktuarium zaprezentowała dyrektor Oleskiego Muzeum Regionalnego Ewa Cichoń. „Oleska róża zaklęta w drewno” zauroczyła senatorów, którzy uczestniczyli w wyjeździe studyjnym do Pawłowic na terenie gminy Gorzów. Komisja w trakcie wizyty zapoznała się z funkcjonowaniem pałaców, dworków i zamków w obowiązującym systemie podatkowym oraz z wpływem samorządów lokalnych na zagospodarowanie popadających w ruinę obiektów zabytkowych. Wizyta w Pawłowicach jest kontynuacją dwóch poprzednich inicjatyw komisji związanych z ochroną dziedzictwa kulturowego, które odbyły się w maju i czerwcu 2013 r.
„Trzy artystki z jednej krwi” w oleskim muzeum
25 lipca br., w przededniu tegorocznych Dni Olesna, w miejskim muzeum otwarto wystawę prac artystycznych Bogumiły Kaszy, jej córki Martyny Abtouche i wnuczki Sabriny Abtouche zatytułowaną „Trzy artystki z jednej krwi”. Seniorka klanu artystek Bogumiła Kasza - zodiakalna Waga - urodziła się 24 września 1933 r. w Lublinie. Mieszkała w Warszawie, następnie w Bydgoszczy. II wojnę światową spędziła w Warszawie i Krakowie. W 1952 r. po ukończeniu Liceum Pedagogicznego w Krakowie otrzymała nakaz pracy do szkoły w Szklarskiej Porębie, gdzie pracowała jako nauczycielka do 1964 r. W 1959 r. wyszła za mąż za Janusza Kaszę. Mąż Bogumiły pracował w szlifierni szkła artystycznego i kryształów w Hucie „Julia” w Szklarskiej Porębie. Panią Bogumiłę od zawsze interesowała literatura oraz sztuka, szczególnie malarstwo. Znała czeskiego malarza Vlastimila Hoffmana1, który mieszkał w Szklarskiej Porębie Dolnej. Namalował on portret jej córki Martyny. Pani Bogumiła nabyła też od niego kilka obrazów. Od tej pory jeszcze bardziej interesowała się malarstwem. W 1964 r. przeprowadziła się do Tarnowa, gdzie ukończyła studia wyższe. Jej pasje artystyczne owocowały w kontaktach ze znanymi malarzami z Tarnowa i Krakowa. Należeli do nich: Józef Szynkiewicz, Marek Niedojadło-Martynów2, Teresa Szymkiewicz, Zbysław Maciejewski3, Anna Fruthof. Panią Bogumiłę fascynowały głównie freski i mozaiki, a z tkanin - paczworki (kapy, kołdry, kilimy, poduszki, torby i inne rzeczy) powstałe z różnych zszytych ze sobą kawałków materiałów i przedmiotów użytkowych i ozdobnych. Zbierała różne wydawnictwa, albumy dotyczące tej tematyki. Niedaleko pada jabłko od jabłoni, jak mówi znane przysłowie, nic więc dziwnego w tym, że jej córki także zainteresowały się sztuką - córki Martyna i Kinga ukończyły Liceum Plastyczne w Tarnowie i obie malują, a córka Sylwia oddaje się fotografice artystycznej. W 1989 r. Bogumiła Kasza przyjechała do Olesna i w nim pozostała. Olesno, nieznane jej dotąd w ogóle, stało się dla niej - jak sama podkreśla - „najpiękniejszym miejscem na ziemi”. Drogę artystyczną obecnie kontynuuje jej wnuczka Sabrina, która urodziła się w Paryżu, ale podczas studiów w Polsce, tak zachwyciła się naszym krajem, że ostatecznie także i ona wybrała Olesno. A pani Bogumiła stopniowo, oglądając zebrane w domu skarby – szmatki, guziki, tasiemki, koronki oraz stare serwetki - zaczęła szyć swoje paczworkowe obrazki. To są jej "mozaiki gałgankowe". Jako polonistka nie lubi za bardzo matematycznej równości i symetrii. Stąd jej obrazki są asymetryczne, bardzo kolorowe i powstają w dziwny sposób. Bierze na przykład do ręki starą serwetkę ze starym haftem i już widzi w wyobraźni domki czy ogródki pełne kwiatów. Więc wycina stary haft, przenosi na nową tkaninę i komponuje całą resztę. Nie farbami, ale tkaninami. Czasem inspiruje ją pocztówka, zdjęcie z gazety albo znaczek pocztowy czy bukiet kwiatów w wazonie. Zaczyna wtedy swoją robotę "gałgankową" i pracuje tak długo, dopóki nie skończy. W swych pracach uwieczniła pamiątki po mamie - wszywając w swoje kompozycje koronki po jej serwetkach, czy fragmenty tkanin z jej ubrań. Swoją twórczość nazywa RECYCLINGIEM GAŁGANKOWYM. „To jest moje szczęście” - mówi. Średnia latorośl artystycznego drzewa Martyna Abtouche urodziła się 19 grudnia (zodiakalny Strzelec) w 1959 r. w Szklarskiej Porębie. W wieku 4 lat przeprowadziła się z rodziną do Tarnowa. Jako dziecko nie lubiła i - jak twierdzi - nie umiała w ogóle rysować. Dopiero inspiracja nauczycielki plastyki w podstawówce pomogła Martynie zainteresować się przedmiotem. Zaczęła coraz chętniej i lepiej rysować i malować. Z czasem malarstwo stało się jej pasją, kształciła się w Liceum Sztuk Plastycznych w Tarnowie. Pracą maturalną w dziedzinie tkaniny artystycznej była wyjątkowa prezentacja „Roku dziecka”. Jej praca została wytypowana do Ogólnopolskiego Konkursu Szkół Plastycznych, na którym została nagrodzona I miejscem. Praca ta reprezentowała Polskę na wystawie w Helsinkach, a po wystawie przekazano ją do Centrum Zdrowia Dziecka w Krakowie. Po poznaniu przystojnego Francuza Serge’a Abtouche Martyna wyszła za niego za mąż w 1981 r. i wyjechała do Francji. Pełniąc obowiązki żony i matki, nadal parała się malarstwem. Swoje prace przez wiele lat wystawiała na corocznej wystawie Salonu Jesiennego. Gdy przyjeżdżała do swojej matki Bogumiły do urokliwego Olesna, brała udział w plenerach malarskich, bo malarstwo to jej sposób na życie. Kocha kolaże i ikony, które wykonuje w technice własnej. Trudno się dziwić, że artystyczne muśnięcie skrzydła anioła dotknęło także jej córkę Sabrinę. Sabrina Abtouche - paryżanka z polskimi korzeniami - to dziś już w pełni obywatelka naszego miasta, która w 2010 r. zaprezentowała swoją twórczość na wystawie w oleskim muzeum. Urodziła się w Bondy nieopodal Paryża w 1982 r. Tam ukończyła grafikę reklamową w Liceum Plastycznym. Osiemnastoletnia Sabrina zdecydowała się pozostawić urokliwy Paryż i wybrała niewielkie Olesno, w którym mieszkała u swojej babci Bogumiły Kaszy. W pierwszym roku skupiła się głównie na nauce języka polskiego. Jak podała w jednym z wywiadów: „W Oleśnie jest zupełnie inaczej niż w Paryżu, ludzie tak nie gonią, są bardziej serdeczni. Od razu mnie zaakceptowali jak swoją. A w mieście panuje błogi spokój. Uwielbiam też język polski, który znam z dzieciństwa. W domu mówi się po francusku, mama, która jest z pochodzenia Polką, mówi w swoim ojczystym języku wtedy, kiedy jest zła, ojciec Francuz rozumie wszystko. Trochę mówi po polsku, ale robi to śmiesznie.” Studia wyższe podjęła w Poznaniu w Szkole Stosowanej, gdzie uzyskała w 2005 r. dyplom licencjacki z grafiki. W 2007 r. zdobyła tytuł magistra sztuki na wydziale grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. W 2013 r. ukończyła studia podyplomowe na kierunku pedagogicznym. Temat pracy magisterskiej brzmiał: „Moje podwójne życie". Mimo ostrzeżeń promotora, że temat będzie nastręczał wiele trudności, nie zrezygnowała z obranego zamierzenia. Na podstawie wybranych zdjęć ze starych rodzinnych albumów przechowywanych przez babcię stworzyła komiks, który przedstawiał najważniejsze wydarzenia z jej życia. Zaczęła od szkiców ołówkiem, następnie czarnym tuszem udoskonaliła rysunki. Na te obrazy nakładała przezroczyste folie, na których w celu uzyskania ostrego kontrastu rysowała markerami. W ten sposób stworzyła 14 scen ze swojego życia, m.in. ślub rodziców w Tarnowie, własne chrzciny, wakacje nad morzem, milenijny sylwester w Paryżu. Te obrazy były prezentowane w oleskim MDK w 2007 r. Poprzez swoje prace artystka stara się uchwycić moment, uwieczniając go w impresji artystycznej, aby każdy oglądający jej prace mógł choć przez chwilę poczuć klimat przedstawionego w dziele miejsca i wyobrazić sobie, jakie jest ono w rzeczywistości. Za pomocą folii przezroczystej, która oddaje różne odcienie czerni, artystka usiłuje zwiększyć głębię obrazów, aby sprawiały wrażenie trójwymiarowych. Cechą jej prac jest mocna, wyrazista, kontrastująca kolorystyka. Abtouche, jak sama twierdzi, inspiruje twórczość Jacka Malczewskiego, którego uważa za jednego z najlepszych symbolistów w malarstwie. We wrześniu 2009 r. wystawę prac S. Abtouche zatytułowaną „Souvenir" zorganizowała galeria Związku Polskich Artystów Plastyków w Opolu, a w listopadzie 2009 r. jej twórczość można było podziwiać w Galerii Sztuki Współczesnej w Opolu. W 2010 r. w oleskim muzeum wystawiane były prace artystki związane tak z jej rodzinnym miastem Paryżem, jak i z Polską, a z Olesnem w szczególności. Na obecnej wystawie „Trzy artystki z jednej krwi” można podziwiać liczne, kolorowe, afirmacyjne paczworki Bogumiły Kaszy, obrazy olejne Martyny Abtouche, niektóre z nich ukazujące znane oleskie zabytki (kościółki drewniane) oraz duże formaty prac Sabriny - folie z mocno zaakcentowanym konturem. „Syreny z Mazur,” „Akt”, „Pałac Kultury i Nauki w Warszawie” i przepiękne „Maki” - wystawiane były w Warszawie w Domu Artysty Plastyka – Galeria Lufcik w 2011 r., a trafiły tam wyłonione w drodze konkursu. Sabrina należy do Związków Polskich Artystów Plastyków i do Domu Artystów w Paryżu. Na wernisaż artystki przybyli: Burmistrz Olesna Sylwester Lewicki z małżonką, dyrektor Miejskiego Domu Kultury Ernest Hober, Inspektor Sanepidu Jolanta Bala, Naczelnik Wydziału Edukacji przy Starostwie Powiatowym Bogusława Szychowska, przewodnicząca Związku Sybiraków w Oleśnie Barbara Gwiazdowska, miejscowi fotograficy, przedstawiciele lokalnych mediów, wielbiciele jej talentu i przyjaciele. Wystawa potrwa do 11 września 2013 roku. Serdecznie zapraszamy.
Zapraszamy na nową wystawę
NOC KOŚCIOŁA na 100-lecie parafialnego kościoła pw. Bożego Ciała w Oleśnie
XXI Spotkanie Muzealne
22 czerwca o godz. 20:00 w kościele pw. Bożego Ciała rozpoczęła się NOC KOŚCIOŁA - czyli zgromadzenie poświęcone jubileuszowi 100-lecia oleskiego kościoła parafialnego. W klimat spotkania wprowadził licznie zebranych oleśnian utwór J. S. Bacha „Aria na strunie G”. To wyjątkowe spotkanie otworzył proboszcz Walter Lenart. Prelekcję na temat historii i wyglądu kościoła parafialnego wygłosiła dyrektor Oleskiego Muzeum Regionalnego Ewa Cichoń. W trakcie prelekcji pięknie prezentujący się chór parafialny pod kierunkiem Krystyny Hober wykonał kilka utworów muzyki sakralnej. Spotkanie zakończyło się wspólną medytacją i modlitwą prowadzoną przez księdza proboszcza. Modlono się za budowniczych kościoła, jego duszpasterzy, którzy na przestrzeni 100 lat posługiwali w tym kościele, za przodków, ale i cały lud Boży Olesna, aby pielęgnował to dobro, ten skarb dany w depozyt ziemi oleskiej.
Zgromadzeni w kościele z uwagą wysłuchali informacji dotyczących ich parafialnej świątyni. Obchodzi ona w tym roku swoje setne urodziny, lecz jej historia jest o wiele starsza.
Serdecznie zapraszamy na XXI Spotkanie Muzealne
ORAS na wystawie w muzeum 27 maja br. w Oleskim Muzeum Regionalnym otwarto wystawę „Jesteśmy tu dla Was… od lat… z miłości do natury” prezentującą pokonkursowe prace artystyczne dzieci pracowników firmy Oras. Prace zostały wykonane w ramach konkursu na zabawkę z odpadów Eco Zakręt. Wystawa ukazuje także historię firmy, proces produkcyjny od odlewni poprzez obróbkę, szlifiernię, polernię, galwanizernię aż po montaż, zmiany infrastruktury zakładu w przeciągu lat, codzienną pracę, listy gratulacyjne i podziękowania dla firmy Oras, gadżety, zdjęcia oraz pamiątki z Finlandii i Norwegii. Inicjatywa zorganizowania takiej wystawy powstała w Dziale Ochrony Środowiska, którego kierownikiem jest Andrzej Palmąka. W zebranie materiałów i przygotowanie wystawy zaangażowali się pracownicy z różnych działów Orasu. Utworzony w 1945 r. fiński koncern Oras OY w 1997 r. przejął większościowy pakiet akcji spółki Standard Armatura Olesno, a rok później po przejęciu całości Armatury w Oleśnie przemianował ją na Oras Olesno Sp. z o.o.
ORAS to największy producent baterii w Europie. Projektuje, produkuje i wprowadza na rynek armaturę sanitarną i moduły wymienne. Stosuje multitechnologię polegającą na idealnym łączeniu mosiądzu, masy plastycznej i elektroniki. Od 1990 r. firma produkuje baterie bezdotykowe, stając się światowym liderem w tym zakresie. W 2002 r. rozpoczęła współpracę z włoską firma projektancką IL Bagno Alessi. Oras obsługuje klientów poprzez sieć zakładów zlokalizowanych w Finlandii i Polsce, a także poprzez biura handlowe i przedstawicielstwa w krajach Beneluksu, Czechach, Danii, Estonii, Francji, Niemczech, Norwegii, Rosji, Szwecji, na Litwie, Ukrainie, Łotwie. Firma produkuje wyłącznie w Europie, w fabrykach w Finlandii i Polsce. W procesie produkcji używa surowców i komponentów pochodzących od europejskich dostawców. Wystawa w oleskim muzeum ma na celu edukację proekologiczną, bowiem atutem fabryk Orasu jest dbałość o środowisko naturalne, m.in. poprzez oszczędzanie wody i energii. Wyznacznikiem produktów marki Oras jest bardzo wysoka jakość i ekologiczność. W 2012 r. Oras wprowadził na rynek elektroniczną baterię Vienda, która jest najbardziej ekologicznym kranem, ponieważ zużywa jedynie 5 litrów wody na minutę. Dodatkowo model jest wykonany z zaawansowanego technologicznie kompozytu, materiału stosowanego dotychczas w medycynie, przemyśle lotniczym czy zbrojeniowym. Polskie Centrum Badań i Certyfikacji S.A. wyróżniło firmę Oras w kategorii Eco Jakość Roku 2012 za skuteczną i konsekwentną realizację polityki proekologicznej Wysoki stopień ochrony środowiska naturalnego, a także wysoki stopień zaangażowania w działalność prośrodowiskową jest mocną stroną firmy Oras. Oras otrzymał certyfikaty ISO 14001:2004 System Zarządzania Środowiskowego, ISO 9001:2008 System Zarządzania Jakością i 18001:2007 Zarządzanie Systemem BHP. Na otwarcie wystawy przybyli: Burmistrz Olesna Sylwester Lewicki, Dyrektor fabryki Oras Ireneusz Misiak, Dyrektor Personalny Kinga Hęcinska, Kierownik Produkcji Tomasz Kapała, Skarbnik Gminy Jan Jaskólski, Radny Rady Miejskiej i Dyrektor ZS Marek Leśniak, Prałat Zbigniew Donarski, Dyrektor Oleskiej Biblioteki Publicznej Halina Szklanna, Naczelnik Wydziału Edukacji przy Starostwie Powiatowym Bogusława Szychowska, Inspektor Sanepidu Jolanta Bala, Prezes Spółdzielni Odrodzenie Artur Maniura i zainteresowani mieszkańcy Olesna. Zapraszamy na wystawę czynną do 12 lipca.
Ewa Cichoń
Zapraszamy na nową wystawę
Arturo Mari w Oleśnie - XX Spotkanie Muzealne
17 maja 2013 r. odbyło się XX Spotkanie Muzealne „W hołdzie Błogosławionemu Janowi Pawłowi II”, które miało charakter spotkania ze znanym na całym świecie osobistym fotografem papieża - Arturo Mari. Dyskretny towarzysz Ojca Świętego Jana Pawła II, nienagannie ubrany - czarny garnitur, biała koszula i ciemny krawat - z uśmiechnięta twarzą, obwieszony swymi aparatami fotograficznymi przez cały pontyfikat był ważnym „elementem” watykańskiego krajobrazu. Nie było publicznego wystąpienia Papieża, mszy św., czy audiencji bez niego, przybocznego fotografa. Arturo Mari dokumentował, zapisywał i opowiadał historię kunsztem swoich zdjęć, których wykonał z pewnością ponad milion. Towarzyszył papieskiemu pielgrzymowi Janowi Pawłowi II we wszystkich 104 podróżach zagranicznych i ok. 180 w obrębie Włoch. Krąży o nim taki dowcip: Kto to jest ten człowiek ubrany na biało, który stoi obok Mariego?” Arturo Mari jest rzymianinem, którego młodość i dorosłe życie upływało w cieniu dostojnej Bazyliki św. Piotra, gdzie rozpoczął swoją przygodę z fotografią. Ojciec, zajmujący się fotografiką amatorsko, wprowadził syna w tajniki sztuki robienia zdjęć. Jako młody człowiek został zauważony i rozpoczął pracę w „L΄Osservatore Romano”, stając się dokumentalistą pontyfikatu papieża Piusa XII. Były to czasy, gdy papież nie opuszczał Watykanu. Potem Mari towarzyszył serdecznemu i dobrodusznemu Janowi XXIII, który zapoczątkował wyjazdy poza Watykan do rzymskich i włoskich parafii. Papieski fotograf uwiecznił na swych zdjęciach Sobór Watykański II, pielgrzymki Pawła VI do Jerozolimy, Azji Wschodniej i Australii. Potem dokumentował „chwilę historii”, jak określano krótki pontyfikat Jana Pawła I. A przede wszystkim wyjątkowy pontyfikat, aż 27–letni, papieża Polaka Jana Pawła II. Arturo Mari przez 51 lat był fotografem aż 6 papieży, począwszy od Piusa XII, na Benedykcie XVI kończąc. Nigdy nie wziął ani jednego dnia urlopu. W 2007 r. przeszedł na zasłużoną emeryturę. Jego prace kontynuuje uczeń i asystent Francesco Sforza. Spotkanie z Arturo Mari w Oleśnie otworzył występ uczennicy Ireny Żołędź z Państwowej Szkoły Muzycznej - Sylwii Roj, która zagrała „Utwór dziecięcy Es-dur” F. Mendelsona. Krótki film z audiencji u Jana Pawła II w 1993 r., w którym "zagrał" fotograf papieski, wprowadził zebranych w tematykę spotkania. W języku włoskim przywitał gościa Grzegorz Polak, którego osobiste zaangażowanie umożliwiło wizytę Arturo Mari w Oleśnie. Fotografowi papieskiemu towarzyszył ojciec Albert – paulin z Jasnej Góry. Tłumaczył on z języka włoskiego słowa A. Mari. Sławny gość opowiadał o Ojcu Świętym, a jego wypowiedź była świadectwem wielkiej fascynacji osobą Jana Pawła II. Przebywał z nim od 6 rana do późnych godzin wieczornych prawie codziennie. Apartament JP II był zawsze dla niego otwarty. Jak sam wspomina: „Dzięki dobroci papieża czułem się kimś z rodziny. JP II był dla mnie ojcem. Jeżeli przez dwadzieścia siedem lat jesteś pół metra od jakiejś osoby, zaczynasz „czuć” jej duszę. Dlatego nigdy nie zapomnę tego, co przeżyłem u boku JP II”. W ostatnich chwilach życia Ojciec Święty wezwał Arturo Mari do siebie i powiedział: „Arturo, z serca dziękuję ci za wszystko”. W czasie spotkania A. Mari opowiedział o zamachu na Ojca Świętego. Wspominał, jak ciężko mu było dokumentować te straszne chwile, jak oddany Matce Bożej był wtedy Jan Paweł II. Mówił, jak bardzo jest przekonany o cudownym ocaleniu papieża przez Matkę Boską Fatimską. Opowiadał o drugim zamachu na papieża, którego był świadkiem. O charyzmatycznej osobowości JP II, jego fenomenie oddziaływania na ludzi, zwłaszcza na wielkich tego świata. Wspominał spotkanie JP II z Michaiłem Gorbaczowem i jego żoną Raisą, dla której JP II był szczególną postacią. Gdy po śmierci Raisy Gorbaczow jej córka Irina na audiencji u JP II wyjęła różaniec, który On podarował jej matce, zapewniła papieża, że modli się na nim. M. Gorbaczow prosił papieża o mszę św. w intencji zmarłej żony Raisy. Jan Paweł II potrafił odważnie zwracać się do przywódców państw, piętnując łamanie przez nich praw człowieka. Do jednego z dyktatorów afrykańskich zwrócił się bezpośrednio: „Jesteś Pan kryminalistą”. Mari powtarzał to kilkakrotnie. Opowiedział o wielkim sercu Ojca Świętego, jego głębokim zrozumieniu człowieka, szczególnie tego pokrzywdzonego przez los. Osobisty fotograf Papieża Polaka wspominał Jego wizyty w afrykańskim szpitalu chorych na AIDS oraz na koreańskiej wyspie, gdzie JP II pobłogosławił 700 trędowatych. Gość dzielił się także anegdotami ukazującymi stosunek dzieci do papieża i jego ogromne poczucie humoru. Było to wyjątkowe, niepowtarzalne spotkanie - Jana Pawła II wspominał człowiek, który znał go tak dobrze, jak mało kto. Po wystąpieniu Arturo Mari Burmistrz Olesna Sylwester Lewicki podziękował dostojnemu gościowi za wizytę w Oleśnie i podarował oleskie pamiątki: medal prof. Józefa Stasińskiego z motywem znajdującym się na pomniku papieskim w Oleśnie, grafikę Barbary Horteckiej, przedstawiającą pomnik JP II w Oleśnie, srebrny dukat lokalny 70 Anien, album „Olesno róża wśród lasów” i przewodnik „Bez Olesna ani róż”. Podziękowano także tłumaczowi, ojcu Albertowi. Na zakończenie zespół instrumentalno-wokalny Zespołu Szkół Dwujęzycznych pod kierunkiem Tomasza Grajcara zaprezentował papieską „Barkę”. Występ przygotowany został przez Tomasza Grajcara, Barbarę Żakowską, Gabrielę Jokiel. Atmosfera spotkania była niepowtarzalna. Zacny gość przed spotkaniem odwiedził pątniczy kościół św. Anny i wyraził swój zachwyt nad jego piękną architekturą. „Nie zapominajcie Jana Pawła II” - takie słowa skierował do Polaków Arturo Mari podczas jednej z wizyt w naszym kraju. Nie zapominamy o Janie Pawle II, staramy się kultywować jego pamięć. W naszym mieście upamiętnia go dąb i krzyż papieski na Siedmiu Źródłach, relikwia Błogosławionego JP II i odsłonięty przed dwoma tygodniami pomnik ku Jego czci w sercu naszego miasta. W Oleśnie odbyła się w 2011 r. IV Krajowa Konferencja „Samorządy RP dla Jana Pawła II" oraz miało miejsce spotkanie muzealne poświęcone pielgrzymkom oleśnian do Papieża Polaka. Dopełnieniem tego papieskiego Memento było obecne spotkanie poświęcone światowej sławy fotografikowi papieskiemu Arturo Mari.
Ewa Cichoń
Serdecznie zapraszamy na XX Spotkanie Muzealne
Kardynał Marian Jaworski u św. Anny.
Dyr muzeum E. Cichoń miała zaszczyt oprowadzać Jego Eminencję po sanktuarium św. Anny.
U św. Anny- goście uroczystości odsłonięcia pomnika JP II, prof. J. Stasiński, prof. Z. Błądek, Burmistrz Olesna S. Lewicki, prezes R. Zawadowski.
Przyjaciel Jana Pawła II -Eugeniusz Mróz w naszym muzeum.
Zapraszamy na wystawę "W hołdzie Janowi Pawłowi II"
W hołdzie Janowi Pawłowi II - wystawa papieska w oleskim muzeum
W dniu narodowego święta upamiętniającego uchwalenie pierwszej w Europie konstytucji - Konstytucji 3 maja i wspomnienie Maryi Królowej Polski odbędzie się w Oleśnie doniosła uroczystość odsłonięcia pomnika Błogosławionego Jana Pawła II. Płyta pomnika nosi w sobie wyraźny oleski akcent. Wykonana wg projektu najwybitniejszego polskiego mistrza sztuki medalierskiej prof. Józefa Stasińskiego nawiązuje do wyjątkowej pielgrzymki oleskich ministrantów do Ojca Świętego w 2001 r. Ukazano na niej papieża, który obejmuje dłońmi głowę chłopca. Prototypem tego motywu było zdjęcie wykonane podczas audiencji u papieża oleskich ministrantów. Odsłonięcie i poświęcenie tego widocznego symbolu przywiązania Oleśnian do największego naszego Rodaka i jednego z najwybitniejszych w dziejach Kościoła papieży nastąpi po Mszy św. w intencji Ojczyzny pod przewodnictwem Ordynariusza Opolskiego biskupa Andrzeja Czai. W związku z tym wyjątkowym historycznym wydarzeniem Oleskie Muzeum Regionalne zaprasza na wystawę kartek pocztowych i medali poświęconych Janowi Pawłowi II. Kartki pocztowe zostały udostępnione miejscowemu muzeum dzięki uprzejmości Oddziału Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego w Częstochowie. Muzeum w Oleśnie składa serdeczne podziękowania za możliwość zaprezentowania zbiorów Wojciechowi Łonakowi - byłemu dyrektorowi tej placówki i wiceprezesowi PTN Cz-wa oraz Dariuszowi Frączkowi - skarbnikowi PTN Cz-wa. Medale prezentowane na wystawie są własnością Muzeum Monet i Medali Jana Pawła II w Częstochowie. Serdecznie zapraszamy na wystawę czynną od 29 kwietnia do 14 maja br.
Dzieci na wielkanocnej wystawie w muzeum
Wielkanocna oleska izba regionalna w miejscowym muzeum
20 marca br w Oleskim Muzeum Regionalnym otwarto wystawę: „Wielkanocna oleska izba regionalna - świąteczna plastyka obrzędowa”, która nawiązuje do zbliżających się najważniejszych świąt chrześcijaństwa jakim są święta Wielkiej Nocy. Wystawa została zaaranżowana w konwencji oleskiej izby regionalnej, która w poprzednim budynku muzeum była główną atrakcją dla zwiedzających. Odtworzono fragmenty izby, w której szczególnie zaakcentowano świąteczną plastykę obrzędową związaną ze świętami wielkanocnymi. Na wystawie prezentowane są tradycyjne i współczesne wyroby: kroszonki, pisanki, koszyczki, zajączki, baranki, kurczątka, gaik, obrazki, kartki świąteczne, palmy wielkanocne i zdjęcia Krzyżoków z Borek Małych. Na święta te przypada cały szereg zwyczajów ludowych, aktualnych do dzisiaj. Najbardziej charakterystyczne dla świąt Wielkanocy są kroszanki, kroszonki – znane na Śląsku oraz Warmii i Mazurach, które powstają przez gotowanie jajka w wywarze barwnym, dawniej uzyskiwanym wyłącznie ze składników naturalnych, następnie zdobione techniką rytowniczą. Do ich barwienia używano łupin cebuli, która nadawała jajkom brązowe lub rude zabarwienie, korę dębu, olchy lub łupiny orzecha włoskiego dla czarnego zabarwienia, złocisty kolor nadawała jajkom kora młodej jabłoni lub kwiat nagietka, fioletowy - płatki kwiatu ciemnej malwy, zielony - pędy młodego żyta lub listki barwinka, zaś różowy - sok z buraka. Pisanki to jajka zdobione techniką batikową. Powstają przez rysowanie (dawniej: pisanie) na skorupce gorącym roztopionym woskiem, a następnie zanurzenie jajka w barwniku. Jako narzędzi do pisania używano szpilek, igieł, kozików, szydeł, słomek i drewienek. Jajka wycinanki, nalepianki powstają przez ozdabianie skorupki jajka różnobarwnymi wycinankami z papieru szczególnie popularne w Łowickiem i na Kurpiach, zaś wyklejanki są przyozdobione sitowiem, płatkami bzu, skrawkami kolorowego, błyszczącego papieru, tkaniny itp. Jajko pełni jedną z najważniejszych funkcji symbolicznych w obrzędowości wielkanocnej. W wielu kulturach było uważane za symbol początku – praźródło istnienia, zdrowia, energii, płodności, szczęścia i wiecznie odradzającego się życia. Stąd w chrześcijaństwie skojarzone zostało ze zmartwychwstaniem Chrystusa. Najstarsze pokryte wzorami skorupy glinianych jajek pochodzą z Mezopotamii z około 3000 r. p.n.e. Jajka malowane na czerwono znane były już w starożytnym Rzymie. Najstarsze polskie jajko, pochodzące z X w., archeolodzy odkopali na Ostrówku w Opolu. Zarówno w starożytnej Grecji, Rzymie, jaki i Azji, jajko odgrywało istotną rolę w liturgii kultu zmarłych. Symbolizując początek życia utożsamiane było z krwią jako esencją życia. Stąd też jajka stanowiły cenną ofiarę dla bóstw i dlatego barwiono je głównie na kolor czerwony. Ponieważ jajko było w wierzeniach wielu ludów symbolem życia i wiosny, dlatego na powitanie wiosny przygotowywano uroczystą ucztę, której podstawowym składnikiem było jajko, a w kulturze chrześcijańskiej – równie uroczyste śniadanie na cześć zmartwychwstałego Chrystusa. Dzielenie się jajkiem podczas uczty wielkanocnej, charakterystyczne dla zwyczajowości polskiej jak dzielenie się opłatkiem podczas wigilii, można uznać za tradycyjny zwyczaj polski, mający swe korzenie w pogańskiej i słowiańskiej obrzędowości. Zwyczaj ten popularny w wielu regionach Polski nie był na Śląsku powszechnie znany. Praktykowano go jednak w wielu wsiach i miastach Opolszczyzny, sporadycznie również w Cieszyńskiem. Jak zarejestrował w 1903 r. niemiecki ludoznawca, Paul Drechsler, ów zwyczaj istniał również na początku naszego stulecia „na polskim Górnym Śląsku”. Dawniej na Górnym Śląsku w okresie świat wielkanocnych dzieci i młodzież (a bywało, że i mężczyźni) bawili się jajkami. Jako najpopularniejsza zabawę należy wymienić walatkę, czyli zabawę „w bitki” zwaną też „na wybitki”. Zabawa ta polegała na stukaniu się kroszonkami, a zwycięzcą zostawał ten, którego jajko nie zbiło się podczas zabawy. Drugą formą zabawy był konkurs w toczeniu jajek do ducki, czyli do dołka. Toczono wówczas jajka z górki po ziemi bądź po desce, a zwycięzca, którego jajko trafiło do ducki, zdobywał wszystkie jajka, które „pokulały się” w innym kierunku. Zabawą dziecięcą, która nadal ma wielu zwolenników jest „szukanie zajączka”. Ten zwyczaj obdarowywania dzieci słodyczami jest pochodzenia niemieckiego, pojawił się na Górnym Śląsku w okresie międzywojennym. Rodzice przygotowywali w gniazdkach lub koszyczkach lukrowane cukierki w kształcie jajek i inne słodycze, ukrywając je w ogrodzie. Współcześnie w zajączkowym gniazdku chowa się nie tylko słodycze, ale i inne prezenty. Innym, szczególnie dawniej praktykowanym na Śląsku, był zwyczaj chodzenia z gaikiem. Był to obchód poświęcony witaniu wiosny u ludów słowiańskich. W różnych okolicach funkcjonował pod różnymi nazwami: gaj, maj, maik, sad, nowe lato, nowe latko, turzyce. Gaik odbywający się zwykle we wtorek po Wielkiej Nocy lub na Zielone Świątki, a niekiedy, niezależnie od tych świąt, w pierwszych dniach maja z reguły łączony był z topieniem Marzanny. Młode dziewczęta (czasem i chłopcy) utopiwszy Marzannę , wnosiły do wsi gałązkę sosnową lub całą choinkę udekorowaną barwnymi wstążkami, świecidełkami, kwiatami i śpiewały: Nasz gaik zielony, Pięknie przystrojony Na naszym gaiku malowane jajka Co je malowała opolska kacmarka. Takie ustrojone drzewko lub gałązkę obnosi się ze śpiewem po wsiach i dworach, winszując przybycie "nowego lata". Kolejnym widocznym znakiem Wielkanocy jest palma. Zastępuje ją często gałązka wierzbowa symbolizująca uroczysty wjazd Jezusa do Jerozolimy, którego pamiątkę obchodzi Kościół katolicki w tzw. Niedzielę Palmową. Od średniowiecza w Polsce w tym dniu święci się palmy. Palmy robi się przeważnie z wierzby „kokocyny” czasem z orzeszyny i z rokity. Niegdyś do gałązek nic nie dodawano, ale obecnie palmy zatracają swój tradycyjny styl na rzecz barwnych kompozycji z baziami, suchymi kwiatami, czasem sztucznymi i farbowanymi trawami, związanych kolorowymi wstążkami. Symbolika palmy wiąże się ze starym kultem „rózgi życia” – zielonej i młodej gałązki, będącej znakiem odradzającej się przyrody. Głęboka jest wiara w cudowną i uzdrawiająca moc zielonej gałązki. Z palmami wielkanocnymi wiąże się wiele ludowych zwyczajów i wierzeń: -poświęcona palma chroni ludzi, zwierzęta, domy, pola przed czarami, ogniem i wszelkim złem, -połykanie bazi zapobiega bólom gardła i głowy, a sproszkowane kotki dodawane do naparów z ziół mają moc uzdrawiającą, - bazie z poświęconej palmy zmieszane z ziarnem siewnym podłożone pod pierwszą zaoraną skibę zapewnią urodzaj, - krzyżyki z palmowych gałązek zatknięte w ziemię bronią pola przed gradobiciem i burzami, - poświęcone palmy wystawiane podczas burzy w oknie chronią dom przed piorunem, - poświęconą palmą zanurzoną w wodzie święconej należy pokropić rodzinę, co zabezpieczy ją przed chorobami i głodem, -uderzenie dzieci witką z palmy zapewnia zdrowie, -wysoka palma przyniesie jej twórcy długie i szczęśliwe życie, - piękna palma sprawi, że dzieci będą dorodne. Nie sposób sobie wyobrazić świąt Zmartwychwstania Pańskiego bez stołu wielkanocnego i święconki. Najdawniejsze wzmianki dotyczące stołu wielkanocnego mówią o chlebie, soli, jajkach, wędzonce, chrzanie i winie oraz specjalnie pieczonych ciastach (struclach i babach zwanych buchetkami). Później pojawiły się baranki albo zające z ciasta i wielkanocny wieniec. Suto lukrowany baranek z ciasta królował na stołach chodź na Opolszczyźnie często pierwszeństwo dawano zajączkowi. Nieraz pieczono po kilka lub kilkanaście małych zajączków, którymi obdarowywano dzieci chodzące po dyngusie. Piecze się również wielkanocny wieniec, czyli drożdżową plecionkę, którą stawia się na stół wypełniony kolorowymi kroszonkami i ozdobiony gałązkami bukszpanu. Na każdym śląskim stole stały również kołacze, dawniej pieczone zwykle tylko z posypką, obecnie nadziewa się je serem, makiem, jabłkami. Charakterystycznym pieczywem wielkanocnym są małe chlebiki, w które zawija się kawałki szynki lub kiełbasy, zwane szołdrami (na Górnym Śląsku – szczodrami lub sodrami). Tymi chlebkami obdarowywały dziewczęta (razem z kroszonkami) chłopców, którzy przychodzą po dyngusie. Do oryginalnych dawnych śląskich zwyczajów ludowych około wielkanocnych należą Krzyżoki, kultywowane w Borkach Małych w gminie Olesno oraz Sternalicach i Kościeliskach w gminie Radłów. Krzyżoki to konne lub piesze obchodzenie pól w Niedzielę Wielkanocną dla uproszenia urodzaju i błogosławieństwa Bożego dla plonów. W Borkach Małych Krzyżoki przyjęły szczególną oprawę. Praktykuje się tam robienie tzw. bram wielkanocnych z wydmuszek. W Wielką Sobotę wieczorem zbierają się wyłącznie kawalerowie w miejscowej remizie strażackiej, aby z ogromnej ilości gromadzonych przez nich wydmuszek wykonać bramę wielkanocną. Przez całą noc żmudnie nawlekają wydmuszki na sznurki ułożone w różnorodne kształty, często z napisami np. Alleluja. Gotowa konstrukcja zawieszana jest między dwoma drzewami w środku wsi. Co roku brama ma inny kształt i napis. Podczas pracy przygotowywana jest gigantyczna jajecznica, którą spożywają kawalerowie, po czym odbywa się próba wielkanocnych pieśni. O godz. 3:30 wczesnym rankiem udają się do kościoła, po czym po podśpiewaniu wesołego Alleluja zabierają figurę Chrystusa Zmartwychwstałego, chorągwie kościelne i udają się przy dźwiękach dzwonów na obchód pól. Krzyżoki przy wtórze pieśni wielkanocnych proszą o błogosławieństwo dla upraw. Wielu mieszkańców wstaje wcześnie rano aby zobaczyć te obrzędy. O godzinie 6:00 rano obchód kończy się przed kościołem parafialnym, po czym jego uczestnicy biorą udział w procesji i mszy rezurekcyjnej. Krzyżoki, to prastary, piękny zwyczaj datowany z pewnością na wiek XIX. Hubert Imiołczyk zapisał: „Niektórzy pamiętają też, że kiedyś jeden z rolników nie życzył sobie, by Kzyżoki przeszli przez jego pole. Potem, na skutek gradobicia, które przeszło tylko nad jego polem(!), miał tak marne plony, że w roku następnym nie robił już żadnych trudności”. Ot, siła tradycji. Do pradawnych reliktów słowiańskiej obrzędowości związanej z witaniem wiosny należy Śmigus-dyngus. Praktykuje się go w Poniedziałek Wielkanocny, który był dniem zabaw i wzajemnych odwiedzin. Najbardziej znaną i praktykowaną po dziś dzień zabawą jest oblewanie wodą dziewcząt i kobiet. Dziewczęta obdarowywały oblewających ich kawalerów kroszonkami, których kolory i wypisane sentencje miały znaczenie informacyjne o zamiarach i nadziejach dziewczyny wobec chłopaka. Dyngus stawał się również okazją do rozpoczęcia oficjalnych zalotów. W ten sposób obrzęd nabierał dodatkowego znaczenia społecznego. „Przyszli my tu po śmierguście jeno nas do izby puście piyknie dziouchy polejemy, podłogi nie zalejemy. Dajcie jajca malowane i kołoczki cukrowane, dejcie jajce pięć, a byda wasz zięć”. A. Dygacz, „Po śmierguście” Polanie wodą, nawet przesadne, uważane było powszechnie przez dziewczęta za wyróżnienie i przejaw sympatii, podobania się i ogólnego uznania. Pominięcie przez dynguśników domu w którym mieszkała panna uchodziło za dyshonor dla domowników. Obydwa terminy – śmigus – dyngus pierwotnie oznaczały odmienne zwyczaje: dyngusować – otrzymywać wykup, śmigus – uderzanie gałązką wierzbową i oblewanie wodą, od dawna przybrały jednak wspólne znaczenie. Zwyczaje te faktycznie się połączyły, tj. polewanie wodą i chłostanie (uderzanie) gałązkami oraz obdarowywanie polewających. Obrzędowa chłosta witkami wierzby lub brzozy nie wszędzie na Śląsku była znana. Najszerzej stosowano je w Cieszyńskim. Tak więc, w wielkanocnej obrzędowości katolickiej spotkać można relikty pradawnych pogańskich wierzeń, które Kościół z czasem adoptował i nadał im chrześcijańską interpretację. Zabiegi te były nie tylko konieczne, ale i możliwe, gdyż w zwyczajach tych tkwiły myśli i sens bardzo w zasadzie podobne do tych, które propagował Kościół. Na wystawie można podziwiać rękodzieło ludowe związane ze świętami Wielkanocy artystów z Olesna i okolic: Barbary Horteckiej z Olesna, Sylwii Świtały z Olesna, Barbary Górok z Olesna, Justyna Jury – Górok z Olesna, Sabriny Abtouche z Olesna, Ireny Szulc z Borek Wielkich, Katarzyny Kubosz z Borek Wielkich, Doroty Palewicz z Praszki, Warsztatu Terapii Zajęciowej w Oleśnie, Środowiskowego Domu Samopomocy w Sowczycach, prace pokonkursowe MDK w Oleśnie. Zaprezentowano także kilkadziesiąt zdjęć Krzyżoków, które są własnością Marii Świtały z Borek Małych i Huberta Imiołczyka z Borek Wielkich. Na otwarciu wystawy byli: Burmistrz Olesna Sylwester Lewicki, dyrektor Oleskiej Biblioteki Publicznej Halina Szklanna, dyrektor MDK Ernest Hober, naczelnik Wydziału Edukacji przy Starostwie Powiatowym Renata Płaczek-Zielonka, dyrektor Żłobka Miejskiego Elżbieta Stengritt - Talik, kierownik Środowiskowego Domu Samopomocy w Sowczycach Katarzyna Balcerzak z podopiecznymi, uczestnicy Warsztatu Terapii Zajęciowej w Oleśnie, fotografik Mirosław Dedyk i zainteresowani wystawą mieszkańcy Olesna. Wielkanocną oleską izbę regionalną można obejrzeć od 20 marca do 22 kwietnia br. Serdecznie zapraszamy.
Zapraszamy na wystawę
„Afryka w sercu oleskiej misjonarki”- XIX Czwartkowe Spotkanie Muzealne
21 lutego 2013 r. odbyło się XIX Czwartkowe Spotkanie Muzealne zatytułowane „Afryka w sercu oleskiej misjonarki”. Zostało ono poświęcone pracy misyjnej w Afryce pochodzącej z Olesna Siostry Dolores, która po 20 latach pracy na Czarnym Lądzie w czerwcu 2012 r. powróciła do kraju. Dolores to zakonne imię Doroty Zok urodzonej w Oleśnie, która po ukończeniu LO, idąc w ślady swojego starszego brata Ojca Werbisty Joachima Zoka, postanowiła zostać misjonarką. Po maturze przez rok pracowała w szkole podstawowej w Grodzisku. W 1983 r. wstąpiła do Zgromadzenia Misyjnego Sióstr Służebnic Ducha Świętego w Raciborzu. Po złożeniu ślubów uczyła się pielęgniarstwa w Niemczech. Po powrocie do Raciborza w 1991 r. złożyła w domu macierzystym śluby wieczyste. Ponieważ jej pierwszą placówką misyjną miała być dawna kolonia portugalska - Angola, została skierowana do Portugalii w celu nauczenia się tamtejszego języka. Po przybyciu w 1993 r. do Angoli posługiwała ludziom bardzo ciężko dotkniętym przez los – trędowatym, opuszczonym, dzieciom ulicy, a od 1997 r. r. zajmowała się w Luandzie z dziećmi zarażonymi wirusem HIV oraz chorymi na AIDS. Pracując tam w bardzo trudnych warunkach, w atmosferze bratobójczej wojny, biedy i głodu, doświadczyła chorób tropikalnych z malarią na czele. Angola to kraj ludzi pozbawionych domów, rodzin, naznaczonych nieludzkim okrucieństwem. Po 14-letniej wojnie partyzanckiej, w 1975 Angola uzyskała niepodległość. Portugalia przekazała władzę Ludowemu Ruchowi Wyzwolenia Angoli - MPLA, organizacji o marksistowskich korzeniach i wspieranej przez ZSRR. Tuż potem doszło do wybuchu wojny domowej pomiędzy organizacjami wyzwoleńczymi, wspieranym zbrojnie przez Kubańczyków Ludowym Ruchem Wyzwolenia Angoli (MPLA) i wspieranym przez RPA oraz USA - Narodowym Związkiem na rzecz Całkowitego Wyzwolenia Angoli (UNITA). W 1991 r. obie frakcje zgodziły się na utworzenie dwupartyjnego systemu rządów. Jednakże po wyborach, wygranych przez obecnego prezydenta (wywodzącego się z MPLA) i zakwestionowaniu ich wyników przez UNITA, wznowiono działania wojenne. Zakończono je w 1994 podpisaniem porozumienia pokojowego w Lusace. Już cztery lata później walki wybuchły z nową siłą. 22 lutego 2002 śmierć Jonasa Savimbi - przywódcy UNITA, doprowadziła do kolejnego zawieszenia broni. Sytuacja w kraju zaczyna ulegać poprawie, jednakże prezydent José Eduardo dos Santos nie zdecydował się jak dotąd na przywrócenie demokratycznego sposobu sprawowania władzy, zawieszonego w 1998. W 2007 prezydent José Eduardo dos Santos zobowiązał się do rozpisania nowych wyborów. Odbyły się one 5 i 6 września 2008. Trwająca 26 lat wojna domowa zniszczyła polityczne i społeczne organizacje. Według szacunków ONZ 1,8 mln osób zostało zmuszonych do opuszczenia własnych domów, a życie 4 mln uznaje się za dotknięte działaniami wojennymi. W takich warunkach pracują misjonarze, wolontariusze i inni ludzie dobrej woli. W takich warunkach pracowała siostra Dolores, którą w 2002 r. skierowano do Republiki Południowej Afryki w celu założenia tam misji dla chorych na AIDS i dzieci osieroconych. W nowej placówce misyjnej pracowała w klinice św. Józefa z siostrami z Indii, Argentyny i Indonezji. Statystycznie RPA zajmuje pierwsze miejsce w świecie co do liczby zarażonych wirusem HIV. Początki RPA to dwie burskie republiki Transwal i Orania. Burowie byli potomkami przybyłych tam w XVII w. białych osadników holenderskich. Po wojnach burskich z Wielka Brytanią w 1910 r. utworzono dominium brytyjskie Związek Południowej Afryki, przekształcony w 1961 r. w Republikę Południowej Afryki. Do pocz. lat 90. XX w. obowiązywał w tym kraju rasistowski system społeczny rządów białej mniejszości (apartheid). Postacią symbolizującą walkę z państwem prześladującym czarnoskórych obywateli był Nelson Mandela, więziony przez 26 lat. W 1990 r., za rządów prezydenta F.W. de Klerka, rozpoczęto stopniowy demontaż systemu apartheidu i wprowadzanie demokracji. Za swój wkład w demokratyczne przemiany Mandela i de Klerk otrzymali wspólnie w roku 1993 pokojową Nagrodę Nobla. Od wolnych wyborów w 1994 r., władzę sprawuje reprezentujący czarnoskórą większość Afrykański Kongres Narodowy. Mimo niepokojów społecznych, RPA pozostaje najbardziej rozwiniętym gospodarczo krajem na kontynencie i piątym na półkuli południowej. Wydobywa się tam złoto, które stanowi 40% światowych zasobów, diamenty jubilerskie i przemysłowe (80% zasobów Afryki), nadwyżki wyprodukowanej żywności są eksportowane. RPA to kraj, w którym mieszkają ludzie niezmiernie bogaci obok żyjących w skrajnym ubóstwie. To kraj kontrastów. Siostra Dolores swoje wspomnienia, wrażenia i przeżycia związane z pracą na misjach opisała w książkach „Idź za głosem serca” i „Mądrość Afryki”. Tą ostatnią można było nabyć podczas spotkania. Fragmenty książek drukował „Oleski Telegraf”, a felietony S. Dolores ukazują się na łamach „Gościa Niedzielnego” w rubryce „Opowieści”. Po powrocie do kraju siostra Dolores pracuje w duszpasterstwie akademickim „Resurexit” w Opolu, współpracując z duszpasterzami akademickimi: ks. Eugeniuszem Plochem i oleśnianinem ks. Marcinem Cytryckim. – „W Duszpasterstwie Akademickim chciałabym przede wszystkim dzielić się z młodymi swoim życiowym doświadczeniem Boga. Ludzie ubodzy, z którymi żyłam przez ostatnie 20 lat, nauczyli mnie życia i doświadczania Boga, który jest i który kocha nas całym sercem. Prości ludzie, pokonani przez chorobę, nałogi, rodzinne dramaty, ból rozstania z ukochanymi właśnie tego mnie uczyli. Kocham Boga ludzi biednych, odrzuconych, tych, którzy zbyt szybko odchodzą, a mimo to mają siłę, by kochać. Tak widzę swoje miejsce w duszpasterstwie akademickim - mówi s. Dolores. Została także przełożoną domu zakonnego w Opolu. Prowadzi audycję w diecezjalnym Radio Plus Opole „Serce dla Misji” z Marleną Płaską. W każdą niedzielę o godz. 19:45 można ją usłyszeć na falach eteru. W ubiegłym roku świętowała 25-lecie swoich ślubów zakonnych w trzecim dniu odpustu św. Rocha. Siostra Dolores jest osobą bardzo aktywną, która realizuje swoje powołanie przede wszystkim poprzez czynienie dobra innym, zwłaszcza tym, którzy są potrzebujący. Jako pielęgniarka zbierała z ulic osierocone dzieci, ratowała zdrowie, otarła się o choroby, nędzę, nałogi, rodzinne dramaty, pracując w bardzo trudnych warunkach: bez prądu, pożywienia, odzieży i leków. Podczas spotkania ze swoimi krajanami barwnie, ciekawie, z charakterystyczną dla siebie głębią dzieliła się swoim zachwytem nad Afryką i mieszkającymi tam ludźmi, odpowiadała na pytania. Mówiła o kobietach Afryki i ich etosie. Zaprosiła do Olesna dwie współsiostry Aldonę i Agnieszkę oraz Ojców Białych Otto Katto Asimwe i Dariusza Zielińskiego ze Zgromadzenia Misjonarzy Afryki, które założył arcybiskup Algieru, późniejszy pierwszy kardynał w Afryce Karol Lavigerie w 1868 r. W Polsce zgromadzenie to posiada tylko jeden dom zakonny w Lublinie. Stamtąd przyjechali do nas ojcowie. Ojciec Otto grał na bongosach, bębnie, tańczył, śpiewał i pięknie mówił o prostocie ludzi Afryki, o wyrażaniu uczuć także w liturgii. „Europejczyk mówi i postępuje tak jak myśli, Afrykańczyk mówi i postępuje tak jak czuje, jak podpowiada mu jego serce”. Otto to imię, które otrzymał na chrzcie, Katto to nazwisko jego ojca, zaś Asimwe oznacza „podziękowanie”. Jest rodowitym Afrykańczykiem z Ugandy, urodzonym nad równikiem. Jego dziadek wyznawał religie afrykańskie. Rodzice byli chrześcijanami. On sam chciał zostać misjonarzem, dlatego wstąpił do Braci Białych - pierwszych misjonarzy w Ugandzie. Przez 9 lat pracował na misjach w Mali. Obecnie przebywa w Polsce - uczy misjonarzy języka, odwiedza parafie i szkoły, dzieli się wiedzą o misjach i Afryce. Opowiada o świętych męczennikach z Ugandy, zabitych przez króla Mwange w 1886 r. w Namugongo. Najmłodsi z nich mieli 12 lat i nawet dla niechrześcijan są bohaterami. Jak przyznaje, chociaż zwiedził wiele zakątków świata, to w Polsce czuje się jak w domu. Bo Polskę i Afrykę łączy silna wiara w Boga. Promieniuje szczęściem, które swe źródło ma w Bogu. Ojciec Dariusz Zieliński, pracujący niegdyś na misjach w Mali i Algierii, zebranym przybliżył zjawisko poligamii w kulturze afrykańskiej. Ojcowie przywieźli ze sobą wiele instrumentów muzycznych, przedmiotów codziennego użytku, ubrań, rzeźb, zabawek, barwnych tkanin w celu przybliżenia tradycji, kultury i realiów życia codziennego mieszkańców czarnego kontynentu. Spotkanie nie było wykładem, misjonarze rozdawali instrumenty muzyczne zebranym, wybranych uczestników ubrali w afrykańskie stroje i porwali do śpiewu i tańca uczestników spotkania. Konkluzją tego spotkania może być zdanie: „Że nasz świat-świat cywilizacji zachodniej wydaje się być światem anonimowych indywidualności, świat Afryki to świat, który nastawiony jest na rodzinę, sąsiadów i innych”. Spotkanie swoją obecnością zaszczycili: rodzina siostry Dolores z mamą siostry - Dorotą Zok, proboszcz Walter Lenart, prałat Zbigniew Donarski, radni miejscy: Maria Kaniuka, Krzysztof Baron, skarbnik Gminy Jan Jaskólski, naczelnik Wydziału Edukacji przy Starostwie Powiatowym Bogusława Szychowska, dyrektor ZSD Jerzy Jeziorowski, dyrektor Publicznego Gimnazjum nr 1 Janusz Wojczyszyn, dyrektor Publicznej Szkoły Podstawowej nr 3 Teresa Wiecha, dyrektor Oleskiej Biblioteki Publicznej Halina Szklanna, fotograf Mirosław Dedyk i lokalne media Czwartkowe spotkanie muzealne z siostrą Dolores i misjonarzami było najbardziej energetycznym i radosnym ze wszystkich dotychczasowych takich spotkań. Duża sala MDK wypełniona po brzegi rozkołysała się w rytm afrykańskiej muzyki Banga Banga.
Ewa Cichoń
Serdecznie zapraszamy na XIX Czwartkowe Spotkanie Muzealne
150 rocznica powstania styczniowego - Oleśnianie w powstaniu styczniowym
150 lat temu wybuchło największe z polskich powstań narodowych – powstanie styczniowe, którego 50-ta rocznica przypadła jeszcze w czasach zaborów, a setna rocznica w okresie gomułkowskiego PRL-u. Nie mogły więc one być godnie celebrowane. Dlatego dzisiaj, kiedy cieszymy się wolnością, gdy Senat Rzeczpospolitej Polskiej ustanowił rok 2013 Rokiem Powstania Styczniowego, organizowane są obchody upamiętniające 150 rocznicę jednego z najważniejszych wydarzeń w dziejach Polski, które od pokoleń kształtuje naszą tożsamość narodową. Uroczystości rocznicowe powinny być nie tylko wyrazem hołdu dla poświęcenia i ofiary uczestników tamtych wydarzeń, ale także wyrazem pielęgnowanego kultu odpowiedzialności oraz obowiązku wobec ojczyzny, która łączy i scala Polaków. W tym duchu przemawiał Prezydent RP Bronisław Komorowski: „Jestem przekonany, że możemy wspólnym wysiłkiem pokazać, że historię mamy jedną, nie ma paru historii, są zawsze pokusy, aby pisać ją na nowo. Ale mamy przeszłość wspólną. Powstanie styczniowe, pamięć o nim jest niebywałą okazją do budowania zrozumienia dla wspólnoty losów wykraczających poza granice państwa polskiego, wykraczające także poza granice narodu polskiego. Powstanie styczniowe jest ważne także dla zrozumienia tego, co nas łączy i powinno łączyć w wymiarze ponadnarodowym z narodami sąsiednimi”. Pomimo klęski tego ostatniego romantycznego zrywu narodowowyzwoleńczego spowodowanej miażdżącą przewagą militarną wroga, przetrwało ono w świadomości Polaków, stając się potężnym impulsem dla narodowej kultury, która ukształtowała kolejne pokolenia Polaków, zdolne do odzyskania niepodległości Ojczyzny w 1918 r. Mimo wielu represji popowstaniowych ze strony władz carskich stanowiło ono moment zwrotny w tworzeniu się nowoczesnego narodu ze świadomością wszystkich jego warstw społecznych. To w tym powstaniu Polacy wykazali się umiejętnością organizowania skutecznego aparatu państwowego w najtrudniejszych warunkach. To wtedy wypracowano zasady konspiracji, z których czerpały kolejne pokolenia. Państwo podziemne w okresie powstania styczniowego, tam gdzie i jak długo było to możliwe, ściągało podatki, pobierało rekruta, wymierzało kary zdrajcom, organizowało powstańczą pocztę, rozbudowało system łączności. Niewątpliwie z tego dziedzictwa w okresie okupacji czerpali twórcy Polskiego Państwa Podziemnego. W celu poznania zasad polskiej konspiracji historycy niemieccy w okresie II wojny św. opracowali studium o powstaniu styczniowym. Choć zakończyło się ono klęską i zatrzymało na mniej więcej 50 lat polskie dążenia do wolności, to właśnie powstanie styczniowe, jego legenda i etos legły u podstaw odrodzonej Polski. Na niej wychowywała się kolejna generacja patriotów. Józef Piłsudski wyrastał w duchu ideałów powstania styczniowego, natchnieniem dla walczących o niepodległość Polski Legionistów byli weterani powstania z 1863 r., których otaczano czcią i którym oddawano honory wojskowe. Z ducha powstania styczniowego wywodzi się powstanie warszawskie, w którym podobnie jak powstańcy styczniowi podjęto walkę przy niepewnych szansach, jeśli trzeba, mimo wszystko. Z kolei pamięć powstania warszawskiego odegrała ogromną rolę w najbardziej udanym polskim zrywie wolnościowym, jakim było powstanie Solidarności. Powstanie styczniowe wybuchło 22 stycznia 1863 r. i trwało do jesieni 1864 r. Ogłoszone manifestem 22 stycznia 1863 r. wydanym w Warszawie przez Tymczasowy Rząd Narodowy, spowodowane zostało narastającym rosyjskim terrorem wobec polskiego biernego oporu. Zasięgiem objęło zabór rosyjski: Królestwo Polskie oraz ziemie zabrane – Litwę, Białoruś i część Ukrainy. To największe polskie powstanie narodowe miało charakter wojny partyzanckiej, w której stoczono ponad 1200 bitew i potyczek. Mimo początkowych sukcesów zakończyło się klęską. Śmierć poniosło kilkadziesiąt tysięcy poległych w walkach, tysiąc zostało straconych, 38 tysięcy skazano na katorgę lub zesłano na Syberię. 10 tysięcy Polaków wyemigrowało. Mimo takiego bilansu powstanie styczniowe zyskało poparcie międzynarodowej opinii publicznej, zyskało rozgłos w Europie, zyskało wielu sympatyków i ochotników także z innych krajów. Wśród wielu walczących w jego szeregach wyróżnili się Rosjanie, Józef Hauke-Bosak, powinowaty cara Aleksandra II i Andriej Potiebnia, Włoch - Francesco Nullo - przyjaciel i powiernik Giuseppe Garibaldiego oraz francuski wojskowy i organizator żuawów śmierci Francois Rochebrune. Oprócz cudzoziemców do powstania styczniowego garnęli się ochotnicy nie tylko z zaboru rosyjskiego, pruskiego i austriackiego, ale także z regionu Górnego Śląska. Opracowania: Odorkiewicza E., Śląsk a powstanie styczniowe, w: „Zaranie Śląskie”, R. XXIII, 1960, z. 1, s.3-20, i Korzyści, jakie miałbym po wyzwoleniu Polski, Dokumenty śląskie z lat 1863-1864, w: „Zaranie Śląskie” R. XXX, 1967, z. 4, s. 765-780 ukazują stosunek ludności Śląska do powstania styczniowego w oparciu o materiały śląskich landratur i prasy niemieckiej. W publikacji niemieckiego historyka Latermanna Oberschlesien und die polnischen Aufstände im 19 Jahrhundert, w: „Zeitschrift des Vereins fűr Geschichte Schlesiens”, t. 64:1930, s. 263-280 figuruje informacja o powstańcu styczniowym, ochotniku z Olesna – synu miejscowego introligatora W. Suessmannie, który w liście z 25 lipca 1863 r. adresowanym do rodziców i do sądu gminnego w Osowcu Śląskim, pisał, że pochodzący stamtąd praktykant myśliwski A. Bertram zginął w postaniu styczniowym. Sussman, będąc magazynierem powstańczych składów amunicji, przedzierał się na Śląsk incognito w celu zakupienia tam broni palnej i werbowania ochotników do powstania. Wraz z nim do powstania poszli dwaj inni mieszkańcy Olesna o nazwiskach Murra i Jatzik (Jaczyk). Trzej oleśnianie walczyli w oddziale pułkownika Zygmunta Chmielińskiego (1835-1863) w „strasznej bitwie” . Z pewnością była to bitwa, którą stoczył oddział Chmielińskiego z pułkownikiem Ernrothem pod Złotym Potokiem w dniu 6 lipca 1863 r., która zakończyła się wycofaniem powstańców w kierunku Lelowa i Koniecpola. Kolejnym znanym ze źródeł powstańcem styczniowym z Oleskiego był ekonom ze Zdziechowic Siegroth Fedor, wzięty do rosyjskiej niewoli i wydany władzom pruskim. Powstanie styczniowe zasilali także ochotnicy dezerterujący z armii pruskiej. W Breslauer Zeitung, nr 263 z 10 czerwca 1863 r. zanotowano, że w nocy z 6 na 7 czerwca 1863 r. zdezerterował z warty ze wsi Zawisna 30-letni żołnierz o nieznanym nazwisku z 8 kompanii 50 pułku piechoty, zabierając ze sobą broń i 90 naboi. Nie można odtworzyć dokładnej liczby powstańców z terenu Oleskiego, ochotnicy w obawie przed represjami nie przyznawali się do udziału w powstaniu, a władze pruskie nie rozgłaszały na ten temat wieści. Często walczyli pod przybranymi nazwiskami lub pseudonimami. Na ten proceder natomiast reagowały władze rosyjskie. Wywiad rosyjski meldował władzom pruskim m.in.: że w powiecie oleskim zbierali się po dworach napływowi robotnicy rolni z zamiarem wzięcia udziału w powstaniu. Raport pruskich urzędników z dnia 20 września 1863 r. podaje, że między 22 a 27 sierpniem 1863 r. władze rosyjskie w Wieluniu wydały Prusakom kilkunastu poddanych pruskich wziętych do niewoli podczas powstania styczniowego. A. O Klausmann w Oberschlesien vor 55 Jahren und wie ich es wiederfand, wydanym w Katowicach w 1911 r. na s. 59 podaje: „Wszędzie na Górnym Śląsku były portrety dzielnego wodza Polaków i jego kobiecego adiutanta oraz barwne, choć brzydkie obrazki, sławiące bohaterskie czyny kosynierów” . Tym polskim wodzem był dyktator powstania Marian Langiewicz, a kobiecym adiutantem Henryka Pustowójtówna. Władze pruskie, aby zapobiec dezercjom żołnierzy i przedzieraniu się do Kongresówki ochotników cywilnych, ściągnęły na tereny przygraniczne wojska z garnizonów górnośląskich oraz z Dolnego Śląska. W tym niespokojnym okresie działali także na ternie Górnego Śląska i w Oleskiem tajni emisariusze. Głównym ich celem był zakup broni i amunicji. Brali, co się dało, często nawet przestarzałe karabiny, strzelby myśliwskie, szable i bagnety. Na terenie Olesna i okolic znajdowały się drogi przerzutowe broni i amunicji, funkcjonowały tam łączność pocztowa i transport kolejowy. W dniu 2 lutego 1863 r. Kozacy skonfiskowali w Bodzanowicach proch i broń, przeznaczoną dla powstańców w Kongresówce. Najczęściej przemycano je w bryczkach lub wagonach kolejowych z podwójnym dnem. Plombowane wagony kierowano do Austrii, ponieważ nie były one kontrolowane po pruskiej stronie. Taki wypadek miał miejsce w Oleśnie 17 maja 1863 r. „Breslauer Zeitung” z 1863 r. donosi, że w dniu 13 maja zastrzelono w Oleśnie przemytnika, który zamierzał dostarczyć powstańcom broń lub amunicję. Jednym z następstw powstania styczniowego był wzrost kontaktów mieszkańców Oleskiego z Polakami z Kongresówki. Od wiosny do lipca 1864 r. oleska landratura wystawiła aż 260 paszportów i 4500 przepustek do Królestwa Polskiego. Udział ochotników z terenów Górnego Śląska, który od XIV w. oderwany był od Państwa Polskiego, jest świadectwem współuczestnictwa tego regionu w powstaniu styczniowym i budzącego się odrodzenia narodowego. W źródłach zachowały się tylko 4 nazwiska uczestników powstania styczniowego z terenu powiatu oleskiego, ale z pewnością było ich więcej. Ich następcy pół wieku później w czasie powstań śląskich walczyli o ideały, za które walczyli i ginęli powstańcy styczniowi.
„Kraj, który ma takich żołnierzy, musi być wolnym i potężnym. Ojczyzna i historia Was nie zapomni.” Marian Langiewicz
Nowa wystawa w muzeum
16 stycznia 2012 r. miało miejsce otwarcie wystawy „Płonąca kolekcja - wystawa zapalniczek Piotra Polaczka” w Oleskim Muzeum Regionalnym. Prezentowane na niej zbiory oleskiego kolekcjonera Piotra Polaczka są imponujące. Liczą one ponad 2 tysiące zapalniczek z różnych rejonów świata i z różnych okresów historycznych. Na wystawie wyeksponowano zapalniczki z Europy, Stanów Zjednoczonych i Australii, od najstarszych z okresu międzywojennego i z czasów II wojny światowej po współczesne. Mieszkający w Oleśnie Piotr Polaczek od 18 lat realizuje swoje hobby, tworząc prywatną kolekcję zapalniczek, które sam kupuje, wyszukuje lub otrzymuje w prezencie od znajomych. Zgromadzona kolekcja zajmuje znaczną część jego mieszkania, a poprzez tę wystawę została udostępniona mieszkańcom Olesna. Znajdują się tam zapalniczki o przeróżnych kształtach: pistolety, figurki zwierząt, puszki piwa, telefony komórkowe, flakony na perfumy, samochody, granaty, zabawki...
Na wystawie ukazano także historię ognia, zapałek i zapalniczek. Pierwszą zapalniczkę zwaną Lampą Döbereina skonstruował w 1823 r. Johann Wolfgang Döbereiner. Bazowała ona na zjawisku samorzutnego zapalania się wodoru w obecności gąbczastej platyny. Obecnie najczęściej spotykane są zapalniczki zasilane benzyną lub skroplonym gazem. Zapalniczki benzynowe często określane są w Polsce mianem zapalniczek zippo, od firmy Zippo, która zasłynęła ich produkcją. Zapalniczki takie uzyskują płomień w wyniku spalania benzyny, przechowywanej w absorbującym materiale, a wydobywanej na zewnątrz przy pomocy knota od razu po otwarciu zapalniczki. Gasi się je poprzez zamknięcie, a zapalane są przy użyciu krzesiwa. Są to zapalniczki, które można wielokrotnie napełniać. Z kolei zapalniczki gazowe spalają butan, przechowywany wewnątrz zapalniczki w stanie skroplonym. Gaz wydostaje się na zewnątrz zazwyczaj dopiero po naciśnięciu specjalnego przycisku. Otwiera się wtedy zaworek zbiornika z gazem, a ciśnienie powoduje jego wyrzucanie i mieszanie się z powietrzem. Zapalniczkę gasi się poprzez zwolnienie przycisku, które powoduje zamknięcie zaworu i odcięcie dopływu gazu. Dostępne są zarówno zapalniczki jednorazowe, jak i takie, które można napełniać. Często spotykane są również zapalniczki, wykorzystujące do uzyskania zapłonu iskrę elektryczną. Do jej uzyskania najczęściej wykorzystywana jest piezoelektryczność, a dużo rzadziej inne źródła potencjału (np. akumulatory). Zapalniczki takie odporne są na wilgoć i używa się ich łatwiej niż gazowych zapalniczek z krzesiwem, gdyż do ich uruchomienia wystarczy wciśnięcie jednego przycisku.
Zanim zaczęto używać zapalniczek korzystano z zapałek. Pierwsze zapałki wynaleziono w 508 r. w Chinach. Składały się one z patyka sosnowego z główką z siarki. Pierwsze zapałki w Europie wykonał w 1805 r. w Paryżu Jan Christian Chancel. Ich zapalenie następowało przez zanurzenie końca specjalnie spreparowanej drewnianej drzazgi w stężonym kwasie siarkowym. W 1826 r. angielski aptekarz John Walker wynalazł zapałki składające się z chloranu potasowego, siarczku antymonu i krochmalu. Zapalały się przez potarcie o papier ścierny z powierzchnią wykonaną z mielonego szkła. W 1833 r. Anglik S. Jones zaczął produkować w Londynie zapałki fosforowe. W 1893 r. – Schwierung wynalazł zapałki, zapalające się o każdą powierzchnię (składające się z ołowianu potasowego K4PbO4 i fosforu czerwonego).
Od zarania dziejów człowieka na ziemi ogień był postrzegany jako coś wyjątkowego. Chronił przed zimnem, służył do przygotowania pożywienia, odstraszał zwierzęta i wrogów, oświetlał ciemności, a przez to dał początek wierzeniom religijnym. W różnych kulturach i epokach przypisywano mu znaczenia symboliczne; był np. symbolem życia, energii witalnej, pierwiastka męskiego. Ogień bywał też źródłem katastrof: pożarów, stąd – oprócz symboliki pozytywnej – bywa w różnych kulturach symbolem gwałtowności wzbudzającej grozę. Dla Indoeuropejczyków ogień to symbol podboju natury przez człowieka, bowiem zwierzęta nie potrafią rozniecić ognia. Wynalezienie sposobu podtrzymywania ognia, a później jego wzniecania sprzyjały rozwojowi życia społecznego. W epoce brązu kult ognia związany z kultem solarnym przyczynił się do zmiany obrządku pogrzebowego. Pochówek szkieletowy zastąpiono ciałopaleniem. Wierzono, że ogień, spalając zwłoki ludzkie, dokonuje ich transformacji, a dym unoszący się ze stosu pojmowano jako medium duszy.
W starożytnych Indiach Ariowie czcili ogień jako dawcę życia i siłę zdolną zniszczyć świat w kosmicznym pożarze. Najważniejsza ofiara Ariów, agni-hotra, była związana z ogniem. Do dzisiaj hinduiści, i nie tylko oni, wlewają ofiarę (najczęściej w postaci roztopionego masła) do domowego paleniska. O znaczeniu ognia świadczy fakt, że małżeństwo zawarte w obliczu ognia uchodziło za nierozerwalne. To z Indii pochodzi pogląd, że asceza (tapas) jest ognista, doświadczana w postaci trawiącego ognia. Słowo tapas oznacza „być gorącym”, „być żarliwym”, „płonąć”, „niszczyć”, „palić”, „odczuwać ból” i w szczególny sposób wiąże się z wytrwałą ascezą. Jedną z form tradycyjnej indyjskiej ascezy jest wielogodzinna medytacja w upał w środku czterech (albo pięciu) ognisk. Według Dharmaśastry Wasiszthy świat Brahmy osiąga się poprzez wejście w ogień.
Stary Testament jest pełen symboliki dotyczącej ognia. W Biblii dominuje przekonanie, że Bóg (Pwt 4.24), aniołowie (Wj 3.2) i jego słudzy (Ps 104.4), mają naturę ognia. Raju ziemskiego strzegą ognisty mur i ognisty miecz. Jahwe objawił się Mojżeszowi w płonącym krzewie (Wj 3, 1-4) i zstąpił na górę Synaj „w ogniu” (Wj 19.18) oraz prowadził Izraelitów przez pustynię pod postacią słupa ognia. Bóg manifestował swoją chwałę w ogniu (Wj 24:17). Przyjmował ofiary przez całopalenia. Ogień jest symbolem ostatecznego sądu i kary dla niewiernych (Ap 19:20 ; 20:10-14).
W starożytnej Persji czczono głównego boga i stwórcę świata Ahura Mazdę pod postacią ognia płonącego w świątyniach. Kult ognia jako najczystszego twóru boga pełni szczególnie znaczącą rolę w do dziś praktykowanej perskiej religii Zaratustry. Magowie wierzyli, że opanowanie ognia da im władzę nad bogami i demonami mającymi ognistą naturę, oraz nad ludzkimi emocjami o równie „ognistym” charakterze. Każdego ranka magowie pozdrawiali wschodzące słońce jako symbol najczystszego ognia, a gwieździe i płomieniowi, w których się on objawiał, składano hołdy godne bogów.
W mitologii greckiej Prometeusz wykradł bogom ogień i nauczył ludzi, jak go używać. Także bogowie greccy, np. Tyfon czy Artemida, jawili się w ognistych epifaniach. Olimpias (Olimpiada) po ognistej epifanii Zeusa poczęła Aleksandra Wielkiego. Kasandra w Agamemnonie Ajschylosa w wyniku ognistej epifanii Apolla została przez niego pochwycona i porwana. Menady z Bachantek Eurypidesa miały ogniste epifanie Dionizosa. Ino z Prometeusza w okowach Ajschylosa w stanie ekstatycznym czuła wewnętrzny ogień. Ogień buchał z ust proroka i cudotwórcy Eunusa, kapłana bogini syryjskiej Atargatis, opisanego przez Diodora Sycylijskiego. Bogini Tetyda dzięki kąpieli w ogniu usiłowała zapewnić nieśmiertelność swojemu synowi Achillesowi. Boginią ogniska domowego była Hestia. W starożytnej Grecji każde nowo narodzone dziecko, piątego dnia po urodzeniu, obnoszono dookoła ogniska, oddając je Hestii w opiekę. Matka panny młodej rozpalała pierwszy raz ogień w nowym domu płomieniem pochodzącym z jej świątyni. Gość, przychodząc do domu, gdzie nie był mile widziany, musiał złapać się krawędzi ogniska i odtąd gospodarze nie mogli mu nic zrobić. W kulturze helleńskiej cześć oddawano Feniksowi – ptakowi o pięknym złoto-purpurowym upierzeniu, śpiewającemu melodyjnym płaczliwym głosem, który swoim wyglądem przypominał ogień. Był on potężnym symbolem transformacji, ponieważ gdy spłonął, na nowo zmartwychwstał; stąd powiedzenie: „odrodzić się jak feniks z popiołów”. W antycznej Grecji piorun był symbolem siły i władzy. Bogowie karali nimi ludzi i zsyłali pioruny na Ziemię. Wierzono, że za błyskawicami stoją zagadkowe czarodziejskie moce i siły niebieskie. Greckim władcą błyskawic był Zeus, którego atrybutem były złote pioruny.
Greccy filozofowie zgłębiali symbolikę ognia. Heraklit z Efezu, któremu przypisuje się sformułowanie myśli, że wszystko płynie „panta rei”, za zasadę wszechrzeczy uznał właśnie ogień (choć nie należy tego rozumieć dosłownie, inaczej niż dla fizyków jońskich ogień jest dla Heraklita tylko symbolem arche): Świat jest i będzie wiecznie żyjącym ogniem zapalającym się według miary i według miary gasnącym. Heraklit twierdził, że symbolem zmienności, dynamiki, powstawania i ginięcia, konfliktu i walki jest wieczny ogień, który jako błyskawica stanowi przyczynę i rozumnie kieruje całością wszechrzeczy. Demokryt z Abdery uważał, że bogowie powstają z wiru ognistych atomów i jawią się ludziom dysponującym specjalnymi umiejętnościami jako symulakry - obrazy.
W starożytnym Rzymie rozwijał się kult Westy - bogini domowego ogniska. Kapłanki usługujące w świątyni Westy, tzw. westalki strzegły i podtrzymywały wieczny ogień w świątyni jej poświęconej. Ogień reprezentował samą boginię Westę. Za dopuszczenie do wygaśnięcia ognia odpowiedzialnej za to westalce wymierzano karę chłosty, a nawet zamurowywano ją żywcem. Rzymski Jowisz utożsamiany z greckim Zeusem był bogiem dziennego nieboskłonu, burzy i piorunów. Jego atrybutem był piorun. W Rzymie wiązano obłęd z ogniem. Sądzono, że przyczyną obłędu jest nawiedzenie głowy, a zwłaszcza mózgu, przez szalejącego, ognistego daimona (łac. genius). Plautus pisał w Punijczyku, że „mózg [szaleńca] staje teraz w ogniu”, a Wergiliusz w Eneidzie pisał, że „z płomiennej mu twarzy iskry lecą, blask w oczach namiętnych się żarzy”.
W Cesarstwie Bizantyjskim używano tzw. greckiego ognia, którego produkcja i skład otoczone były tajemnicą. Za jej ujawnienie groziła kara śmierci. Prawdopodobnie była to mieszanina oleju lub ropy naftowej i smoły, siarki, saletry, soli kamiennej, żywicy i palonego wapna. Cechą charakterystyczną tej mieszaniny był zapłon przy kontakcie z wodą morską, co zawdzięczał zawartości wapna palonego, którego reakcja z wodą wytwarza duże ilości ciepła. Ogień grecki zapalał się dzięki temu, że na końcu rur, którymi był wyrzucany w kierunku wrogiego okrętu umieszczano źródła ognia (np. pochodnie). Dawało to podobny efekt, jak uruchomienie spray`u przed zapaloną zapalniczką. Sądzić także można, że ogniem greckim określana była ropa naftowa rozrzucana na okręty wroga niczym koktajle Mołotowa.
Słowianie podkreślali kreacyjne znaczenie ognia, co wyrażali w określeniu: „krzesać ogień”, a znaczyło to dla nich „wskrzeszać”.”, Słowiański Perun był bogiem piorunów, błyskawic i grzmotów. Bronią Peruna w tradycji bałtosłowiańskiej jest kamienny piorun, zwany strzałą bożą, piorunową strzałą lub piorunowymi prątkami. Thor był jednym z głównych bogów nordyckich, odpowiednikiem południowogermańskiego Donara. Czczony był jako bóg burzy, piorunów, sił witalnych oraz rolnictwa.
Chrześcijaństwo jest pełne symboliki ognia. Jezus w Ewangelii św. Łukasza (12.49) mówi: „Ogień przyszedłem rzucić na ziemię”. W Apokalipsie ogień utożsamiany jest z karą boską. Te nawiązania sprawiają, że ogień często bywa uznawany za atrybut boga i znak jego obecności. W dzień Pięćdziesiątnicy zesłanie Ducha Świętego usymbolizowane zostało przez ogniste języki (Dz.Ap.2:3). W Wielką Sobotę przed kościołem kapłan krzesze ogień i wypowiada słowa modlitwy, w której Chrystus nazywany jest "prawdziwym kamieniem węgielnym", udzielającym wiernym "ognia światłości". Ogień jest symbolem Chrystusa, a iskra, wykrzesana w ten wieczór, oznacza Jego wyjście z grobu i przejście do odmiennego życia. Od poświęconego ognia zapala się świecę paschalną, od paschału - po wniesieniu do kościoła - wszystkie lampy i świece w ciemnej do tego momentu świątyni. Rozpoczyna się msza św., po zakończeniu której wierni, jeżeli mają taką możliwość, zanoszą poświęcony ogień z płonącymi świecami do swoich domów; dawniej zapalali od niego wygaszone wcześniej w domach światła, a nawet paleniska w piecach. Każdego roku w Wielką Sobotę tłumy wiernych gromadzą się w Bazylice Grobu Świętego w Jerozolimie, ponieważ tego dnia z Nieba zsyłany jest ogień, który zapala świece w bazylice. Przez wyznawców kościoła prawosławnego „Cud Świętego Ognia” nazywany jest „największym ze wszystkich cudów chrześcijańskich”. Cud ten dokonuje się corocznie, dokładnie o tym samym czasie, w ten sam sposób i w tym samym miejscu. Patriarcha wchodzi do Kaplicy (zwanej Anastasis - czyli Zmartwychwstanie) z dwiema zgaszonymi świecami. Patriarcha klęka przed kamieniem, na którym Chrystus został złożony po śmierci i wypowiada słowa modlitwy, w czasie której dokonuje się cud. Niebieskawe, trudne do opisania światło, jakby wypływa ze środka skały i po jakimś czasie zapala zgaszone lampki oliwne i świece Patriarchy. To światło to „Święty Ogień”, który następnie przenosi się na wszystkich obecnych. Niektórzy chrześcijańscy eremici pustynni w magiczny sposób gasili ogień albo rzucali się w płomienie, co traktowali jako formę ascezy. Niektórzy mieli ogniste objawienia bóstwa. Mistycy chrześcijańscy, np. Beatrycze z Nazaretu w wizji ujrzała „ognisty oszczep Pana”, który przebił jej duszę. Flamandzka mistyczka Hadewijch miała wizję Miłości, z której oczu wylatywały ogniste miecze, a z ust pioruny i błyskawice. Św. Teresie z Avila anioł przebił serce ognistą włócznią, wyciągając jej na wierzch wnętrzności – słynna ekstaza św. Teresy w wizji Berniniego. Katarzyna ze Sieny pisała: „Moją naturą jest ogień”. Pio Forgione, późniejszy święty katolicki, w 1918 roku w wizji ujrzał, że jakaś postać wyciągnęła na wierzch ognistą dzidą jego wnętrzności, a on czuł, że jego ciało i umysł płoną. Angelus Silesius stwierdzał: „Bóg jest ogniem we mnie, a ja w Nim jasnością”. Filozof, matematyk i fizyk Blaise Pascal w swoim Memoriale, będącym zapisem przeżycia z 23 listopada 1654, pisał: „Ogień, Bóg Abrahama, Bóg Izaaka, Bóg Jakuba, nie filozofów i uczonych”.
Obecnie, w czasach cyfryzacji, słowo „ogień” nabrało nowego znaczenia, nawiązującego wszelako do staroindyjskiej tradycji mandalicznej. Jako chcący wejść do centrum mandali musiał przejść przez krąg ognia, tak różne sieciowe „ściany ognia” (Firewalls) to zapory mające blokować wirusy, chcące się zagnieździć w systemach komputerowych. W Chinach Great Firewall of China pełni dodatkowo rolę cenzorską, nie dopuszczając do komputerów osobistych treści uznanych przez władze za wrogie.
Na wystawie, czynnej od 17 stycznia do 8 marca, można zobaczyć 1200 zapalniczek oleskiego kolekcjonera. Zapraszamy.
Ewa Cichoń
Zapraszamy na wystawę
W związku z otwarciem nowego komisariatu policji w Dobrodzieniu w dniu 12.12.2012 r. do Olesna zawitali m.in. wiceminister spraw wewnętrznych Andrzej Deskur i opolski komendant wojewódzki Leszek Marzec. Dyrektor Oleskiego Muzeum Regionalnego miała zaszczyt oprowadzić gości po zabytkowym kościele św. Anny w Oleśnie.
„Świąteczna kraina II” w oleskim muzeum
Wystawa prac dzieci ze Środowiskowego Domu Samopomocy Społecznej w Sowczycach zatytułowana "W świątecznej krainie II " wprowadza nas w czas wyjątkowy i magiczny. Czas świąt Bożego Narodzenia, kiedy raz w roku stajemy się znowu dziećmi, z nostalgią powracając do szczęśliwych i beztroskich lat, a każda chwila żyje własnym pięknem. Czas rodzinnych spotkań, składania sobie życzeń, wzajemnych życzliwości, dzielenia się opłatkiem, pięknych prezentów pod choinką i cudnych zapachów roznoszących się po całym domu. Czas, w którym nawet zwierzęta mówią ponoć ludzkim głosem, a my w bieganinie życia przystajemy na chwilę i przypominamy sobie o najbliższych, przyjaciołach i znajomych. Ofiarujemy im życzenia i prezenty. Te ostatnie możemy oczywiście kupić w sklepie. W całej Polsce w wielu już sklepach pojawiły się pierwsze ozdoby choinkowe, oraz piękne kartki świąteczne, sztuczne i żywe choinki, mnóstwo słodyczy, zabawek i upominków. Ale najlepiej wykonać je samemu, włożyć w to pomysłowość, umiejętności i przede wszystkim serce. Tak jak dzieci ze Środowiskowego Domu Samopomocy w Sowczycach, które swoimi pracami stworzyły prawdziwą świąteczną krainę. I to już drugą w historii naszego muzeum. Wystawa „Świąteczna kraina” była tu prezentowana w 2010 r. Prace dzieci, tak ciężko doświadczonych przez życie, pełne są energii, kolorów i radości. Pozwalają zapomnieć o szarej codzienności. Te małe dzieła sztuki, wykonane pod kierunkiem pedagogów i opiekunów dzieci, umożliwiając twórcze spędzanie wolnego czasu, wyrażają ważne przesłanie o roli wyobraźni, optymizmu i nadziei w życiu. Są owocem terapii sztuką –arteterapii. Szopka z piernika, wieńce adwentowe, stroiki, obrazy malowane na szkle wyklejane, wycinanki, ozdobne torebki na prezenty, aniołki, świąteczne upominki czekają na zwiedzających w oleskim muzeum przez cały miesiąc grudzień. Środowiskowy Dom Samopomocy w Sowczycach jest domem dla 30 młodych ludzi z różnymi zaburzeniami i niepełnosprawnościami. Najmłodszy uczestnik ma 3 lata, najstarszy ponad 30 lat. Tam mogą aktywnie rozwijać swoje pasje i zdolności, uczyć się samodzielności i integracji ze środowiskiem. Kształtowanie poczucia własnej wartości prowadzone jest poprzez wielorakie terapie a także udział w konkursach, plebiscytach, wystawach, festynach, przeglądach, wycieczkach. Uczestnicy tworzą gazetkę „Słonecznikowe Wieści” pisząc artykuły, robiąc zdjęcia. Ważna jest ścisła współpraca z rodzicami i opiekunami, dla których organizowane są szkolenia, spotkania ze specjalistami, imprezy kulturalno -turystyczne. Środowiskowy Dom Samopomocy w Sowczycach w 2008 r. został wyróżniony przez Kapitułę Stowarzyszenia i miesięcznika Bariery statuetką „Emil 2008” za przełamywanie barier w środowisku osób niepełnosprawnych. Środowiskowy Dom Samopomocy w Sowczycach mottem swojej działalności uczynił zdanie Matki Teresy z Kalkuty: „Czujemy, że nasza działalność to tylko kropla w morzu, ale bez niej ocean byłby uboższy”. 03 grudnia 2012 r. na otwarciu wystawy byli obecni: kierownik Środowiskowego Domu Samopomocy Społecznej w Sowczycach p. Katarzyna Balcerzak z pracownikami tej placówki, kierownik Warsztatów Terapii Zajęciowej w Oleśnie p. Ewa Janiszewska-Dandyk, kierownik Ośrodka Pomocy Społecznej w Oleśnie p. Ewa Płuciennik, naczelnik Wydziału Edukacji przy Starostwie Powiatowym p. Bogusława Szychowska, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy p. Maciej Flank, inspektor Sanepidu p. Jolanta Bala, dyrektor Oleskiej Biblioteki Publicznej p. Halina Szklanna, dyrektor Zespołu Szkół Dwujęzycznych p. Jerzy Jeziorowski, wicedyrektor ZS w Oleśnie Grażyna Bogacz, przedstawiciele lokalnej prasy i zainteresowani wystawą rodzice, dzieci oraz mieszkańcy Olesna. Muzeum w Oleśnie zaprasza do obejrzenia wystawy "W świątecznej krainie II" w dniach od 03 grudnia 2012 r.
Ewa Cichoń
Zapraszamy na wystawę
W hołdzie autorce Rodła - Janinie Kłopockiej - XVIII Spotkanie Muzealne
W związku z przypadającą w tym roku 30 - tą rocznicą śmierci Janiny Kłopockiej pochowanej na oleskim cmentarzu komunalnym tej wybitej postaci poświęcone zostało XVIII Spotkanie Muzealne zatytułowane „ W hołdzie autorce Rodła”. W tym roku obchodzimy także 90. powstania Związku Polaków w Niemczech i 80. rocznicę powstania graficznego znaku tej organizacji, którego autorką była bohaterka niniejszego spotkania. Uroczyste obchody tego jubileuszu zostały zorganizowane w piątek - 9 listopada we Wrocławiu przez Rodzinę Rodła z Wrocławia, którego pomysłodawcę i lidera p. Tadeusza Szczyrbaka gościliśmy na spotkaniu w Oleśnie. Gdy ZPwN władze niemieckie zakazały używania polskich symboli w postaci orła białego i barw narodowych, poszukiwano innego wyrazistego symbolu tej organizacji. Ogłoszono konkurs na graficzny znak tego związku. Wygrał projekt młodej zdolnej artystki, studentki prof. W. Skoczylasa Janiny Kłopockiej. Prosty w formie i jakże czytelny znak Rodła symbolizujący kontur Wisły, której bieg od Bałtyku po Karpaty artystka nakreśliła białymi prostymi liniami na czerwonym tle. Zgodnie z sugestiami dr. Kaczmarka J. Kłopocka na tym znaku zaznaczyła dawną stolicę Polski - Kraków. I tak 80 lat temu, w 1932 r., narodziło się Rodło. „Rodło nie jest ani herbem, ani godłem. Ukazuje Wisłę-kolebkę Narodu Polskiego i Kraków-źródło kultury polskiej. Rodło to Polska. Symbol pochodzenia, łączności z Macierzą. Znak miłości, uczuć patriotycznych i narodowych. To także znak polskiego krajobrazu. Rodło stało się –jak pokazała historia- nieśmiertelne i niezniszczalne.” Autorka Rodła związała się mocno z naszym miastem, pracując tu w 1945 r. na stanowisku kierownika Referatu Kultury i Sztuki Starostwa w Oleśnie. Opisywała ruiny miasta, inwentaryzowała zabytki, ze wzruszeniem wspominała pątniczy kościół św. Anny i mimo tego że przebywała tutaj tylko przez rok, powróciła tu z godnie ze swoją ostatnią wolą. Ziemio Oleska przytul- i przytuliła ta Ziemia spoczywające tu od 30 lat Jej doczesne szczątki. Wyczarowała prostotą czystej formy Wierną rzekę Piastowego szczepu Królewski Matecznik narodowej kultury Od Wisły, Odry, Warty i Bałtyku Po dumne szczyty polskich Tatr Zamiast godła Orła i Pogoni Ród i Godło-Rodło Królewskie Nowy Polaków Znak Dzięki zaangażowaniu wielu ludzi- szczególnie rodziny Kłopockich i Płaziuków, które udostępniły pamiątki po artystce a także dyrektora PG nr 1 im. T. Kościuszki Janusza Wojczyszyna –prelegenta spotkania, nauczycieli i uczniów PG nr 1 mogliśmy pochylić się nad Jej wybitną Osobowością. Dyrektor Wojczyszyn zaprezentował życie i twórczość artystki, działalność ZPwN oraz genezę powstania Rodła. Uczniowie P G nr 1 przedstawili krótką część artystyczną. Harcerze złożyli kwiaty na grobie Janiny Kłopockiej. Na spotkanie muzealne przybyli: Burmistrz Olesna Sylwester Lewicki, przewodniczący Rady Miejskiej Piotr Antkowiak, sekretarz Gminy Bożena Matusiak, przewodniczący Rodziny Rodła Tadeusz Szczyrbak, prałat Zbigniew Donarski, dyrektor PG nr 1 Janusz Wojczyszyn, dyrektor ZSD Jerzy Jeziorowski, dyrektor ZS Marek Leśniak, dyrektor ZSZ Horst Chwałek, dyrektor Szkoły Muzycznej Jan Maliński, dyrektor MDK Ernest Hober, dyrektor Oleskiej Biblioteki Publicznej Halina Szklanna, naczelnik Wydziału Edukacji przy Starostwie Powiatowym Renata Płaczek- Zielonka i Bogusława Szychowska, pułkownik Tadeusz Lipiński oraz młodzież oleskich szkól gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych oraz lokalne media. Na uroczystości gościliśmy rodzinę Janiny Kłopckiej- Jadwigę Latałę, Tomasza Kłopockiego, Zdzisławę i Henryka Kłopockich, Annę i Tadeusza Gąsiorowskich, Ewę i Roberta Płaziuków, którzy udostępnili pamiątki po Janinie Kłopockiej prezentowane na wystawie znajdującej się na holu MDK w Oleśnie.
Serdecznie zapraszamy na XVIII Spotkanie Muzealne
25 października w naszym muzeum gościliśmy TVN Meteo i TVN 24
XVII Czwartkowe Spotkanie Muzealne i otwarcie wystawy „Obowiązek swój spełnili do końca”
XVII Czwartkowe Spotkanie Muzealne otworzyło uroczyście wystawę „Obowiązek swój spełnili do końca” poświęconą pamięci żołnierzy 74. Górnośląskiego Pułku Piechoty z Lublińca. Ekspozycję będzie można podziwiać w oleskim muzeum do końca listopada 2012 r. Była ona prezentowana m.in. w Centralnej Bibliotece Wojskowej Marszałka Piłsudskiego w Warszawie. Na spotkaniu swoją pasją i wiedzą na temat historii Lublińca, a zwłaszcza 74. Górnośląskiego Pułku Piechoty podzielił się autor wystawy Marian Berbesz, prezes Stowarzyszenia Rodzina Wojskowa 74. GPP. Wraz z komendantem Wojskowej Komendy Uzupełnień Lubliniec mjr. Tadeuszem Lipińskim odegrał on wielką rolę w uporządkowaniu lublinieckiego cmentarza wojskowego. Na wniosek Stowarzyszenia, któremu przewodzi, WKU w Lublińcu i SP nr 1 i Gimnazjum nr 1 w Lublińcu zostały odznaczone prestiżowym Medalem „Pro Memoria”1, a komendant WKU Lubliniec mjr T. Lipiński - Srebrnym Medalem Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej. Marian Berbesz jest autorem prac dotyczących historii Lublińca. Jego publikację zatytułowaną „Bohater wrześniowych dni - pułkownik Wacław Wilniewczyc” można było nabyć podczas spotkania. M. Berbesz został odznaczony w 2009 r. Srebrnym Medalem Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej, w 2010 r. Medalem „Pro Memoria”, a w roku bieżącym Brązowym Krzyżem Zasługi. Prelegent przedstawił historię swojego miasta Lublińca, a przede wszystkim związane z nim dzieje 74. GPP. Swoje wystąpienie ubarwił prezentacją multimedialną.
Ty jesteś odwieczny geniusz bojowy narodu, zowiesz się Męstwo, ty jesteś niespożyta, niezmożona moc ideałów narodowych, zowiesz się Poświęcenie, ty jesteś wszechzwycięska niepodległość ducha narodowego, zowiesz się Wolność.
Początki istnienia 74. Górnośląskiego Pułku Piechoty związane są z odzyskaniem przez Polskę niepodległości w 1918 r. Powstał on w Wielkopolsce na wiosnę 1919 r. W 1920 r. brał udział w wojnie polsko — bolszewickiej; w ciężkich walkach na pograniczu litewsko — białoruskim ponosił ogromne straty i we wrześniu tegoż roku resztki rozbitych pułków zostały wycofane z frontu. Na ich bazie utworzono 7 Dywizję Piechoty a w jej składzie 159 Pułk Piechoty Wielkopolski, który w dniu 5 marca 1921 r. został przemianowany na 74 Pułk Piechoty. 18 czerwca 1922 r. z rozkazu gen. Szeptyckiego pułk lubliniecki wyruszył z poligonu w Biedrusku do Herb Polskich. 26 czerwca dotarł do Lublińca uroczyście witany przez mieszkańców. W okresie przyłączenia części Górnego Śląska do Polski 26 sierpnia 1922 r. do Lublińca zawitał Naczelnik Państwa Józef Piłsudski, co upamiętnia tablica umieszczona na budynku Starostwa Powiatowego. 29.10.1929 r. Minister Spraw Wojskowych nadał oddziałowi nazwę 74. Górnośląski Pułk Piechoty oraz przyznał jego żołnierzom prawo noszenia na łapkach kurtek i płaszczy oznak orła śląskiego. W 1930 r. pułk został zaliczony do typu II pułków piechoty tzw. wzmocnionych. Na wypadek wojny przewidywany był do pierwszego rzutu mobilizacyjnego. W okresie zimowym posiadał dwa bataliony starszego rocznika i batalion szkolny. W okresie letnim trzy bataliony strzeleckie. Jego stan był wyższy od pułku „normalnego” o około 400-700 żołnierzy. W Lublińcu stacjonował 17 lat - do dnia 1 września 1939 r. W czasie wojny obronnej 1939 r. wchodził w skład 7. Dywizji Piechoty walczącej w ramach Armii „Kraków”. Pierwszym dowódcą 74. GPP był płk Milan Marszałek, a od 1932 r. płk Wacław Wilniewczyc. Funkcje zastępców dowódcy Pułku pełnili: ppłk Julian Janowski, ppłk J. Gruszka, a następnie ppłk B. Panek, ppłk S. Czaryłło, ppłk dypl. S. Wilimowski. Według danych z 1925 r. kadra zawodowa Pułku liczyła 55 oficerów i 127 podoficerów. Od tego roku Pułk posiadał 3 bataliony, w każdym 3 kompanie strzeleckie i 1 kompanię CKM - łącznie w czasie pokoju Pułk liczył około 1500 żołnierzy.
Obecność 74. GPP w Lublińcu bardzo korzystnie wpłynęła na rozwój miasta i powiatu. Dla potrzeb jednostki pracowało wielu rzemieślników, potrzebne b
[ ARCHIWUM ]
|
include ("dol.php"); ?>